Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Kultura

12 marca, 2021

Kraina emocjonalnej symbiozy – ciąg dalszy

No więc udałem się do Zasiedmiogrzechopandemiogórogrodu, koło… No wiesz… Bajdocji Pana Kleksa czy Wysp Bergamutów i takich tam innych. Tylko, że te krainy były bardzo sympatyczne, chociaż też fikcyjne i magiczne, koło Pałacu Fikcyjnego Shreka i Fiony, już po ich ślubie oraz magazynów Wróżki Chrzestnej Fiony. Więc minąłem po drodze różne fikcje, między innymi Krainę Nicości z Niekończącej się Opowieści, Nibylandię, głównie Zatokę Kapitana Haka, a jeszcze w dużym skrócie, Zatokę Daviego Jonesa z Piratów z Karaibów, okrutnego kraba który siał postrach wśród mórz nawet dla Jacka Sparrowa, ciężkiego przeciwnika,Wieczną Zimę Królowej Śniegu, ale też Czarownicy z Narnii…

No i tak jeszcze by można bardzo, bardzo długo wymieniać. Oczywiście był tam też Pałac Sarumana, który stworzył pierścień w Mordorze, cmentarz Voldemorta oraz adorujących go dementorów i śmierciożerców. Zbliżając się do końca, to bazę Agentów Smithów twórców Matrixa oraz współpracujących z nimi wrogów Jamesa Bonda i Iniemamocnego, a także wielu Xmenów i Avengersów, którzy chcieli dzięki nim zyskać większą władzę. A poza tym jeszcze organizację o nazwie gggggigg gie gie gie i gie gie – gównianą związaną z grzechem, czyli Gangsterskie i Gladiatorskie Getto Grzechowe razem z ZSRR i NKWD oraz ONR z czasów wojennych i spartańskich sportowych słowiańskich satanistów. No, ale dobra, dochodzę i jest ten Zasiedmiogrzechopandemiogórogród. Kraina przerażająca bez cienia zwątpienia, ale ja idę wykonać swoją misję. Siedmiogrzechogród, którego nazwa pochodzi od siedmiu grzechów głównych. Pandemiogród, bo od wszystkich plag jakie kiedykolwiek męczyły ludzkość od Egipcjan i Faraonów, centrum wszystkich wirusów. Ale także Pandemiogród od pandemonium, czyli królestwa szatańskiego w piekle stworzonego. Były tam grzyby halucynogenne, niekończące się dni świrów i świstaków. Co komnata to większa groza. Najgorsze były te z nienawidzącymi zwierzęta i krzywdzącymi je ludźmi np. z niejaką Cruellą Demon, akurat prawdziwą psychopatką i innymi hyclami czy kłusownikami skazanymi na wieczną banicję w mrocznych azylach i lasach, barbarzyńcami, kanibalami. Oni, mimo zakazu z góry, dalej jedli ludzi. Nawiasem mówiąc też i za swe niecne czyny z góry spędzali tu lata tortury ze strony przyrody, której podkładali kłody, zwłaszcza za bezduszność dla słabszych i bezbronnych. Jedyna ulga była dla nich taka, że jak już odcierpieli, co musieli, naprawiali swoje szkody, nie licząc na nagrody. Mieli przywileje choćby takie, że przez ten czas mogli przez chwilę poczuć empatię i zaznać przyjaźni z naturą, nim wracali z powrotem do opłakiwania swojego życia godnego pożałowania, słysząc od zwierząt. Wystarczyło mieć serce, tak samo różni zboczeńcy dziecięcy, nie warto było być w ich kręgach i cierpieć za najgorsze światowe zbrodnie w pełni psychopatycznie zaplanowane. No i ze zwierzętami, z natury złymi i zamieszkującymi ją nie za karę, ale od początku, z czystej otchłani stworzonymi i na ziemię wysyłanymi, podobnymi do potworów, bestiami polującymi na Bogu ducha winnych kochających naturalną przyrodę ożywioną przyrodników. Chcieli ich w niej odkochać. Poza tym, co do samych wirusów i innych zaburzeń, to oczywiście były tam covidy i inne zwidy. Akurat tam obdarzone chęcią siania zła, które traciły tę wolność i świadomość w materialnym świecie, które w nim zarówno instynktownie atakowały, jak i ginęły, ale i komary czy inne szkodniki. Tam akurat znały zło i kochały je zanim w świecie materialnym dostawały tylko jego program, zapominając o swojej przynależności, w przeciwieństwie do ludzi. Bo w otchłani wszystko było złe. Nawet rzeczy, typu kamienie, w naturalnym środowisku uniwersalnie obojętne. Chociaż bardzo rzadko powodujących większą szkodę niż zranienie np. w górach ze względu na twardość, w przeciwieństwie do chorób czy nagłych zjawisk nieświadomie siejących. Jednak często dużą krzywdę też bezwartościowych moralnie w przyrodzie, poza niektórymi pozytywami w użyciu, tu skrajnie negatywne zarówno głazy jak i małe kamyki, które tu celowo powodowały lawiny na intruzów. Posłuszne lecz świadome, nie zaklęte tak jak poza oraz jak i morza lawin wylewające gorące ciecze na każdego, kto chciał być nieproszonym gościem w tym świecie. Tak więc właściwie była to kraina wiecznego urojenia, która sprawiała zawsze cierpienia. A robiła to z rozkazu, ogólnie samego lucyfera, gdzie w niej każde najgorsze, ale i najgłupsze scenariusze stresogenne mogły się spełnić. I do tego chęci były niepotrzebne. Wystarczyło z tej puszki Pandory coś wypuścić, nawet przypadkiem, a to już stawało się długoletnim faktem. Podszedłem do klatki z covidem zamkniętej mocno i przypieczętowanej. Wypowiedziałem słowa zaklęcia Alladyna: „o covidowy sezamie otwórz się” i klatka z pandemią została otwarta. No i cóż więcej dodać. Zapłaciłem strażnikowi za milczenie, że to ja wypuszczam w imieniu zła tę zarazę. I tak niejaki covid rozpanoszył się po ziemi. Zaraz opowiem o obecnej misji, którą mi przerwałeś. Najpierw jednak muszę Cię upewnić, że ten Pandemiogród leży bardzo daleko i nawet gdybyście schwytali tego covida własnymi rękami, to jednak wiele czasu zajmie Wam zanim dotrzecie tam, wiem to po sobie sam. P.S. jak już musiałem wyznać, macie u góry niestety ostry postrach piekła, poza Michałem Archaniołem i samym Bogiem. Raz, że Twardowskiego, a dwa wszystkich nawróceńców wśród naszych dawnych potworów, bożków, a nawet demonów, np. Borutę. O emocjach nie wspomnę, którym też nie pasowała dominacja Nienawiści. No i wśród śmiertelników, głównie prawdziwych, ale i fikcyjnych, którzy są najgroźniejsi, bo potrafią ogarniać dwa światy naraz. Ale co do Boruty, który też niestety po reinkarnacji w anioła z diabła taśmańskiego, na rozkaz boski, też stał się niebezpiecznym pogromcą potencjalnym tej pandemii również. Chociaż, co akurat jest plusem dla nas w tej z góry nierównej walce i co minusem dużym dla Was to to, że mimo Waszych usilnych starań, wirus się szybko rozprzestrzenia, a Wy, mimo że trudno zarzucić Wam niekompetencję czy lenistwo bądź tchórzostwo, macie wiele zleceń i w wymiarze ziemskim jesteście też obarczeni czasem. Tam bowiem panują inne prawa. Niestety, muszę wziąć pod uwagę, że nie można Was lekceważyć. Chociaż brońcie mnie ognie, nie zamierzam też w żaden sposób się wywyższać. Ale przechodząc do reszty planów, którą mam Ci wyznać, a wolę bez bicia… No i zaczął opowiadać o ostatniej misji. Kiedy skończył, Gniew zgodził się na powrót w jego obłędne odmęty. Obiecał jednak, że zrobi co może, by w walce jego i z jego bandy watahą, znając w większości ich podstępy, zrobić jak największe postępy. A tymczasem w krainie naszych pozytywnych emocji i naszych bohaterów też coś się zaczęło dziać ciekawego.


Rozdział VII – Przygotowania do ciężkich czasów i przywrócenia ładu oraz przekazanie wiedzy o sprawach tajnych naszym dziecięcym bohaterom w Krainie Emocjonalnej Dobroduszności

Kontynuując naszą historię, w Krainie Emocjonalności nasi bohaterowie właśnie poznawali nowe tajemnice w szkole życiowej emocjonalnej samoobrony przed zniechęceniami problemowo -chorobowymi. A była to długa nauka, ale zaczynijmy od początku… Więc Atencja Emocjonalna zaczęła opowiadać dzieciom całą historię o Krainie Emocjonalności i zachęcać do chęci pokazania swego charakteru bojowego. Maciek i Kasia dostali specjalne zadania do wykonania w ramach ćwiczeń, dostali też wszelkie potrzebne im do tego narzędzia. Udowodnili, że nadają się na poważne misje. Miłość zawołała Maćka, a Kasię Radość i zaczęły im opowiadać o całej przepowiedni związanej z nimi. O tym, dlaczego tak długo musieli czekać na swoją podróż do krainy emocjonalności.
– Ale dlaczego w takim razie w tak trudnej chwili nas do siebie zabrałyście? – zapytał się śmiało Maciek
– Bo inaczej się nie dało – tłumaczyła Miłość. Było tutaj zbyt wiele innych spraw, żeby nagle was ze świata porywać, gdyby to nie było konieczne, ale właśnie było.
– Agent zła, Ying Yang, to w ogóle dlaczego chciał nas zabić? – dopytywał Maciek.
– Trudno to powiedzieć, ale podejrzewamy razem z Gniewem, że po to, abyście nigdy nie mogli wypełnić swej misji.
– Ale jakim cudem on w ogóle o nas wiedział?
– No cóż, myślę że niestety jest mało takich spraw, o których te szczury emocjonalne by się w dłuższym czasie nie dowiedziały, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy związane bezpośrednio lub pośrednio z przeznaczeniem naszych krain. Poza tym takich jak Ying Yang emocjonalnych intruzów jest cała masa, bo Krwawa Królowa Szczurów – pseudonim Czarna Mysz, czyli Nienawiść, dostała absolutnego szału i bzika, kiedy tylko jej misterna władza, zgodnie z przepowiednią, została zagrożona. Co prawda Czarnej Myszy pilnuje wiele naszych białych psów i kotów, no ale jednak owa Czarna Mysz bynajmniej nie z bajek Disneya typu Miki, zaczęła bardzo, ale to bardzo angażować się w swoją antyoptymistycznie pokojową politykę gepardo-antylopową. Jej misterny plan manipulacji sięga właśnie szczytu poprzez dzieło zwane koronawirusem, w skrócie covidem. Później wyjaśniła Maciejowi, że Nienawiść była kiedyś dobra i że jedynie rządza najwyższej władzy pociągnęła ją na samo dno ciemności. Gdy Maciek pytał ją o to jak daje radę w piekle odkąd współpracuję z diablem i czy jest ognioodporna, wtedy Miłość wyjaśniła mu, że piekło wcale nie jest miejscem ognistym, że to jedynie legenda religijno – emocjonalna, którą Nienawiść straszy od lat niegrzeczne dzieci, w celu rozszerzania nienawiści do religii oraz strachu czy lęku pajęczo- panicznego przed czymś, czego każdy bałby się doświadczyć po śmierci. I, chociaż nie wszystkich tym odstrasza od wiary w Boga, to jednak nawet ci wierzący głęboko mają z tematem nie mały problem. W rzeczywistości jest to miejsce zwyczajnej pustki i odludzia, bez nadmiaru tortur, a jedynie z iluzorycznym cierpieniem, które Nienawiść stwarza swoim bezgranicznie głupim uczniom. Mianowicie takim, że są zbyt dobrzy, żeby żyć w naszej krainie, czyli w niebie. Że mają żal do nas, że nasi, czyli ci porządni, nie są na tyle ”hojni”, czyli głupi, żeby chcieć im to potwierdzić, że ich droga była słuszna.
– Aha – mruknął Maciek. Czyli wszystko jest taką zemstą za lochy. Bo z początku tam została odtransportowana.
Ona nie docenia miłosierdzia, które jej okazałam naśladując Boga. To co jej się serio należało, to była po prostu śmierć, a nie pozbawienie wolności. Chociaż to miało dać jej nauczkę. Jednak, jak się okazało, była to daremna robota. Nienawiść jest zbyt niebezpieczna, by pozostawać wciąż przy życiu. Co prawda lochy są miejscem na tyle trudnym, że powinna sobie była odpuścić dalszą walkę z nami i ludźmi, ale to nieuleczalna emocja. To było w ogóle trudne, żeby się wymknąć z naszego lochu. Niestety Czarna Mysz ma swoje rozmaite sposoby i różnymi tunelami, podkopami wymknęła nam się spod kontroli. Lecz nie z naszej woli. Teraz już nie ma sensu jej zamykać. Ją trzeba zabić, a mogą to zrobić jedynie ludzie poddawani władzy emocjonalnej na co dzień, a nie jedynie przeciwstawne emocje, dlatego właśnie byliście nam potrzebni do pomocy. Tym bardziej, że teraz ta szara mysz posiadła pewną wiedzę magiczną nam zakazaną. Przez nią próbuje terroryzować całą resztę przeciwstawnego jej świata.
– No – ciągnęła dalej – więc nie bój się Maćku, jesteś wybrańcem, to trudna rola, ale niesamowity też przywilej…
– Aaa cieszę się – wyjąkał z trudem Maciej
Po dłuższej rozmowie zaczęła się nauka kontroli gniewu, inaczej złości, czyli de facto najtrudniejszej z emocji. Pan Gniew, po przesłuchaniu Ying Yanga, zaczął uczyć dzieci jak opanowywać w zagrożeniu lub porażce nerwowe odruchy. Była to nauka długa i trudna, jednak za każdym kolejnym powtórzeniem coraz lżejsza i łatwiejsza. Oczywiście, żeby nie było wątpliwości, Nienawiść pod żadnym względem nie towarzyszyła im w nauce. W ogóle jej nie było w tamtej krainie. Natomiast knuła znów podstępny plan zniszczenia jej przeciwników. Metody wyrwania z rąk wrogów Ying Yanga, do jakich w szale dochodziła, odkąd się dowiedziała o jego schwytaniu, były zaiste przerażające. Teraz siedziała w podziemiu wściekła jak osa. Trzymała kosę koło nosa, a na ramieniu Czarnego Kruka, czyli jej Strach. Miał on za zadanie wrogów wrzucać w piach, ją natomiast komplementować.

Rozdział VIII – Kolejny wysłannik Krainy Śmierci na ziemi, czyli poważne rozgrywki Nienawiści

Po tym wszystkim, co Nienawiść już wyrządziła ludziom, nie poddawała się cały czas. Jej okrucieństwo coraz to bardziej rosło.
– Susza, głód, tornada, co jeszcze? – pytała kruka
– Kra kra krew i biada – mruczał kruk co chwilę
– Nie no mogłabym ich wszystkich zabić – stwierdziła z nudą lecz i dowartościowaniem – ale co by mi to dało? Absolutnie nic. Jedyne co bym uzyskała to satysfakcję, a mi chodzi przecież o ich umysły i dusze.
– Krew i biada kra kra kra – powtarzał w kółko mantrę kruk
– Nie kruku, daremne te moje podboje. Póki nie dostanę się do ich wnętrza tak bardzo, że oni nie będą umieli żyć beze mnie, to ja to kruku kicham na to czy żyją, czy nie. Ważne, żeby słuchali mnie, a oni ciągle trzymają mnie w dystansie od siebie. A jak się za bardzo we mnie zakochują to i tak prędzej czy pózniej tego żałują. Także to się mija z celem dopóki nie uda mi się wystarczająco zryć im bani i pozbawić wątpliwości, że tylko dla mnie warto nadstawiać karku czy łamać kości, a nie dla tej suki Miłości.
– Tak pani, racja, kra kra, zawsze masz absolutnie rację – krakał kruk
– Kruku mamy wiele roboty, za dużo krakania za mało działania, potrzebuję nowego agenta, skoro schwytali Ying Yanga jeszcze tajniejszego, który to tym razem nie zawiedzie mnie choćby dostał głazem.
– Jaasne pani, cokolwiek chcesz, twoje słowo jest dla mnie rozkazem.
– Tego właśnie pragnę – skwitowała Czarna Mysz i podrapała się po brodzie. Przyprowadź mi proszę Błędnego Rycerza z pałacu, niech on idzie na ziemię siać strach, czyli ciebie. Będziesz mu też siedzieć na ramieniu.
– Się robi pani, się robi – krakał kruk
– Ja tymczasem udam się na przechadzkę i popatrzę jak ty będziesz stwarzać wokół niego wiatraki,
których żaden Don Kichot, cichy cichot, z naszych wrogów nie ogarnie.
– Tak jest moja pani, zrobię to fundamentalnie – wykrakał kruczy strach, wiedząc już co i jak
Błędny Rycerz był rycerzem, który paradoksalnie, wbrew swej nazwie, nie popełniał błędów. Właśnie przed stodołą uczył się strzelania z łuku, po ziemi przemieszczał się ze Strachem pod pachą, głównie dzięki tzw. pelerynie niewidce, wynalazku który pomagał być nieuchwytnym podczas śledzenia poczynań przeciwnika. Błędny Rycerz to nie był byle kto. W niejednej walce wielu władców przed nim klękało, kiedy to wygrywał dany turniej o ziemię i, co ciekawe, miał przez to premię na sprawowanie rządów w tym czasie i obalaniu wszystkich, którzy próbowali dowieść mu oszustwo. Błędny Rycerz był też wyzbyty do szpiku kości z litości. Czy Don Kichot mu zaszedł drogę czy nie, każdy kto z nim zaczynał, zwykle kończył marnie, nawet jeśli był nie w pełni rozumu. Nie ma to tamto, nie dał nigdy nikomu dmuchać sobie w kaszę. A z tymi niespełna rozumu zwykle rozprawiał się jeszcze bardziej brutalnie dlatego, że po pierwsze byli słabsi, a po drugie chciał im udowadniać zawsze, że on nikogo nie usprawiedliwia ze względu na jakiekolwiek życiowe sytuacje np. zdrowotne. Błędny Rycerz, poza swoją szermierką, był również znany przez to, że był przez wiele dziewcząt uwielbiany, oczywiście w Krainie Ciemności. Bo poza nią działał pod zupełnie inną ksywą i miał zupełnie współczesną toższamość, chociaż również nie byle jaką, no i alibi pierwsza klasa, jeden z najlepiej strzeżonych specjalistów okrutnych od czynienia na ziemi podłości bez udowodnienia mu jej możliwości. Czarny Rycerz najlepiej spisał się w średniowieczu zabijając wielu. Kiedy to też raz na misji zginął z uciętą głową, trafiając w objęcia Morfeusza magii, czyli doktora Panaceusza, później pokazywał się bez głowy wszystkim, których czekać miała bolesna śmierć na polu walki. Jednak ci odważniejsi i mądrzejsi uznawali to za bajki. A gdy nawet, mimo to, widzieli go to i tak był dla nich jedynie halucynacją wywołaną nadmiarem strachu, a nie rzeczywistym zwiastunem śmierci i to do tego ciężkiej. Teraz przygotowany na kolejną współczesną akcję czekał na znak od Nienawiści, czyli Strach w postaci Czarnego Kruka, który właśnie podleciał i chwycił się pazurami jego żelaznej zbroi.
– Witaj Strachu, kopę lat – zawołał żwawo wojownik
– No to kolejna twoja misja, szefowa bardzo na ciebie liczy i nie możesz jej zawieść.
– Tak, tak, wiem kruku Strachu, druhu, spoko he he – i urwał dusząc się, bo Strach chwycił go za gardło wkurzony wyrażnie.
– Kurde koleś – krzyknął wściekle – co to my piwo wspólnie piliśmy czy jak ???!!! Ja jestem Strach. Ja jestem wyżej w hierarchi, więc mi się należy szacunek jakiś. Poza tym myśl co chcesz, ale jak zawiedziesz, to ci obiecuję, że kolejne noce spędzisz słuchając wycia wilków z bliska. A to nic przyjemnego, mój ty kolego, nie jesteśmy na ty, jasne???!!!
– Dobra, dobra, sorry, sorry, puść że no, starczy.
I strach odepchnął go z wielkim hukiem.
– No to jaki masz plan? – zapytał niepewnie.
– No więc tak. Szefowa uważa, że mam ci towarzyszyć. Nie mówię, że mi się ta wizja uśmiecha, no ale trudno, muszę to muszę. Jednak niańczyć cię nie będę.
Wymusił na sobie słaby uśmiech.
– Nie no, wiadoma sprawa, znamy się nie od dzisiaj przecież.
– Dobrze, dobrze, dobrze – dyszał dalej Strach – to jeszcze nie koniec zadań. Po pierwsze, żeby była jasność, udajemy, że się nie znamy, dystans i te sprawy. Po drugie, jeśli cokolwiek spieprzysz, nie zamierzam tego naprawiać i zwalniać cię z twojej nieodpowiedzialności przed naszą władczynią. Po trzecie mam cię kontrolować tylko na tyle, na ile mi pozwoli królowa. I ostatnie, czwarte, brzmi tak: to ty masz wiedzieć, co i jak, ja jestem jedynie cichym towarzyszem. Prędzej niż ze mną skontaktujesz się z królową. Rozumiem, że czaisz bazę?
– Jasne, jasne, czaję.
– To dobrze, bo nie zamierzam ci jak dziecku powtarzać tysiąc razy tej samej treści, zawsze mówię
tylko raz.
– A od kiedy zaczynamy, drogi przewodniku? – spytał rycerz.
– Od jutra bądź gotowy błędny rolniku – zakpił szyderczo, sarkastycznie i cyniczno – ironicznie Strach.
– Ah tak, teraz cię wzięło nagle, panie straszny, wysłanniku królowej, na głupie żarty, chociaż z natury jesteś śmiertelnie poważny – przełknął zniewagę rycerz – no dobra udowodnię ci, że jestem więcej warty niż kiedykolwiek mogły wiedzieć twoje gały.
– Zobaczymy, obyś wrócił z misji cały i kruki nad tobą nie płakały.
Wkurzony rycerz zamachnął się mieczem, aby dać mu nauczkę. Ale Strach, kracząc, zdążył już odlecieć, powtarzając tylko uparcie, aby nie został padliną lecz, aby był hieną. I tak upłynął dzień, a rycerz przetrenował kolejne swoje umiejętności na czas walki. Następnego dnia Nienawiść wysłała razem z krukiem Błędnego Rycerza w postaci młodego listonosza z czarnym kotem u boku. Plan był zaiste bardzo ciekawy. W jednym liście znajdował się cały zwój magiczny z czarną magią. Każdy, kto miał otrzymać ten list, stawał się potencjalnym dziedzicem Krainy Śmierci, czyli domu naszej nieszczęsnej Nienawiści. Błędny Rycerz pojawił się rano, bardzo wcześnie, z samego świtu wręcz i jakby nigdy nic zaczął rozdawać listy. Teraz działał pod pseudonimem szarego kominiarza, który niby przypadkiem koło kominów rozdawał, jak Mikołaj, w prezentach owe tajemnicze listy. Co jest najciekawsze, początkowo rzeczywiście nawet nikt nie ogarnął tego, że nowy listonosz w przebraniu kominiarza z kotem, miał w ogóle problem z czyszczeniem na tyle duży, że ewidentnie nie nadawał się do tej pracy. Tymczasem, tym razem, rzeczywiście sprawy miały się nieco inaczej. Zbyt zajęci byli ci z góry, aby nagle zatrzymać jego szkodliwą działalność natury. Gdy już porozdawał ludziom w listach bzdury, wrócił do swej krainy i dostał duże pochwały nawet od Strachu, który w żartach wysyłał go do piachu. Oczywiście, nasza dobra grupa też zamierzała zareagować, chociaż poźno powiadomiona była już z czasem do tyłu. Tymczasem w otchłani Błędny Rycerz wsiadł na konia i machnąwszy Nienawiści ze Strachem ręką powiedział, że śpieszy się, aby dalej zgłębiać i udaremniać zamysły wroga. Dzięki maskom covidowym wyglądał bardziej jak Zorro, ale jego nazwą był zawsze Błędny Rycerz. Tym bardziej, że Zorro nigdy nie był zły, za to on błędny od błędu, nieustannie podążał drogą zniszczenia i zagłady.


Rozdział IX – Odkręcanie przez istoty dobre powariowanego planu

Po jakimś czasie, nasi dobrzy bohaterowie dowiedzieli się o kolejnym nikczemnym planie Nienawiści tworzenia błędów. Tym razem przez udział w nim Błędnego Rycerza. Gniew oczywiście tłumaczył, że nie miał nigdy czasu na to, aby Błędnego Rycerza już dawno przesłuchać i postawić pod murem, aby nie mógł działać bezkarnie i niekontrolowanie. Ale inne emocje jednak miały mu to za złe. Jednak Gniew nigdy nie zamierzał podawać się do dymisji i też reszta emocji go do tego nie zachęcała. Wiedziała, że chociaż bywa niekompetentny, to jest jednak bardzo cenny.
– Trzeba obmyślić plan działania Gniewie, co robimy, żeby ta paskudna Nienawiść, która teraz próbuje się nam za wszelką cenę odegrać, musiała w końcu przegrać i, ze smutkiem lub bez, odejść z naszej ziemi i nie kłuć jej jak jeż – powiedziała do Gniewu Miłość.
– Tak, tak, ja wiem – odezwał się Gniew. Jasne, Miłość, masz absolutną rację, jak zresztą zawsze. Tylko teraz skąd my weźmiemy kogoś, kto tym nieszczęśnikom pomoże pozbyć się tych szkodliwych i paskudnych listów.
– A no właśnie, znaczy poza naszymi bohaterami, tak Gniewie? – dopytywała się Miłość
– No tak, tak, nie uwzględniłem ich, bo są dopiero amatorami i nie mieli kontaktu jeszcze z żadnymi, a co dopiero tak trudnymi misjami.
– Ale my chcemy – odezwali się Maciek i Kaśka jednogłośnie
– Mhm.. no to mamy mały problem – odparł Gniew, pół serio a pół żartem
– Ależ Gniewie, dajmy im szansę – odezwała się Nadzieja – co prawda jeszcze nie brali udziału w żadnej misji, ale kiedyś przecież muszą zacząć. Więc niech może zaczną już teraz poprosiła go.
– No dobra, no ja na to jak na lato, ale zależy mi po pierwsze, żeby tego nie schrzanili, a po drugie, żeby im też nic się nie stało, wzięliśmy za nich przecież odpowiedzialność – ciągnął Gniew
– Gniewie, spokojnie – poklepał go Spokój po ramieniu – wszystko będzie dobrze.
– Poza tym – dodała Miłość – chodzi też o ich rozwój. A są ludźmi i umieją żyć poza naszym światem lepiej.
– No to żeś mnie pocieszyła – stwierdził Gniew – ale jakby co, to wiecie, ja chociaż też z natury bywam zwykle zagniewany, także jakby coś to ze Spokojem załatwiajcie te sprawy i z Cierpliwością najlepiej.
– Spokojnie, Gniewie – uśmiechnął się Spokój – damy radę
Wówczas Śmiech zaśpiewał swój hymn o tym, że nigdy nie warto tracić radości. Gniew jeszcze wspomniał, że musi się pomasować, bo bolą go kości. Dzieci zostały zatem specjalnie wyszkolone jeszcze przed tym, nim Miłość je wysłała znowu na ziemię, o tym jak mają zrealizować zadanie, przy czym informując o wszystkim Krainę Emocji swoimi krótkofalówkami, a głównie szefową, czyli Miłość. Dostały też szczególne kombinezony na pandemię i inne choroby, które miały być odstraszaczami. No i tak zapoznane z działaniami, ruszyły ratować zagrożonych listami zła ludzi. No więc wylądowali nagle ze spadochronem na ziemi. Kasia z Maciejem zaangażowani w pełni w to, co mieli do zrobienia. Pierwsze, co zrobili, to zaczęli od potajemnego sprawdzania ich domu, czy ich rodzice nie dostali owych listów. I okazało się, że u nich nie znaleźli na szczęście żadnych. Po czym oczywiście tak się ewakuowali, żeby rodziców nie spotkać, bo nie mieli jeszcze im się ujawniać, w zgodzie ze swoimi mentorami emocjonalnymi. Dalej sprawdzali różne domy. Co ciekawe, większość dorosłych i dzieci tych listów w ogóle nie zauważyła i nie czytała. Wtedy je brali do kieszeni, żeby mieć dowody czy ślady na to, że w jakimś domu już była nienawistna zmora i jej zło. Jednak tam, gdzie już je odkryli co poniektórzy i do tego naiwni ludzie, było za późno na jakąkolwiek interwencję. Ci mądrzejsi przeważnie albo te listy darli i palili, albo też zawiadamiali gliny o tym, że ktoś potajemnie zachęca ich do uczestnictwa w sektach oraz że w ogóle ktoś im próbuje zaoferować, co uznają za szkodliwe i że nie podpisuje się własnym imieniem, a jedynie pseudonimem Szara Mysz lub nazwą grupy typu Łowcy Cieni czy inaczej Ukryci Myśliwi Szukający Wsparcia, bo taka też była nazwa.

Rozdział X – Chodząca hipokryzja czarna wizja hipokratesowo hipopotamowych, czyli hipohondrycznych lekarzy stróży zarazy, poza tym zasady twórcy Fatamorgany, czyli Morgana, stwórcy fatum, a głównie koszmarów na jawie lunatycznych i paranoicznych oraz ciężka walka z wysłannikami kolejnych pandemii w szaroburej i ponurej jak dym kominowy rzeczywistości pełnej utopijnych lecz i racjonalnych trudności, dochodzących drogą pocztową oraz o odnajdywaniu się w świecie orwelowskich wręcz sprzeczności czy dwulicowości, o mozolnym poszukiwaniu normalnej szarości i jej wolności, i unikaniu poza tym skrajności, a w tym covidowym przypadku właściwie czystej czerni

Maciek i Kasia, po przeszukaniu pilnym wielu domów, dalej mieli zbyt mało informacji na ochronę od inwazji. A tymczasem nasza Czarna Mysz wciąż knuła na zgubę ludzkości dobierając wielkie życiowe hiobowo-syzyfowe trudności. Teraz, żeby doprecyzować problem wszechogarniającej ludzi schizofrenii paranoidalnej, lęku pandemicznego, warto wspomnieć o niejakim Morganie, pusstynnym beduinie i szarlatanie. On to, jako pierwszy okrutny mag, stworzył cały pałac iluzjonistyczny. Dysponował wszelkimi używkami narkotycznymi m.in. marihuaną. Tworzył sklepy z zakazanymi dla zdrowia ziołami. I pewnego razu odbiło mu tak mocno, że zebrał w kupę wszystkie najohydniejsze utopie i złudzenia z całego świata, i stworzył z nich, w swojej laboratoryjnej fabryce fatalizmu, coś takiego jak fatum. Potem nazwał je Fatą i ozdobił swoim imieniem, i tak powstała Fatamorgana. A, że był wyjątkowo sadystycznie upośledzonym i cynicznym szaleńcem, to też jego absurdalna Fata również płatała ludziom okropne figle. A to tworząc wyimaginowane wizje wody w środku pustyni, a to inne bardzo dokuczliwe, wyglądające na prawdziwe, ale ostatecznie zwodzące na manowce. Problem tkwił głównie w tym, że owy doktor posiadł nieludzką moc i siłę. Więc był nieuchwytny tak dla władz, jak i nawet dla śmierci, dzięki jego eksperymentom, które były bezczelnie naruszające wszelkie prawa natury. Toteż jego Fatamorgana zyskała miano najgorszej istniejącej dotąd schizofrenii, a właściwie różnych jej też pokrewnych chorób zebranych do jednego worka. Natomiast ona sama, czyli Fata, zwana inaczej Fatima lub Fortuna, dla swoich ofiar była coraz bardziej toksyczna. Sprawiała na tyle problemów, że tylko ludzie mocni psychicznie i umysłowo byli w stanie jej się stawić a nie zwariować. Czasami mogli coś na tym ugrać, czyli ją pokonać po prostu w starciu. Morgan był dillerem wielu depresji poprzez urojenia. Doprowadzał swoich klientów do szaleństwa dostarczając im powodów do smutku i czarnych myśli. Był też liderem i idolem wielu innych szczurów niżej będących, które traktowały go jak szefa z dziury. Twórcą był też całej szczurzej komuny i najwięcej urojeń stworzonych w dziurze stosował w czasach mrocznych u ludzi na górze w ludzkiej skórze. Ogólnie rzecz biorąc, od czasów spisku pandemicznego, Szara Mysz, czyli Nienawiść, wciąż knuła długość sznura, którym to mogłaby przywiązać ludzkość do swojej kopalni kreciej, do swego doktorzego kopca kreta etkera. Nigdy nie otwierał tych drzwi nawet pod rozkazem, nigdy bez…. Czarny Strach zamyślił się. Nie odczuwał niczego gorszego od siebie, ale miał pewne zwątpienie. Szefowa była zbyt zajęta, by dyktować mu każde posunięcie. Jednak zrobił to wreszcie po długim namyśle.
– Aaaa – usłyszał podły jęk Prometeusza, rozszarpywanego przez wrony, za swe z bogów kpiny.
Wiedział za co tu trafił. Obok niego znajdował się Midas zamieniający w złoto wszystko, czego dotknął i sam cały złoty wyglądał jak rzeźba. To była sala tortur, tak zwana torturownia. Tutaj trafiali wszyscy najwięksi okrutnicy, których śmierć nie chciała. Dlatego, że byli przez nią zbyt znienawidzeni i po których musiała przychodzić sama Nienawiść, kiedy to kończyli okres swojej ziemskiej podróży po ziemi. Strach rozejrzał się dookoła i już usłyszał pierwsze wyzwiska na co z niesmakiem zatrzepotał skrzydłami i zamamrotał dziobem.
– Czego tu chcesz wypchany ptaku, zejdź nam z drogi robaku – darli się ci, którzy przepełnieni nienawiścią w sali 204 po skazaniu, dawno już nie bali się Strachu.
– A twoja szefowa wie, że tu jesteś, bo jak nie, to my ją powiadomimy, wredny ptasi psie – darli się
– Wy mi tutaj nie rządzicie, więc zamknąć mordy kable – warknął ostro Strach, wiedząc dobrze, co i jak
Chociaż, jakby go teraz przyłapała jego szefowa, to wiedział, że mógł mieć nie byle jakie problemy. Jednak teraz Nienawiść była zajęta innymi sprawami i nie miała czasu, aby szukać Strachu, nawet gdyby leżał w piachu. Strach zaczął szukać pewnej księgi z zaklęciami Nienawiści. Po dokładnym przeszukaniu ich wszystkich natknął się wreszcie na to najmocniejsze, którego szukał właśnie.
– Oxomirhodona – krzyknął i niczym gwałtowny wiatr otoczyła go wielka chmura dymu i pyłu, i nagle zyskał moce, o których nie mógł nigdy nawet przy służbie dla szefowej marzyć. Spłynęła na niego arcymagia. Pomyślał teraz, że jest w końcu dowartościowany i nawet Nienawiść będzie mieć problem z narzucaniem mu swojej woli.
– Teraz ja będę potężnym magiem, równie potężnym, co szefowa, albo i większym – uśmiechnął się szyderczo i wykradłszy księgę magii oddalił się z sali sprawiedliwości wymierzanej od Nienawiści, czyli z torturowni tronowej.
Tymczasem Nienawiść zajęta swoimi sprawami, nawet nie zorientowała się, że Strach z zazdrości potajemnie pozbawił ją tego, czego najbardziej pilnowała wokół swego zamku. Teraz ona też podświadomie zaczęła odczuwać strach, którego jeszcze nigdy przedtem nie odczuwała. Właśnie Strach przejął główną kontrolę nad całym jej pałacem, a co za tym idzie, stał się mocniejszy od Złości, czy samej Nienawiści na ziemi i tym samym okradł jej z połowy zaszczytów i chwały. Nienawiść, dopiero po dłuższym czasie zorientowała się, że coś jest nie tak i że ma za mało mocy w sianiu zła na ziemi. Że jest za słaba w stosunku do Strachu, bo ludzie bardziej się jej i w ogóle zagrożeń bali, niż nienawidzili czy się złościli i to ją zaniepokoiło. Nie mieli też siły do brutalności we wzajemnej rywalizacji, lecz byli bardziej wycofani i oziębli, jako sparaliżowani strachem. A zatem zaczęła szukać Strachu. Nie było to oczywiście wcale łatwe, bo Strach starał się ignorować jej wezwania i wołanie, wyłączając nadajniki i alarmy namierzające go. Ale po długich poszukiwaniach wreszcie znalazła Strach. Nie było to wcale serdeczne spotkanie, bo była na niego wściekła. On natomiast zupełnie miał ją w nosie, bo uważał że też mu się coś od życia należało.
– Witaj Strachu widzę, że nawet wobec mnie, jesteś zdolny do grzechu – wycedziła Nienawiść przez zaciśnięte zęby, z oddali znajdując go w końcu w pewnej części otchłani – Zachciało ci się większej mocy i nawet nie zechciałeś mnie o tym poinformować. Więc nie da nic, jeśli będziesz mnie teraz błagać o litość i chyba o tym doskonale wiesz, bo ja nie wybaczam. Nigdy niczego i nikomu. Nawet tobie, zdrajco, mimo twej wiernej wobec mnie służby. Poślę cię prosto do piachu, jeśli mi nie oddasz władzy, bo lochy i tak już masz zapewnione.
– Oczywiście – westchnął Strach – znalazłaś mnie, no cóż, pewnie twoje żule z komnaty szlochu ci o mnie doniosły. Nie jestem w szoku, bo to przewidziałem. Ale wiesz, nie zamierzam ci niczego oddawać, ani cię o nic błagać. Powiem ci to w cztery oczy, może to cię zaskoczy, ale nie, po prostu nie, szefowo, za długo już byłem na dnie z twojego powodu. Nigdy nie byłaś fair. Nie dzieliłaś się ze mną niczym, co twoje. Byłaś bardzo apodyktyczna, więc miałem dość tej haniebnej roli twojego pałacowego pajaca, klauna, który wykonuje bezmyślnie wszystkie rozkazy, jakie by one nie były. Nigdy nie traktowałaś mnie poważnie jak kumpla czy partnera, mimo tak wielu lat oddanej tobie służby, a jedynie wykorzystywałaś jak lalkę czy robota, kiedy była brudna robota. Robiłem, co tylko chciałaś, jak zupełny idiota. Pozbawiłaś mnie swobodnego myślenia. Wiem, niestety lub stety, możesz mnie zabić, bo ja jestem Strachem i nikogo, ani niczego nie boję się. Nawet śmierci. Ale jeśli to zrobisz, nie widzę jasno twojej przyszłości beze mnie i nie wiem czym będziesz egzekwować wtedy szacunek i respekt wobec ciebie.
– Nie martw się Strachu – odpyskowała mu szefowa – ja mam tysiące popleczników i znajdę jeszcze wielu lepszych i gorliwszych od ciebie, którzy mi będą chodzili jak w zegarku. Nie jest to dla mnie problemem. Natomiast trudno mi uwierzyć, że mogłeś tak zgłupieć na punkcie mojej mocy, która i tak nie była ci do niczego potrzebna. Ale skoro ośmieliłeś się zdradzić mnie, mimo że ja nigdy nie wybaczam nikomu, bez względu od przywiązania, no to przygotuj się na śmierć i tortury, bo moja zemsta na tobie nie będzie delikatna, tylko z grubej rury.
– Bla bla bla – skomentował Strach, ignorując jej wściekłość – nie chce ci zrobić krzywdy, jestem
gentelmenem, ale nie ręcze za siebie jeśli zaatakujesz.
I Nienawiść rzuciła się na niego, walczyła długo z początku na moce, potem na miecze. Aż poległa. I tak Strach, zwany Krukiem, odziedziczył jej moce nawet pośmiertne. Nie wiedział jeszcze jaki miała plan B…
Autor: Jan Wojtusiak

Możliwość komentowania jest wyłączona.