Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Kultura

13 października, 2021

„Buddyjski mnich i legenda niebieskiej, boskiej czakry” – część 6.

Rozdział V – Zaczyna się szukanie wybrańca, który co najgorsze, nie chce dać się znaleźć

Była ósma wieczór. Młody Jang Xang Chang akurat jadł kolację. Jego rodzice, ciężko zmęczeni po pracy, ćwiczyli z nim kolejne lekcje w japońskiej szkole Mini Ang Unstande. Ćwiczyli z nim gimnastykę, pokazywali techniki walki potrzebne na treningu oraz odrabiali zadania z matematyki. To był bardzo długi dzień dla młodego. Młody był 12-latkiem, mieszkał w chińskiej prowincji Kio Mango Dżango i kochał swoje życie, przynajmniej w większej jego części. Jeszcze nie wiedział, co go miało spotkać ze strony wybrańców niebieskiej czakry, w tym mnicha znającego o nim przepowiednie. Młody lubił mangi, głównie o szamanach i mandalach. Były to japońskie komiksy. Właśnie skończył jedną czytać, a była właśnie o niebieskiej czakrze. Jeszcze nie wiedział, że celowo ukrywano ją w fikcji. A istniała naprawdę w chińskim świecie, choć ukryta przed oczami przeciętnego chińczyka. Skończył ją jedząc dobrą zupkę – chińczyka i przegryzając porządnym spaghetti bolognese oraz popijając rosół. Położył się spać ustawiając budzik, bo wiedział, że czeka go długi dzień w szkole. Na dobranoc tylko pogłaskał swojego psa Senseja, którego nazwał tak dowcipnie na cześć trenera, gdyż uważał go za wcielenie mądrości. Niekoniecznie myślał o swoim szkolnym trenerze podobnie zwłaszcza, gdy przeceniając go dawał mu za mało czasu na odpoczynki, goniąc na treningi w szkolnej siłowni i w ten sposób chcąc kształtować jego charakter męski. To niestety miało odwrotny skutek i bardzo odbijało się na jego zdrowiu psycho-fizycznym, mimo że miał najlepsze intencje. Ale jak to bywa z trenerami, często zapominają, że mają do czynienia tylko z uczniami a nie kolegami równymi im, dlatego też przeceniał go. Nie wiedział jeszcze, że życie jego ucznia ma być o wiele ambitniejsze i że zmieni się o 199 stopni. Nie wiedział też, że zrobi dla świata o wiele więcej niż jedynie sztuki walki, koszykówkę i tenis czy szermierkę, czy piłkę nożną i nie tylko dzięki własnej, wziętej z treningów, energii. Jego trener nie miał też pojęcia o żadnej magicznej czakrze, a opowieści o niej traktował tylko i wyłącznie jako bajki dla wielu naiwnych i szukających niemożliwych marzeń małych dzieci. No a młody tymczasem dalej zgłębiał tajniki baśni. Manga i mango dołączone do niej, czyli zeszyt z kolorowymi obrazkami z najciekawszych momentów w książce, wciąż były dla niego czystą fikcją i póki co musiało tak być, zupełnie jak w pewnej baśni o niekończącej się opowieści. W zeszycie tym zapisywał najlepsze przeżycia z książki nie wiedząc, że ma to jakiekolwiek znaczenie dla jego życia. Niczym Alicja w krainie czarów i Neo z Matrixa mijający białego królika i nie rozpoznając go lub czarnoksiężnik z Oz, niewiedzący, że jest Ozem, czy Guliwer na wyspie liliputów, czy postacie kreskowane w realnym świecie typu królika Bugsa, które były w szoku przenosząc się do rzeczywistości ludzi w paru częściach ich życiorysu lub… No można by mnożyć baśniowe przykłady. Wpatrzony w zeszyt rozwiązywał z książki krzyżówki i szukał haseł na różne zagadnienia dotyczące zainteresowań i swojej emocjonalnej wrażliwości. Martwiło go, póki co, że może nie zdać wf-u przez oczekiwania trenera, który go zbytnio zalewał treningami. Jednak nie wiadomo co by stało się, gdyby przedwcześnie dowiedział się, że wszystko ulegnie dobrej lecz radykalnej zmianie, czyli poznania przepowiedni przez różne nagłe zbiegi okoliczności, związane z mnichem i jego zakonem. A zaczęło się od tego, że jego dni zaczęły dosyć toksycznie się powtarzać i przez pewien czas umiał to wyjaśnić sobie. Postój i zmiana kierunku na zakręcie. Musiał bowiem obiektywnie uznać, że w jego życiu zaczęło się robić dosyć dziwnie, a głównie z powodu jednego mnicha, który nieustannie zapewniał go, że jego misja się zaczęła i niby przypadkiem pojawiał się w jego szkole budząc zamieszanie. Na tyle jednak subtelnie i kulturalnie, że nie można było mu nic zarzucić. Jednak za każdym razem przy obawach chłopaka pokazywał mu dokument, że jest z ochrony świata, a ich wszyscy szanowali i nie było na nich mocnych. Co by nie powiedzieli, trzeba było się ich słuchać. Dlatego też, choć go nie rozumiał, ciągle słuchał. Był mocniejszy od Morfeusza, gdyż żadne siły nie mogły odciągać go od misji. Jednak w tym wszystkim fundamentalna miała być dobrowolna decyzja chłopaka.

Autor: Jan Wojtusiak

Możliwość komentowania jest wyłączona.