Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Kultura

13 kwietnia, 2021

„Kłopotliwa piosenka” – część 2.

– Zgadza się. Ojciec zajmował się organizowaniem imprezy dobroczynnej. Jednym z punktów programu był występ naszej grupy. Dlaczego Pani pyta? – zapytał Przemysław
– Dowiedziałam się, że cały zespół otrzymał od Pańskiego ojca jakieś prezenty. Pan Grzegorz obdarował wszystkich oprócz Pana Sokolnika. Wiem tylko, że chodziło o nowy sprzęt. Interesuje mnie, czym Pański ojciec obdarował członków zespołu. – powiedziała lekarka

– Ojciec wiedział, że wszyscy zajmowaliśmy się pisaniem tekstów piosenek. Kupił nam nowe maszyny do pisania. Jedynie Marcin nie chciał nowej, bo był przywiązany do starej maszyny. Pracował na tej samej maszynie od początku swojej kariery i nie chciał niczego zmieniać. Jeśli chcielibyście Państwo zobaczyć moje miejsce pracy, zapraszam do mnie do domu. Możemy się spotkać za 2 godziny. Mieszkam przy ulicy Zielnej 3. Dzisiaj wieczorem będę pracował nad tekstem piosenki. Powiem moim chłopakom, że próba odbędzie się jutro w południe, w domu kultury. Będą mogli Państwo poznać pozostałych członków mojego zespołu. Jeśli interesuje się Pani maszynami do pisania, mogę Pani pokazać prezent od mojego ojca. – odparł Przemysław
– Dziękujemy za zaproszenie. Będziemy punktualnie. – powiedziała Małgorzata, odchodząc w towarzystwie Tomasza
Gdy tylko wyszli z domu, Małgorzata od razu spojrzała w lewo. Zobaczyła kilka krasnali, które ozdabiały ogród. Każdy stał na jednym kamieniu, w odległości jednego metra od drugiego. Lekarka podeszła i zaczęła się im przyglądać. Kiedy Tomasz odwrócił głowę, zobaczył Przemysława, wsiadającego do samochodu, którym chwilę później odjechał.
– Czy coś się stało? – zapytał Tomasz
– W ogrodzie jest dziesięć krasnali. Dziewięć z nich ma oczy skierowane na północ. Tylko ten jeden patrzy na południe. – powiedziała lekarka, zatrzymując się przy jednym z krasnali.
Kiedy odwróciła go do góry nogami, okazało się, że cały krasnal był pusty w środku.
– Zobacz. Ten krasnal ma wyciągnięty język. Od wewnątrz jest mała szczelina. To byłoby świetne miejsce do ukrycia zapasowych kluczy. Kto by pomyślał, żeby szukać kluczy w języku krasnala ogrodowego? – zapytała Małgorzata
– Tutaj nie ma żadnych kluczy. Przemysław Gniazdowski miał je w swojej kieszeni i otworzył nimi drzwi. – powiedział Tomasz
– Jeśli Marcin Sokolnik wyjechał i poprosił Gniazdowskiego, żeby opiekował się jego kwiatami, to dlaczego dał mu klucze, a nie schował pod krasnalem i powiedział Przemysławowi, gdzie są schowane? – zapytała lekarka
– Może bał się, że ktoś inny mógłby to zauważyć. Pod jego nieobecność ktoś mógłby ukraść klucze i włamać się. – powiedział Tomasz
– Z tej strony rosną drzewa, a tu jest żywopłot. Jeśli ktoś miałby to zobaczyć, musiałby wejść główną bramą. Brama jest zawsze zamknięta i nie można jej otworzyć elektrycznie. Furtka jest zamykana na zatrzask. Gdyby ktoś chciał wejść, musiałby zadzwonić. Sokolnik musiałby wyjść na podwórko i otworzyć furtkę kluczem. Nie chciał wpuszczać nikogo na teren swojego domu, nie widząc wcześniej jego twarzy. Krasnale można zobaczyć tylko jeśli ktoś zamknie furtkę z jej wewnętrznej strony. Tylko ktoś, kogo Sokolnik mógł gościć w swoim domu, mógł podejrzeć, jak ten chowa klucze w krasnalu. Sam słyszałeś, że Sokolnik nie lubił żadnych wynalazków ani zmian. Nie wiem nawet, czy słyszał o wideodomofonie. – odparła lekarka
– Być może Przemysław Gniazdowski kłamie. Możliwe, że nie dostał tych kluczy od Sokolnika. Mógł je znaleźć w ogrodzie. – odparł Tomasz
– To są tylko nasze domysły. Nie możemy niczego udowodnić. – odparła Małgorzata, wychodząc razem z Tomaszem
Gdy tylko oboje wsiedli do samochodu, od razu odjechali. Chcieli jak najprędzej odwiedzić Przemysława Gniazdowskiego. Po upływie kilkunastu minut, zobaczyli duży dom. Zaparkowali na podjeździe, po czym wysiedli i zapukali. Po chwili otworzył im gospodarz.
– Witam. Zapraszam Państwa do środka. Przyda mi się małe towarzystwo. – odparł Przemysław, prowadząc gości do swojego gabinetu
– Miło mi, że mogłam zobaczyć Pańskie miejsce pracy. To jest ta maszyna, którą dostał Pan w prezencie od ojca? – zapytała lekarka, pokazując palcem na maszynę leżącą na stoliku w rogu pokoju.
– Ma Pani rację. Ojciec zakupił kilka sztuk tych maszyn. Byliśmy wszyscy w moim domu, kiedy dostarczono nam zapakowane maszyny. – odparł Przemysław
– Mogę spróbować? Dawno niczego nie pisałam na maszynie. – powiedziała Małgorzata, podchodząc do maszyny
– Obawiam się, że teraz niczego Pani nie napisze. Trzeba ją najpierw podłączyć do prądu, a gniazdko pod stolikiem jest zepsute. Musiałbym położyć maszynę na biurku. Przy oknie za moimi plecami jest jedno działające gniazdko. – odparł Przemysław, po czym położył maszynę na biurku i włożył wtyczkę do kontaktu
Po chwili usiadł przy biurku i zaczął pisać. Naciskał klawisze z taką szybkością, że lekarka nie mogła odgadnąć, co Przemysław napisał. Małgorzata przyglądała się temu, ale jeden szczegół zwrócił jej uwagę.
– Czy z tą maszyną jest coś nie tak? Dlaczego kartka stoi w miejscu? – zapytała lekarka
– To jest inny typ maszyny. Zazwyczaj w maszynie były dźwignie z poszczególnymi literami, które podnosiły się po naciśnięciu klawisza z literą i uderzały w kartkę. W trakcie pisania, kartka przesuwała się w bok. Ta maszyna działa na trochę innej zasadzie. Zamiast dźwigni, ma w sobie element zwany inaczej „piłeczką golfową”. Na tej piłce są wydrukowane litery. W tej maszynie kartka jest nieruchoma, a piłka przesuwa się i obraca do właściwej pozycji. – powiedział Przemysław
– To niesłychane. Pierwszy raz widzę taką maszynę do pisania. – odparła zdumiona Małgorzata
– To jeszcze nie wszystko. Wszystkie maszyny, które dostaliśmy od mojego ojca, są wyposażone w karty magnetyczne, służące do przechowywania danych. Niedawno włożyłem nową kartę. Niedługo zabieram się do pracy. Będę pracował nad kolejnymi zwrotkami. – powiedział Przemysław, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi
– Proszę mi wybaczyć. Pójdę otworzyć. Za chwilę wracam. – powiedział Przemysław, po czym wyjął kartkę z maszyny, schował do szafki i zamknął ją na klucz
– Co Pan robi? – zapytał Tomasz
– Sami Państwo rozumieją. Nie chcę, aby ktoś poznał treść piosenki przed oficjalną premierą. – powiedział Przemysław, wychodząc
W tym czasie Małgorzata podniosła pokrywę maszyny, chcąc poznać jej budowę wewnętrzną. Zobaczyła nowo włożoną kartę magnetyczną. Kiedy próbowała ją wyjąć, usłyszała, jak Przemysław zakończył rozmowę z gościem i zamykał drzwi wejściowe. Czym prędzej zamknęła pokrywę i odsunęła się od maszyny, po czym stanęła przy biurku. Gdy tylko wrócił do gabinetu, zobaczył Małgorzatę i Tomasza przy swoim biurku.
– Czy mogę Państwu jeszcze w czymś pomóc? – zapytał Przemysław
– Czy był w Pańskim zespole ktoś, kto odszedł? Zauważyłam pałeczki do gry na perkusji, a z tego co mi wiadomo, obecnie w zespole nie ma perkusisty. – odparła lekarka
– Widzę, że jest Pani bardzo spostrzegawcza i nic się przed Panią nie ukryje. Te pałeczki należały do mojego dawnego znajomego, Bartosza Woźniaka. Wziąłem go kiedyś do zespołu. Był świetnym perkusistą, ale także miał talent pisarski. Chciałem, żeby pisał teksty do piosenek. Okazało się, że zamiast pracować, zażywał narkotyki. Wyrzuciłem go z zespołu, bo nie chciałem, żeby kojarzono moją grupę z narkotykami. Pewnego dnia poszedłem do niego. Drzwi były otwarte. Znalazłem go na podłodze w przedpokoju. Obok ciała leżała pusta strzykawka. Od razu wezwałem policję. Okazało się, że zmarł wskutek przedawkowania heroiny. Myślał, że będąc pod wpływem środków odurzających, uda mu się coś napisać. Okazało się, że nie napisał niczego. Po jego śmierci znalazłem te pałeczki w swoim domu. Musiał je zostawić podczas jednej ze swoich wizyt. To jedyna pamiątka, jaka mi po nim została. – powiedział Przemysław
– To znaczy, że Marcin Sokolnik został przyjęty do zespołu po śmierci Pana Woźniaka? – zapytała lekarka
– Zgadza się. Proszę mi wybaczyć, ale chciałbym wrócić do pracy. Gonią mnie terminy, a niedługo mamy premierę piosenki. – powiedział Przemysław
– Rozumiemy. Miło było Pana poznać. Do zobaczenia. – powiedziała Małgorzata, wychodząc z domu w towarzystwie Tomasza
Gdy tylko wyszła z domu, wyjęła telefon.
– Alicjo, mam prośbę. Dowiedz się czegoś na temat Bartosza Woźniaka. Był członkiem zespołu i zajmował się pisaniem tekstów piosenek. Zmarł jakiś czas temu wskutek przedawkowania narkotyków. Chciałam się dowiedzieć czegoś o jego rodzinie. – odparła Małgorzata
– Zajmę się tym. W tej chwili sprawdziłam ten wypadek, w którym Marianna Gniazdowska zginęła wskutek zasypania przez lawinę. Razem z nią zginęła też druga dziewczyna. Nazywała się Maria Woźniak. – powiedziała Alicja
– Była córką Bartosza Woźniaka? – zapytała lekarka
– Zgadza się. Spróbuję się dowiedzieć czegoś więcej. Rano będzie raport z sekcji zwłok, a także wyniki testów toksykologicznych. – powiedziała Alicja
– W takim razie jutro rano zjawię się u Ciebie w biurze. – powiedziała lekarka, kończąc rozmowę

Autor: Dawid Potempa

Możliwość komentowania jest wyłączona.