Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Gospodarka/Polityka

30 listopada, 2020

Debatować! Choćby po trupach.


Radny powiatowy (w Tarnowskich Górach), nauczyciel, obywatel Rzeczypospolitej etc. etc. chce podebatować z posłanką, a ta zamiast podjąć rękawicę, załatwiła mu rozmowę z kuratorem oświaty. Rozmowę, która dla pedagoga może zakończyć się zgłoszeniem do rejestru bezrobotnych urzędu pracy. Powiatowego — rzecz jasna. A wszystko przez formę, w jakiej radny domagał się owej dysputy. Ufny w zapewnienia posłanki o potrzebie społecznego dialogu, przez kilka wieczorów wystawał — w towarzystwie swoich podopiecznych i cichych (no niekoniecznie w tamtych okolicznościach) zwolenników — pod oknami biura parlamentarzystki i wykrzykując (ale tylko w duchu) najbardziej grzecznościowe, nowoczesne (prosto ze stolicy) — nie mające nic wspólnego z nowomową — bezokoliczniki, błagał niemal na kolanach o możliwość rozmowy w obecności dziennikarza lokalnego tygodnika. Prezentując swoje racje palił przed drzwiami tegoż biura znicze na znak żałoby po zniesionych przez trybunał (równie okrutny, co bezprawny) prawach kobiet.

Fakt, że posłanka zasiada w sejmie, który prawa stanowi, a nie w trybunale, który jedynie bada ich zgodność z ustawą zasadniczą delikatnie został przez krzyczących pominięty. Podobnie, jak wyrażone w tym czasie przez wielu byłych sędziów tegoż trybunału opinie, że w istniejącym stanie prawnym wyrok rzeczonego sądu nie mógł być inny. Można też podejrzewać, że podobne rozstrzygnięcie będzie musiało zapaść, gdy ktoś zechce sprawdzić, czy druga przesłanka aborcyjna (ciążą z przestępstwa) jest zgodna z Konstytucją RP. Co do pierwszej (zagrożone życie lub zdrowie matki) sprawa tak oczywista nie jest, bo nawet jakże wrogi kobietom Kościół Katolicki twierdzi, że lekarz ratując matkę może poświęcić dziecko—„agresora”. A skoro już o kościele mowa, radny gdzieś tam na marginesie zauważa, że w kościele na Rynku (niekatolickim) mile widziane są osoby o różnych preferencjach seksualnych. I rozważa ewentualność konwersji. No cóż, KK też akceptuje wszystkie osoby, ale piętnuje naganne zachowania — wszelkie. Sądzę, że Pan radny powinien się w tej kwestii zastanowić, czy szuka prawdy, czy usprawiedliwienia.

Ale wróćmy do szarej rzeczywistości.

Po pierwsze, nie wiem co radny— nauczyciel robił na spontanicznych zgromadzeniach pod oknami biura poselskiego. Rozumiem, że jako obywatel ma prawo protestować, chociaż w aktualnej sytuacji epidemicznej było to co najmniej nierozsądne. Przecież w tym miejscu nie obradowała rada powiatu, ani też nie było wyjazdowej lekcji języka polskiego, nawet gdyby to miał być wykład na temat wulgaryzmów. Dlaczego w mediach podkreśla się, że chodzi o radnego i nauczyciela w jednej osobie? Czyżby inni uczestnicy tych zaimprowizowanych zbiorowisk byli mniej ważni? Nawiasem mówiąc, zastanawiam się też nad zaskakującymi objawami zakażenia koronawirusem SARS-2. Bo chyba tylko tym można wytłumaczyć to, że ludzie na co dzień noszą w kieszeniach znicze, a kobiety w torebkach — sprzęt nagłaśniający, by ni stąd ni zowąd, zupełnie spontanicznie przez wiele dni gromadzić się w jednym miejscu i krzyczeć.

Rozmyślam też nad drugą kwestią: jaki ma być efekt debaty, której żąda radny?

Rozumiem, współpraca parlamentarzystów z danego okręgu z samorządami lokalnymi różnego szczebla. Owszem, poseł rozmawia ze starostą, burmistrzem, przewodniczącym rady. Co jednak ma wyniknąć z dysputy posłanki z szeregowym radnym? I to w świetle jupiterów… Chyba, że chodzi o to, żeby zaistnieć w mediach. Wprawdzie do wyborów jeszcze daleko, ale wiadomo nie od dziś, że kampania wyborcza tak naprawdę trwa na okrągło. Myślę, że Panu radnemu prostokątna sala na Karłuszowcu już się znudziła i zamarzył o bardziej okrągłej. W sumie, czemu nie? Pewnie byłby lepszym posłem, niż wielu z tych, którzy dziś zajmują miejsca na Wiejskiej. Pewien sens ma tu też zaciekły atak na posłankę partii rządzącej. Jasno zdefiniowany przeciwnik odpowiednio sytuuje kandydata (?), nawet jeżeli ewentualne zwycięstwo zostałoby odniesione kosztem, zupełnie innego posła.

Oczywiście do debaty nie dojdzie, bo żaden w miarę ogarnięty polityk na coś takiego nie pójdzie. Będzie natomiast szum medialny, a to w dzisiejszej rzeczywistości bardzo cenny kapitał wyborczy, choć po „donosie” posłanki może wiązać się z pewnymi kosztami.

Posłance trudno się dziwić, bo jak długo można sprzątać znicze przed biurem. Rozumiem też kalkulacje radnego: dzisiejsza krzycząca młodzież (niemająca prawa wyboru) to pewne głosy w wyborach za trzy lata. Rozumiem, ale nie pochwalam, bo to nie jest lekcja demokracji, ani kształtowanie obywatelskich postaw, nawet jeżeli w subiektywnym odczuciu radnego–nauczyciela wszystko jest w porządku.

autor: Tajpan
Zdjęcie:pixabay

Możliwość komentowania jest wyłączona.