19 września, 2018
Poszczególne partie mniej lub bardziej różnią się między sobą. Każda stara się osiągnąć założone cele. Nic w tym szczególnego. Można sobie wyobrazić sytuację, w której dwie przeciwne sobie partie w jakimś konkretnym temacie mają podobne zdanie. To daje pole do wspólnego działania. Tam gdzie jest podział, nie ma wspólnego działania. Tam gdzie jest współpraca, tam nie ma rozbicia. Proste, jak budowa przysłowiowego cepa.
Tak było do tej pory, teraz sytuacja się zmieniła za sprawą burmistrza Tarnowskich Gór, który we wpisie facebookowym zaprzecza jakoby jego macierzyste stowarzyszenie —Inicjatywa Obywatelska była związana z „pewną” partią polityczną. „Inicjatywa zrzesza osoby mające różnorakie poglądy polityczne” — pisze burmistrz, a dalej zapewnia, że w niczym to nie przeszkadza, aby „porozumieć się w kluczowych dla naszego miasta i powiatu sprawach i działać dla dobra mieszkańców”. Co ze sprawami, w których kompromis — bo przecież o to chodzi — jest niemożliwy do osiągnięcia? Nie wiadomo.
A cały ten pean po to, aby „wyjaśnić”, że członkowie stowarzyszenia mający wyższe aspiracje mogą startować do sejmiku samorządowego na własny rachunek, a wyborcy mogą popierać kogo chcą, czyli głosować na jednego z dwóch kandydatów wymienionych z imienia i nazwiska (skądinąd bardzo porządnych chłopaków). W świetle tego co burmistrz wyłożył wcześniej, nikogo nie powinno dziwić, że jeden z nich aspiruje do sejmikowego mandatu z partii rządzącej krajem, a drugi — regionalnej, współrządzącej województwem. Tak więc cokolwiek by się nie wydarzyło burmistrz będzie miał swojego człowieka w sejmiku wojewódzkim. O tym, że może być dwóch, burmistrz pewnie nie marzy, ale trudno przypuszczać, że tak stary polityczny wyjadacz a priori odrzuca możliwość sejmikowej koalicji obydwu nie wspomnianych z nazwy stronnictw. Co akurat nie powinno dziwić, bo gospodarz tarnogórskiego ratusza nie potrzebuje partii, tylko swoich ludzi w tych partiach.
Nawiasem mówiąc, ulokowanie swojaka na liście partii rządzącej krajem (nawet na czwartej pozycji) przy nieskrywanej antypatii wspomnianej wyżej posłanki (to ona tu „rozdawała karty”) do tarnogórskiego ratusza było swoistym majstersztykiem. Jeszcze większą sztuką było ulokowanie na pierwszej pozycji listy partii regionalnej drugiego swojego zaufanego, notabene — absolutnego politycznego żółtodzioba. Wymagało to przesunięcia na drugie miejsce współzałożycielki tegoż stronnictwa i aktualnej radnej wojewódzkiej. Można mieć skromną nadzieję, że w mniej lub bardziej dalekiej przyszłości (zapewne już na emeryturze) burmistrz zechce wygłosić choć jeden wykład, w którym odkryje rąbka tajemnicy, jak nieopierzonemu kandydatowi, który odkrył w sobie „wyższe aspiracje” udało się dokonać tak nieprawdopodobnej roszady.
„Nasze stowarzyszenie niezmiennie działa PONAD WSZELKIMI PODZIAŁAMI” — puentuje swoją wypowiedź burmistrz, a Tajpan oczami wyobraźni widzi jak włodarz miasta puszcza oko. Mija dłuższa chwila i Tajpan odpowiada tym samym.