Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Kultura

29 września, 2021

„Buddyjski mnich i legenda niebieskiej, boskiej czakry” – część 2.

Rozdział II – Pochodzenie zakonu. Tajemnice zamku w łęczycy boruty i ciemnych demonicznych postaci, uważanych za bóstwa i jego powiązanie z japońskimi wrotami czakranu, wszechobecnej wojny oraz sekret czarnego klucza, który te wrota otwiera

Czakranie, bo tak nazywało się owo ciemne plemię ludów złych szamańskich, które wykorzystywały czakry w niecnych celach, byli wyznawcami wiary w pecha, którego symbolem był ich demoniczny wilk boruta. Byli wyznawcami ciemnej energii z jądra ziemi, znajdującego się w jej fundamentach, tak zwanej ciemnej czakry, z której brały się wszelkie złe karmy, a które miały symbolizować pioruny rozgniewanego władcy burzy, zwanego Karmanem i ostatnim czakranem o imieniu Wielki Piorunarz – Karmański Strażnik Czakr. Czakrę tę, którą symbolizować miał ranny żółw czołgający się głową do słońca w boleściach do stóp wielkich gór, przeznaczenia każdego istnienia, którego ciągle poganiał czas pod znakiem wielkiego konia z głową słonia jako fatum nieuniknionego końca wszechświata, wyznawcami czakry, której czarne czary sprawiały, że na całym chińskim świecie słońce gasło jeszcze przed zachodem. Czakranie niesamowicie opanowali sztukę przebiegłości i podstępu do tak wielkiej perfidnej perfekcji, że właściwie poza owym jednym mnichem, wszyscy często dawali się na ich sztuczki nabierać. Byli więc niesamowitymi manipulatorami wobec wszystkich, których uznawali za potencjalnie zagrażających ich pozycji w Imperium Asasyńskiego smoka imieniem Avatar. Avatar był bestią o siedmiu wielkich głowach i dwudziestu potwornych paszczach, z czego każda ziała innym rodzajem ognia, ale wszystkie miały niesamowicie zgubny wpływ na losy karmy, które były zagrożone nieosiągnięciem nirvany po wędrówce dusz w zaświaty, czyli po długim ciągu reinkarnacyjnym. Właściwie to trudno powiedzieć skąd owy ciemny zakon się wywodził, bo po części od Mongołów, po części od słowian, a po części od dawnego bractwa zwanego wikingami, którzy w większości byli też galami i pływali wielkimi po morzach łodziami. Pochodzili z Półwyspu Afrykańskiego i wielu z nich praktykowało tradycyjną religię woodo, która miała te same korzenie, co wszystkie inne ciemne kulty, czyli praktyki związane z wielbieniem i oddawaniem chwały ciemności. Jednym słowem był to zbiór różnych pogańskich ludów, które nie nauczyły się nigdy na dalekim wschodzie niczego, prócz siania wojen i szerzenia nienawiści. Lud, który omijał wszelkie religie i kulty kręcące się wokół miłości. Unikali oni miłości jak ognia a nienawiść traktowali i używali niczym pochodnię, która pozwalała im czerpać energię z ciemnego źródła. Był to tak podły lud i towarzyszył mu tak podły klimat, że nawet sam William Shakespeare uznałby go za największy dramat w historii świata, pomimo że wiele ich było. Byli to cudzoziemcy naprawdę ciemnej gwiazdy, którą nazywali Syriuszem i która przybierała kształt ciemnego psa, kiedy wskazywała im drogę. Grupa ta, o znamionach iście mafijnych, wytatuowana była w różnego rodzaju znaki. Wierzyła w rozmaite przepowiednie i zodiaki, kłaniała się krokodylom i słoniom z dwoma wielkimi trąbami, a na dostatek zła, które czyniła, paliła jeszcze czarnego kota każdego miesiąca w roku i tak ofiarowana całkowicie złu, ciągle szukała okazji do nieustannej inwazji wobec wszystkich, którym nie podobało się ich zachowanie. Charakterystyczne było jeszcze to, że często zjadali szczury, kiedy wchodzili w podziemne dziury i używali wielu pirackich ozdób i myśliwskich trofeów. Czakranie, również jako okrutna zbieranina prymitywnych ludów, na porządku dziennym oddawali się różnego rodzaju dewiacjom seksualnym oraz składali w ofiarach swoje dzieci w przeznaczonych do guseł garach przy przebłagalnych zaklęciach i czarach wobec swoich pogańskich półbogów i półherosów. Czakranie używali też różnego rodzaju zakazanych przez klasztor shaolin praktyk medytacyjnych, korzystali z homeopatii, energoterapii, hipnozy i wszelkiego rodzaju pobudzających transów oraz spożywali najróżniejsze narkotyki, jako źródła energii ciemnej. Ze swoich czakr natomiast pokazywali światu jedynie to, co było dla nich wygodne i były to złudne obietnice radości. Kiedy zyskiwali jakąkolwiek kontrolę działali w tym bardzo intensywnie, hipnotyzując ludzi, którzy im ufali jak roboty do pomocy w każdej sprawie i bezwzględnie używali wobec jakiegokolwiek oporu i jakiejkolwiek rebelii ze strony tych, którzy nie ulegli, bo mieli wyższy poziom energii i świadomości w sobie. W każdym razie umiejętnie podbijali ludzi w niewolę, a tymi, którzy najlepiej znali się na takiej agresji, byli oczywiście czarni szamani, zwani powszechnie jako Alcatrasi Alcapone don Corleone i pod innymi jeszcze imionami. Najczęstszą ich nazwą było guru, kaligulu i maniguru mandalowe, bo swoimi czakrami otwierali różne portale światów ukrytych i mieli przeróżne służące ku temu amulety, talizmany no i mandale. Właśnie, a mandale najlepiej zdawały egzaminy, w czasie kiedy trzeba było utrzymać ludność w ryzach ryzyka, ale i posłuszeństwa egzekwowanego przez szamana bezlitosnego. Były to potężne bronie na dalekim wschodzie, które wymuszały na ich przeciwnikach dużo respektu, jeśli nawet nie szacunku. Szamani ci godzinami zamykali się w ponurych twierdzach zwanych klasztorami, mimo że nie były to żadne klasztory, a jedynie ich podobizny w najgorszym tego słowa znaczeniu. Były paskudne i przypominały wielkie lochy, w których szamani ci godzinami mantrowali nad swymi wiekuistymi księgami, zaklinając wszechświat i bogów, których uważali za na tyle wartych zaufania, że dzięki ich energii kosmicznej byli w stanie narzucić nieposłusznym swoją wolę. Tym bardziej, jeżeli jeszcze byli uzbrojeni w odpowiednie do tego amulety, pierścienie i wszelkie atrybuty, dające im kontrolę nad ludem. Ich bogowie nie byli dobrzy i nigdy nie mieli pewności, że za posłuszeństwo zostaną kiedykolwiek jakkolwiek wynagrodzeni po śmierci, ale okazywali się niezwykle skuteczni w ich wspieraniu rządów. Imperium czarnych Mongołów było ogromne i każdy, kto je mijał, musiał doświadczyć przynajmniej porządnego szoku, że coś takiego byli w stanie sobie stworzyć, pomijając kwestie czarów, stworzyli je własnymi rękoma osobiście. Jedynym, który nie uległ ich terrorowi, był Lobilius, stary chński mnich. Bo czasy były naprawdę mroczne i większość dla świętego spokoju nawet obiecywała wierność dozgonną tym tyranom, licząc w zamian na w miarę normalne życie, choć i z tym było różnie. Oczywiście Lobilius też nie wychylał się niepotrzebnie jako mądry mnich, kiedy nie musiał tym draniom, ale kiedy trzeba było bronić własnej ziemi, nigdy nie stchórzył i nie pozwolił na ich niewolę, i nie przyjmował jarzma z ich podłej ręki. Jednak odkąd czarne Mongoły afrykańskie z zakonem bractwa mnichów czarowników z ziem słowiańskich, w tym z Zamków Leszczyńskich oraz mnichów chińskich i japońskich, budujących wspólnotę czarnych szamanów, największą na całym globie, w skrócie SSMO Samurajscy Szamańscy Mnisi Omnipotentni, taką sieć mafijną podobną do alcaidy albo ISIS, która miała niezliczone wpływy na całe centrum świata. Odkąd to się stało, jedynie Lobilius, znający większą od nich czakrę niebieską, o której istnieniu nie byli poinformowani, jedynie on był w stanie ocalić przed nimi dalsze losy chińskiej i nie tylko chińskiej ziemi. Używali jako karę w salach tortur, laboratoriami zwanymi, akupunkturę, która niszczyła mózgu strukturę. W tym systemie, którym żyło się gorzej niż w komunie albo przynajmniej podobnie, jedynie prawa arystokracji były coś warte. W laboratoriach tych też odbierano ludziom taichi, energie życiowe i zamiast niej wstrzykiwano im instynktowne destrukcyjne prawa wszechświata razem z chipem. Jeździli oni czarnymi wołgami z danymi im przez borutę i jego armię czarnymi wdowami i ptasznikami. Oficjalnie było to auto samego szatana. Jednak niektóre, podrzędne upoważnione przez piekło demony, miały zgodę na wykorzystywanie go do podróży. Nim też porywano małe i bezbronne dzieci. Cała mafia diabłów, ze spuścizną kar dla nieletnich, robiła w tym czarnym biznesie. Ogólnie to czarnymi wołgami zaczęto jeździć wtedy, kiedy po raz pierwszy z piekła wyszło zarządzenie, że stało się to czymś legalnym i absolutnie potrzebnym do ścigania wszystkich smarkaczy przed ukończeniem ich osiemnastu lat. Wszystkie dzieci i małolaty, ze znamionami przestępczymi, czyli młode żule, mówiąc w skrócie, zostawały porywane i trafiały do czarnej wołgi. Więc były to tylko niektóre, te najbardziej agresywne i niegrzeczne, między innymi te, które miały na koncie poprawczaki i tego typu sprawy. Nie było to zarezerwowane dla każdego dzika, ale właśnie dla tych najgorszych, najmniej chętnych do wychowania. Ale, co prawda i tak było, to bardzo okrutne przedsięwzięcie i rzadko kiedy porwania takie były lekko traktowane przez tych, którzy byli porywani. Bo zazwyczaj, mniej lub bardziej, mścili się za to właśnie, co im robiono podczas tych porwań. Oczywiście akcje te były monitorowane przez najwyższe centrum dowodzenia i granice okrucieństwa wobec małolatów były bardzo jasno nakreślone z krain rajskich, którym tamte diabły podlegały. Stróże anielscy kontrolowali ilość i jakość brutalności pachołków i karków boruty, którzy musieli się męczyć z tą całą gównażerią, ale i ich podopiecznych, przez co mieli jasne granice do jakich jedni i drudzy mogli się posuwać. Nie mniej jednak, nie były to bynajmniej dzieci pokroju Kevina, małe łobuzy rozpieszczone i niekiedy zbyt namolne czy głupie, lecz naprawdę wyrachowane w swej brutalności pasożyty żyjące kosztem innych, głównie rodziców, zadające im przy tym prawdziwe tortury. I, gdy już takie upolowali z jakiegoś ośrodka opiekuńczego, gdzie nikt nie mógł z nimi wytrzymać, od razu szły do tak zwanej czerwonej sali, do której wiozła ich czarna wołga, gdzie programowali je na złe, ale również zabezpieczali, na ile umieli, przed agresją do nich samych. Dzięki czemu też powiększali swoje zasoby ogólnonarodowe. Czerwona sala była ruskim wynalazkiem i stały za nią głównie głowy ruskich diabłów typowo, których głównym przewodnikiem był Russalnold Randallief, jeden z najokrutniejszych szkolonych do najcięższych prac szczurów wojennych. Russalnold stworzył czerwoną salę, a czarne wdowy, o których już wspominałem, były jego projektem, który stworzył na krzywdzie dzieci, zwłaszcza małych dziewczynek. Co nie znaczy, że niewinnych, bo za darmo tam nie trafiano, ale oznacza, że bezlitośnie czakranowie i ich władcy obchodzili się z dziećmi, oczywiście nie wychodząc poza granice narzucone im przez górę. Hodowali ich na muchomory, buraki zarozumiałe i niejadalne, na wstrętne glizdy i robaki łajdaki swe chłopaki, zaś dziewczyny na hieny, a uczyli przeróżnego zadawania bólu bez empatii i wysysania energii. I pobudowali dla nich slumsy specjalne, w których mieszkali. Czarne wdowy z czerwonej sali stawały się przeważnie już dożywotnio największymi zabójczyniami i przybierały dla niepoznaki postaci pająków, utożsamiając się z nazwą. Dotyczyło to dziewczyn, za to chłopaków trudnego charakteru zamieniano na zabójców i nazywano ptasznikami, zarówno dla ich okrutnej hańby, kiedy nie lubili pająków, jak i ku ich zawyżonej wartości, kiedy pająki lubili i spełniali polecenia zarówno jednych jak i drugich z tym, że tych drugich to akurat jedynie za to, że wypełniali polecenia, bo nazwę związaną z pająkami mieli tak samo. Także tak to wszystko wyglądało. Ale wracając do początku… Legenda głosiła, że czakranie dzięki swoim przewodnikom demonicznym po świecie, posiadali czarny klucz, który pasował do wrót światłości, w których znajdowały się wszystkie czakry poświęcone dobrobytowi w Chinach. To budziło największe przerażenie u reszty, zwłaszcza tych dobrych Chińczyków, poza jedynie mistrzem Lobiniusem, który miał bezpośrednio kontakt z najwyższą czakrą. Klucz, który do niej pasował, nie podlegał jego woli, w żaden sposób nie mógł jej zaszkodzić ani narzucić jej swojej woli, czyli czakrze niebieskiej. Klucz ten bardzo sprytnie wymyślił pewien stary szaman imieniem Xaolino po to właśnie, aby wzbudzać wokół zakonu jak najwięcej chorej atmosfery, czyli między innymi wyolbrzymionej paniki i nieokiełzanej niczym rozpaczy, która wywołana była świadomością tego, że lud nie mógł zabezpieczyć się przed możliwością okradzenia z wielu życiodajnych czakr. Oczywiście, poza niebieską, bo ona była jedynie w zasięgu naszego mnicha i nikt inny nie miał do niej żadnego dostępu. Szamani, jakby nie czarowali i nie starali się, nie byli w stanie zdobyć tej czakry. Jej moc była na tyle silna i przewyższała szamanów i ich karmiczną nirvanę i sansarę czy maję, czy cokolwiek innego, co praktykowali jako swoją ochronę przed światłem, że nic co było w czerni, nie mogło jej zaszkodzić, ani nikt, kto żył mrocznym życiem, nie był w stanie nawet na chwilę jej zdobyć. Była zarezerwowana jedynie dla wybranych mnichów typu Lobiliusa, którzy umieli odpowiednio postępować z energiami i nie czynili przez nie innym krzywdy. Czakra ta, która niczym Morfeusz w Matrixie wyrywała z ciemności matrixa mnichów, którzy oddali jej swoje życie, a mistrz Lobilius tak właśnie zrobił. Miała przepotężną moc i nie było w ciemności godnego jej przeciwnika, chociaż wielu myślało, że posiadło już moce nad wszystkimi czakrami, niewielu też wiedziało o jej istnieniu, o czym mówiliśmy już właśnie na początku. Niestety, istoty zrodzone z mroku, miały świadomość jej istnienia. Jednak to nie zmieniło postawy, że z tego cienia nie zamierzały wychodzić i jej się podporządkowywać. Były zbyt aroganckie i wolały swoje własne nieudolne władze i moce, przez które przynajmniej miały jakiś mniejszy od tej czakry, ale jednak, wpływ na kształt rzeczywistości do ustalonego przez czakrę czasu, który jednak był dosyć długi i nieporównywalnie dłuższy od przeciętnych mnichów, szamanów, samurajów, ninjów czy zwykłych śmiertelników, którzy musieli nieustannie zmagać się z nimi lub stać po ich stronie, w każdym razie, którzy byli też pod ich wpływem a nie tylko dobrej niebieskiej czakry. Wiedziały one doskonale o niebieskiej czakrze i o mocy, którą posiadała. Mogli zatem tylko udawać słudzy mroku, że jej dorównują lub że są ponad nią. Dała im do tego prawo i dała pewne ulgi po to, aby jej wyznawcy mogli być nieprzymuszeni do jej służby i jej wierniości. Czakra ta ceniła sobie wolność jej wyznawców, w przeciwieństwie do armii ciemności, która całe lata i wieki produkowała niewolników różnymi sposobami przez czerwone sale i nie tylko. Oczywiście z tych, którzy należeli do nich, bo z armią niebieskiej czakry nie mieli żadnych szans, nie mogli jej wyprać umysłu ani zbliżać się za blisko, ponieważ czakra ta ich chroniła, w tym mistrza Lobiliusa. Działali jedynie na tych, którzy mniej lub bardziej świadomie i dobrowolnie odrzucili towarzystwo czakry niebieskiej i oni byli ich głównym łupem między innymi. Wśród nich typowali szamanów, którzy mieli za zadanie dożywotnio zaburzać równowagę światła i faworyzować czy promować mrok, dając mu pozorne prawo do przewagi nad wrogami. Więc wszystko zaczęło się od równowagi, kiedy mrok odłączył się od światła po raz pierwszy. A potem już było nadawanie mu przez ludzi oszukiwanych ze słów szamanów przewagi. Dopiero potem, ponieważ czakra ta wtedy już uznała, że ludzie są na tyle świadomi swoich dobrych i złych energii, że można im zostawić wybór, a nawet trzeba, pomimo konsekwencji życia w mroku po to, aby sami mogli chcieć wybierać oświecenie, czyli drogę dobrej energii lub niestety niszcząc swoją karmę i nirvanę, jednak oddawać się w ręce wroga. Bo tylko taki sposób wychowawczy był dla ludzkości dobry, a nie nadmierna troska i nie nadmierne kontrolowanie ich życia. Z wyjątkiem dzieci do czasu osiągnięcia dojrzałości i ludzi chorych, którzy to ludzie wymagali ciągle jej opieki. Czakra niebieska, która wybrała na mistrza Lobiliusa, właśnie w tych chorych czasach, kiedy grupy mroczne przestępców czakranów zbroiły się na wszelkie sposoby, właśnie teraz czakra ta zamierzała objawić wiernym jej mnichom ukrytą na czasy próby wolę.

Autor: Jan Wojtusiak

Możliwość komentowania jest wyłączona.