Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Kultura

20 marca, 2021

Kraina emocjonalnej symbiozy – ciąg dalszy


Natomiast on został właśnie zaklęty i zamatowany w sztywnym czasie przez nią. Dzięki temu odczuł ograniczenia, które wcześniej były mu obce, gdyż żył poza zegarem, wiernie służąc swej pani. A tu nagle tak go upodliła. Mało, że odczuł ból ludzki na sobie związany ze swym nienawistnym i depresyjno-nerwicowym przekleństwem, ale też z ogromnym genem niewolnika. Dostał od niej tak zwaną klątwę czasową. Dzięki niej działał jako szybki, ale skuteczny agent Al Capone i Chrzestny Ojciec naśladując mafię np. Ying Yanga.

Klątwa niezależnie zawsze go wkrótce dopadała, zawieszając mu bardzo wiele misji w czasie. W tym czasie stworzył, dla zmyłki, Wesołe Miasteczko. W realu było to tzw. Wirusowe Emocjonalne Miasteczko. Z pozoru wyglądało pięknie. Wraz ze swoją ekipą był przebrany za miłych ludzi. W rzeczywistości jednak było paskudną pułapką zastawioną przez jego bandę, w którym choroby i wirusy przez emocje torturowały ludzi, w tym głównie dzieci, karmiąc swój sadyzm np. na rollercoasterach.
– Nigdy nie będę do końca wolny – pomyślał ponuro Strach. Ach, nawet to widmo starej szefowej, której skutecznie zamknął język, pozbawiając ją głosu wobec historii życia i losu, nie było najgorsze w tym całym cyrku i teatrzyku, jaki musiał teraz przeżywać. Wkurzał się, że chociaż spełnił swe marzenie pozbawiając te wredną, zrzędliwą mendę życia, to dalej nie wróciło mu to wolności. Nic tak naprawdę to nie dało. Wciąż był niewolnikiem tylko, że teraz swoim własnym. Chciał wolności i kontroli rzeczywistości, a utknął w pajęczynie, którą sam utkał. Sam ciągle musiał uważać na swoje instynkty. Nie mógł też usunąć pewnych barier i ograniczeń, które niosło mu życie.
– Nigdy nie będę wolny – katował się myślami – choćbym zasłużył się światu mam to wpisane w geny – marudził co dnia
Coraz mniej czerpał ze swego rządu przyjemności, co oczywiście też było mściwą klątwą, jaką go przedśmiertnie dotknęła zagniewana szefowa. Borykał się z tym, że nie potrafił bez szefowej wykonywać najprostszych zadań. Był na nie zbyt leniwy. Częściej wybuchał, nie tak jak dawniej, gdy przy niej się hamował. Strach coraz częściej bał się sam siebie. To stało się dla niego najgorsze. Te szachy, które teraz prowadził sam odkąd pozbył się szefowej toksycznej, ale i skutecznej, stawały się coraz to mniej satysfakcjonujące. Było to jego kolejne piętno, jego kolejna pięta Achillesowa. Widział coraz częściej bowiem, że staje się swoim własnym wrogiem, swoim Goliatem, samobójcą i katem, a nie bratem. Bolało go to tym bardziej, że po to pozbył się szefowej, żeby było mu lżej. Tymczasem przybyło mu samych problemów. Żałował potajemnie, że to właśnie zrobił. Pałętał się smętnie, dlatego właśnie po komnatach, marząc o jakiejkolwiek krytyce czy hejcie pozagrobowym szefowej. Mimo że dawniej nigdy by w to nie uwierzył, jednak tęsknił. Jak na złość musiał żyć ze świadomością tego, że zatracił się w zazdrości, a nie był w stanie sprostać własnej ambicji. Strach pocieszał się, że miał pełną kontrolę np. nad wirusem, który był teraz tylko w jego rękach skoro Nienawiści już nie było. Widział bezsens w tym, co zrobił. Nie był na tyle dojrzały, żeby samemu obejmować stery, pomimo że szefowej miał wielokrotnie po dziurki w nosie.
– Strachu – rozległ się okrzyk jakiegoś oficera i jego tajnej policji emocji
– Tak słucham, o co chodzi? – przerwał ponure rozmyślanie
– A dostaliśmy sygnał o nadchodzącej wojnie z przybywającymi w naszą stronę pozytywnymi emocjami. Czy dasz nam jakieś polecenie?
– Tak, tak, zaraz zwołam naradę, bez odbioru – krzyknął i wyłączył mikrofalówkę
I zebrał tajne zgromadzenie, żeby ustalić plan działań.
Po długiej naradzie, Strach wydał następujące polecenie emocjom w armii: wróg jest bardzo podstępny i przygotowywał się do walki wiele lat. Jednak spokojnie żołnierze. Jeśli plan się powiedzie zapełni nasz pałac krat, na cześć i ku chwale piorunów. Złe emocje przekazywały sobie to przesłanie idąc na wojnę. Strach przeszedł cały pałac oglądając wieże. Pajace, które wisiały przy oknach robione na wzór Pinokia symbolizujące fałszywe emocje, coraz mniej go bawiły a coraz bardziej frustrowały i żenowały. Podszedł do tych kukieł dawno już martwych i ożywianych przez dawną jego królową i wymówił prastare zaklęcie wskrzeszenia.
– Niech piorun walnie, kur zapieje, a żołnierzy ożywi wichru ostrego tchnienie.
I stało się. Kolejni członkowie armii w postaci zombii, zasiedlali już komnaty Strachu. A tymczasem w krainie pozytywnych emocji, u Maćka i Kasi, również wydarzały się przedziwne sytuacje. Uczyli się walki na pozytywność z negatywnością. Biegali po łąkach i zbierali gumisiowe jagody, z których później robili tajemny sok powiększający ich moce i energię. Nabywali mądrości o podstępach, potędze i motywacji przeciwnika. Ale przede wszystkim dowiadywali się jak przewidywać zachowania i ataki wroga. Obecnie też trwała narada w ich krainie jak dalej przygotowywać się, co robić dalej, aby w końcu wyzwolić ziemię od niszczących ją negatywności i zamknąć je wszystkie do wspólnego zoo, gdzie to już miałyby pozostać na stałe bez dostępu do świata ludzkiego. I tak mijał ten dzień. I tu krótka wzmianka o listach, które rozdała ludziom Nienawiść, po tym jak Strach przejął panowanie. Te listy zostały zjedzone przez lisy, które nasłał na ludzi, żeby im nie ufali. W inny sposób im objawił swoją wolę, a ludzie na tyle się tego wszystkiego ogólnie przestraszyli, że nawet ci odważni w chodzeniu za cieniami, współpracowali jedynie ze Strachem na odległość. Nie tak blisko, jak do tego zachęciła ich Nienawiść. Strach też wolał bardziej dystans od szefowej, ale nie udało się tego powstrzymać dobrym bohaterom. Wyjął butle szampana. Napił się pół litra. Aż mu się w gardle zrobiło lżej i krytyki poczuł mniej. Jakże kochał ten wywar. Potem podszedł do klatki kingsajzowej, gdzie wydzielał napoje giganta wszystkim chorobom i wirusom w formie krasnali. Doszedł akurat do Fatamorgany, czyli Fontanny Urojeń.
– Ty daj ludziom popalić, bo bardzo potrzebuję ciebie i twojej magii na ziemi – mówił teraz, po czym otworzył jej klatkę Pandory, dając przy tym napój zwiększonej mocy, a następnie zawołał, na swój sposób radośnie:
– Teraz już Nienawiść cię więcej nie wychłoszcze, a ja lepiej znam potrzeby każdej emocji niż ona, bo mimo rygoru, mam w sobie więcej sadystycznej empatii i wsparcia.
– Leć siać zniszczenie – pożegnał ją tymi słowy


Rozdział XI – ciężkie przygotowania do wojny, a przede wszystkim próby udaremniania wpływu Fatamorgany na świat i jej wyolbrzymiania długości bata

A tymczasem w Krainie Dobrych Emocji doszły bohaterów słuchy o całym obecnym stanie świata i kolejnych krokach Strachu w przejmowaniu kontroli nad życiem na ziemi. Strach, wysyłając Fatamorganę, dał jej zezwolenie na niewolenie ludzi w iluzjach, obłędach i nieustannie podejmowanych błędach, lękach i panice. Chodząc po swoim pałacyku ciągle wbijał oczy w portrety swej szefowej. Ciągle ponurym wzrokiem wodząc przy ziemi, z tysiącem pytań bez odpowiedzi. Coś w nim umarło, odkąd pozbawił ją życia. Bardzo chciał, żeby tak nie było. Ale niestety jednak. Ciągle wracał myślami do chwil, w których jakby nie chciał, nie mógł zaprzeczyć, że będąc przy szefowej więcej na tym zyskiwał niż tracił. Teraz od niego oczekiwali wszystkiego tego, czego niegdyś od niej. I to natrętne pytanie czy warto było? Musiał zawsze już mieć świadomość, że został mordercą. I nie było niczego, co by to zmieniło, mimo że szefowa nie należała do najprzyjemniejszych emocji. Odkąd ją zabił to potworne poczucie winy, od którego żadne emocje nie były wolne, nie dawało mu spokojnie żyć. Strach złapał rękawice bokserskie i zaczął walić w worek treningowy. Następnie poszedł w kierunku strzelnicy i poostrzeliwał tarczę strzelecką. Czuł wielką ochotę do popełnienia samobójstwa, ale tutaj i tak było to niemożliwe, gdyż emocje same siebie nie mogły unicestwić. Nawet kiedy byłoby to wytłumaczone logicznie. Nie mogły tego zrobić same sobie. Mogły tylko od warunków niezależnych lub od ran w walce z innymi przeciwnymi im emocjami zginąć. Jedyne, co mógł uśmiercić i nieustannie musiał, to były jego sentymenty. Więc poszedł na dobry film na dobry thiller, potem pobawił się na swoim strasznym placu zabaw i tak upłynął mu dzień. Przyniósł szefowej kwiaty na cmentarz, z przyzwyczajenia i tradycji, chociaż wiedział, że to i tak nie ukoi jego zbolałego umysłu i sumienia. Nie umiał sobie wybaczyć. Ale przede wszystkim wiedział, że szefowa mu nie zamierzała wybaczyć. Ta wizja najbardziej go obezwładniała. Wiedział, że gdyby jej nie zamordował to ona i tak by męczyła go. I to jeszcze może w o wiele gorszy sposób. Jednak odczuwał głęboki wstyd i wstręt do siebie o to, co zrobił. Bo sentymenty były strasznie mocne, chociaż równocześnie uchroniły go przed koniecznością płaszczenia się do końca życia przed nią fizycznie. Strach spędzał większość czasu w ciszy. Tak go zatkało to całe zajście, że przez większość czasu nie miał po prostu najmniejszej ochoty na mówienie czegokolwiek i rozmawianie z kimkolwiek. Zazwyczaj zajmował się milczeniem, czyli przebywaniem w permanentnej ciszy. Wtedy czuł, że ma po prostu święty spokój, bo nikt niczego nie chciał od niego. Tymczasem jego ciszę przerwał nagle głos oficera.
– Panie melduję, że wrogowie już zabezpieczyli się na nasze ataki z urojeniami! Czekam, więc na rozkazy.
– No to nieważne oficerze, nieważne. Atakujcie mimo wszystko. Niech wiedzą, że siedzimy im na ogonie – oznajmił
– Tak jest szefie, bez odbioru – dokończył, odkładając krótkofalówkę
Strach usiadł w swojej kawiarni. Wyciągnął ogromy kufel piwa z lodówki i upił łyk. Był bardzo zimny. Westchnął ciężko po całym dniu pracy zmęczony, patrząc na portret szefowej i uśmiechając się przez łzy…
– A mogłem cię nie zabijać – pomyślał zdeterminowany – ciekawe czy wtedy miałbym jednak nieco lepsze życie, niż mam je teraz. Ale cię zabiłem!! Fakt dokonany!! Mleko wylane! Już tego nie cofnę!! Nawet gdybym umiał to wtedy ty zabiłabyś mnie!! Ale gdybyśmy połączyli siły, wiele byśmy jeszcze mogli zdziałać – myślał dalej. Pije to piwo i pije, ale to już mnie nie rozluźnia tak samo jak kiedyś. Chociaż smak ma dobry i jest to mój ulubiony sposób na rozładowanie złości… Pomyślał o dalszym planie działania. Ta myśl, że jeśli wykorzysta całą potęgę Nienawiści, z której okradł szefową, to nie ma nic w zapasie. Ale póki co szczęśliwie jakoś mu szło. Przeszedł przez lochy słysząc różnorakie szlochy ich mieszkańców.
– Cisza – krzyknął – już Nienawiść was nie męczy, a wam dalej źle.
– Ale szefie, zrozum nasze położenie – ujadali.
– Rozumiem – odparł Strach – bo już za rządów szefowej zwiedzałem to miejsce. Jednak za moich, macie w nich zdecydowanie lepiej. Poza tym – uśmiechnął się – puszczę was, jeśli tylko będziecie mi do czegokolwiek potrzebni.
Usłyszał gromkie brawa i prośby, żeby w jak najkrótszym czasie ogarnął tę sprawę.
– Ech – pomyślał i westchnął. Dopiero co objąłem rządy zmieniając radykalnie wiele rzeczy, które wnerwiały mnie i resztę w systemie, a ciągle traktują mnie jak kata na równi z szefową. Albo nawet gorzej – przełknął ślinę.
Najbardziej wnerwiały go zombiaki, które uważały się za specjalnie pokrzywdzone, mimo że same były najdrapieżniejsze i najagresywniejsze. Bardziej niż wszystkie ustawy to przewidywały. Inna sprawa, że to nie ich wina była, że wielu magów ludzkich, nie dawała im pozostawać w krainie śmierci. Wtedy najbardziej po świecie się pałętali, szukając swojego miejsca. Nie lubił tego robić. Odwiedzanie lochów nie należało do jego przyjemności. Bolały go przy tym kości. Wejście do lochów było bardzo męczące i towarzyszyły temu różne przykre zapachy. Oddalił się nieco. Gdyby mógł anulować winy tych utracjuszy dawno by to zrobił.
– Dobra, skończcie się nad sobą rozczulać i weźcie się w garść, do cholery! – powiedział stanowczo do więźniów z lochów – Jeśli was to pocieszy, to mnie też nie jest tutaj lekko, chociaż miało być teoretycznie lżej. Odejście szefowej wcale nie poprawiło sytuacji a wręcz przeciwnie.
– Ale my nie o tym Strachu, za twoich rządów jest nam lepiej zdecydowanie drogi panie, za rządów twojej szefowej było nam znacznie gorzej – wołali.
– O serio? Dzięki, miło to słyszeć. Robię, co mogę – powiedział Strach z uśmiechem na ustach
– Szefowa twoja to wariatka była. Ciągle nas krzywdziła. Nie mieliśmy tutaj żadnej swobody, a ty nam bardzo umiliłeś pobyt w tym miejscu.
– Ja też mam swoje za uszami i o tym wiem, nie jestem łagodnym barankiem. Więc macie prawo mieć żale o różne kwestie. Naprawdę. Ale cieszy mnie to, że jednak nie jestem aż tak zły jak się mnie maluje i że szefowej w okrucieństwie nie dorównuję. Dobra słuchajcie, miło się gada, ale póki co wam nie pomogę, bo nie mogę. Natomiast mogę wam obiecać, że jeśli tylko będziecie potrzebni mi, to doznacie tej łaski i was na chwilę uwolnię. To powiedziawszy Strach przeszedł do komnaty głównej zainspirowany tysiącem pomysłów.
– Ale jej dowaliłem – myślał – zawsze próbowała mi udowodnić, że bez niej nic nie osiągnę, a jednak myliła się. Idiotka. Teraz zaczyna się moja pierwsza misja, moja pierwsza wojna. I mimo że sentymentalnie ciągle jest mi ciężko się pozbierać, to jednak i tak kreatywność mnie nie opuszcza. Jednak dramat, który przeżywał mocno każdego dnia wcale nie był zastraszony jego sukcesami, mimo że Strach bardzo się nimi go starał straszyć. Strach miał już to do siebie, że zawsze, kiedy było źle, nie przyjmował do siebie żadnego słowa krytyki. Każdy, kto go krytykował był winny jego szału, w który wpadał i podczas którego nie dało się nie bać i nie być niezranionym przez wściekły Strach, który potrafił bardzo bezwzględnie ze swoimi krytykami postępować. A zatem jedynym, który go mógł krytykować był on sam i nikt poza nim. Tym bardziej, że po mordzie, którego dokonał na szefowej, nikt nie próbował sprawdzać jego cierpliwości ani poczytalności. Gdy czuł się zagrożony opiniami destrukcyjnymi na swój temat, przypominał i straszył tym, czym dotknął swoją szefową. Wszyscy jego podwładni nie chcieli umierać i bardzo bali się śmierci. Dlatego też, poza paroma incydentami, wszyscy chodzili przy nim jak w zegarku udając, że zgadzają się z każdą decyzją Strachu i że jest nieomylny. Kolejny raz spojrzał na wielki zegar, którym odmierzał czas. Miał nadzieję, że lęki, fobie i inne takie pofatygują się, aby zdać raporty ze swojego harmonogramu. Jednak nigdzie ich nie widział. Poirytowany tym faktem pomyślał, że musi z nimi porządnie pogadać. Któryś raz z kolei czeka i ni cholery nie może od nich uzyskać ważnych informacji. Na szczęście on tu teraz rządzi i jak go zdenerwują zanadto to będą mieli problem. Cieszyła go możliwość nieograniczonej kontroli. Mógł bowiem być teraz emocjonalnym bogiem. Karał kiedy chciał i jak chciał, nie pytając o to nikogo. Również kazał i wymagał tego, na co tylko miał ochotę. Nie musiał już liczyć się z karygodnymi dla niego krytykami ze strony szefowej. Jedyne, co go bolało to fakt, że ciągle mimowolnie starał się jej zaimponować w tym, co robił. Pomimo myśli, że jest to tak już nieistotne, bo ona przecież nie żyła. Czasami, w najgorszych koszmarach, pojawiała mu się ze wściekłą twarzą informując go, że zaraz po śmierci czeka na niego w piekle. Że męczarnie, które mu zrobi, wymuszą na nim absolutną gorycz i że będzie ją jeszcze przepraszać przez miliardy wieków za ten haniebny akt nieposłuszeństwa i agresji. Potem się budził i dochodził do siebie, czyli brał się w garść. Miał też swojego mrocznego terapeutę, który pomagał mu w nieanalizowaniu nadmiernym swojego snu, tylko skupianiu się na tym, co jest tu i teraz oraz pomagał mu w niszczeniu poczucia winy. Innymi słowy nieprzywiązywaniu uwagi do swoich działań, a przynajmniej nie tak wielkim, aby tym się ciągle determinować w życiu. Co prawda Nienawiść poprzez sny próbowała wielokrotnie doprowadzić strach do stanu permanentnie depresyjnego, ale na jej nieszczęście, a szczęście Strachu, nigdy jej się to nie udało. Tym bardziej, że Strach zabezpieczył się na taką ewentualność. Zaraz po śmierci szefowej większość chorób psychicznych zagrażających również mu, trafiało po prostu do lochu i dostawało zakaz jego opuszczania, pod groźbą okrutnej śmierci. Wszystkie wiedziały, że Strach w tych sprawach był śmiertelnie poważny i nigdy nie żartował. Depresja, tylko raz po kryjomu, jako ta odważna i bardzo wierna dawnej królowej, próbowała opętać Strach maksymalnie, odbierając mu sens i chęć życia. Ale za to przewinienie zamknięto ją w najgorszym możliwym lochu, gdzie mogła tylko wydawać z siebie szloch po szlochu. Z pewnymi incydentami Strach się zupełnie nie pieścił tylko był naprawdę srogi. A niektórym, tym najbardziej zawinionym, łamał nawet ręce i nogi w komnatach ciemności, bo tak się one nazywały. Były takie komnaty i nikt z mieszkańców Mrocznej Krainy o zdrowych zmysłach nie wnerwiał tak bardzo Strachu, żeby na nie zasługiwać. Komnaty ciemności były to miejsca, w których Strach zamieniał się dla wszystkich wrogów w prawdziwego kata i używał w nich niejednokrotnie nie tylko pałki policyjnej, ale również bata. Walił swych skazańców rękawicami mocno po twarzach, no i ogółem rozładowywał cały swój sadyzm, który w sobie miał. Taki los spotkał już wielu, którzy próbowali Strach przestraszyć, czy w ogóle jakoś ukarać, skrzywdzić itd. Strach był bardzo nieempatyczny. Potrafił zadawać wiele cierpienia tym, którzy mu podskakiwali za bardzo. Jednym słowem był dyktatorem. Trudno powiedzieć o ile mniejszym od jego szefowej, chociaż bardzo starał się mieć tylko swoje metody, a nie powielać jej. No mniejsza, wracając do Strachu i lochu wpadł właśnie na pomysł uwolnienia jednego więźnia, a mianowicie Ying Yanga. Zawołał go właśnie do siebie.
– Witaj panie wezwałeś mnie, więc jestem – powiedział nieco zmęczony długim pobytem w lochu Ying Yang.
– Tak będę cię potrzebował, gdyż sytuacja, która obecnie ma miejsce, drogi Ying Yangu, jest mówiąc ogółem, dosyć niewesoła.
– Oczywiście, rozumiem i służę pomocą – odparł.
– Drogi Ying Yangu wezwałem cię, bo potrzebuję dobrego doradcy, a ciebie uważam za kogoś bardzo mądrego.
– Dziękuje panie – odpowiedział z uśmiechem
– Dobra, do rzeczy. Więc sytuacja wygląda następująco. Zabiłem szefową, czy dobrze zrobiłem tego nie wiem i pewnie się nie dowiem. Nie oczekuję od ciebie odpowiedzi. To już musi zostać niewyjaśnione i tyle. Trudno. Ale szykuje się pewna długa i trudna dla mnie wojna. Głównie z dobrymi emocjami. Ale i z gatunkiem ludzkim, który to bezczelnie dawno sprofanował, zbezcześcił i powiesił nasze ideały na sznurze tylko dlatego, że nie jesteśmy przyjemni w odczuwaniu nas i doświadczaniu rozumiesz.
– Tak, tak, oczywiście.
– To dobrze. Ta walka ma doprowadzić do ustalenia pewnej hierarchii wartości. Dlatego jesteś mi tu potrzebny, bo bardziej się na tym znasz niż ja.
– Panie cokolwiek chcesz mów, a ja ci odpowiem.
– Dobra, a więc opowiedz mi proszę o twoich przeżyciach i doświadczeniach z ludźmi, abym ja mógł wiedzieć mniej więcej na co ich stać i do czego są zdolni w sytuacjach, gdy są wyjątkowo zdeterminowani. Moje doświadczenia z ludźmi są jedynie takie, że zawsze, kiedy odczuwają mnie, to albo nic nie robią, czyli są bierni i pasywni albo też dostają kuku na muniu, no i oczywiście zwalają wszystko wtedy na mnie, bo nie umieją sami wziąć za nic odpowiedzialności. Ich mantrą jest to, że się boją i nie umieją dlatego myśleć mądrze. Że nie potrafią radzić sobie ze mną, mimo że mają o wiele lepiej przystosowaną głowę do tego, żeby bronić się przede mną, niż ja, gdy muszę walczyć w obronie lub z innej przyczyny z nimi. Ogółem jestem na ich ławie oskarżonych emocji. Zawsze, poza Nienawiścią, której już nie mogą, bo odeszła do nirwany emocjonalnej po ostatniej ze mną walce i wykreślono ją z listy żywych emocji.
– No… ciężko masz panie, współczuje ci – powiedział Ying Yang.
– Ale ja tego nie oczekuję – odparł wkurzony Strach – naprawdę nie, ja muszę wychodzić z roli ofiary, stary, i mój terapeuta też o to ciągle dba.
– A, no jasne, ale czego ode mnie…
– Tak, tak, tak sorry do sedna, zmierzam, a więc zmierzam do tego, żebyś ty, zamiast mnie, chociaż pewnie uznasz to za głupie, zaczął być strachem. Ja jestem już wyczerpany swoją pracą i im dłużej żyję, tym gorzej ten zawód wykonuję. Ale ktoś musi. Ty też jesteś sprytny i znasz się na rozmaitym wpływaniu na ludzi dookoła. Tym bardziej, że jesteś bardzo młody i na więcej niż ja możesz sobie pozwalać. Starość nie radość. My ją też czujemy jako emocje, chociaż znacznie dłużej żyjemy od przeciętnych ludzi, a nawet od wielu bakterii, wirusów i chorób, pomijając zwierzęta, cały ekosystem i wszechświat. Jesteśmy złączeni z tym światem odkąd on właściwie tylko powstał. Ale ty, agencie emocjonalny, jesteś jeszcze młody. Sam jesteś człowiekiem, a więc tobie jest po prostu łatwiej połączyć naturę ludzką z naszą czysto psychiczną.
– Szefie! A szef na ile ma tę emeryturę? Czy już?
– Tak, Ying Yangu. Bez względu na to, co myślisz, to do końca życia owszem, będę już na emeryturze, ale wierzę w ciebie jako mego godnego zastępcę. Poza tym, ja nie mogę już tak dłużej pracować z widmem swojej szefowej na karku, bo sam w końcu się psychicznie rozpadnę. A wtedy byłbym łatwym do pokonania wrogiem. Natomiast ty szefowej nie skrzywdziłeś nigdy, więc nie musisz obawiać się jej komplikacji w swojej pracy.
– A no tak – stwierdził przygnieciony nieco tak trudnym zadaniem Ying Yang
Ale zaraz się pocieszył w myślach. Skoro Strach tyle lat dawał radę sam, to dlaczego jemu miałoby się to nie udać. Poza tym też miał misje zwykle samodzielne. Co prawda jedynie jako człowiek, ale skoro jemu tak zaufał i w niego wierzył, to on też nie będzie przecież wątpił, mimo że wszystko co nowe jest zazwyczaj trudne.
– Weź za partnera Błędnego Rycerza – kontynuował – to ci na pewno będzie jeszcze lepiej. I oddalił się Ying Yang sprzed tronu Strachu i od jego oblicza.
Strach usiadł obok swojego dobrego kumpla Gniewu, ale tego mściwego i niemającego nic wspólnego z tym konstruktywnym dobrym Gniewem.
– Coś myślę przyjacielu, że jeszcze długo nie wylecimy z tego ula, w którym nas uwięziła szefowa – powiedział do Gniewu
– Dopóki tkwimy w bólu, to nie możemy być wolni od niego, ale spoko jak dla mnie Strachu jesteś mniej toksyczny od szefowej – odpowiedział Gniew
– A dzięki ci wielkie. Wiesz, moim marzeniem jest, żeby mieć już przeszłość gdzieś i naprawdę się wyzwolić.
– Za wolność – wzniósł toast i podniósł kufel do góry – za wolność od cierpienia i za to, żeby wreszcie zdjąć kaganiec zniewolenia – z entuzjazmem Strach wykrzyczał, upijając kolejne łyki piwa. A miało ono taką moc, że koiło wszystkie bóle, zwłaszcza te wewnętrzne. A zatem, po raz kolejny już utopił w nim swoją szefową, a wspomnienia o niej uleciały niczym zeszłoroczny śnieg. Chociaż miała wpływ na jego samopoczucie przez sen, to tylko wtedy, kiedy się niedostatecznie napoił swoim piwem. Było ono odtrutką na szefową, było antidotum na wszystkie smutki związane z dawną i obecną niewolą. Zapominał po nim o bożym świecie. Nawet o tym, kim jest i co tak naprawdę w swojej krainie robi. Kiedyś dostawał za to srogą falę krytyki szefowej. Ten napój szczęścia był skrzętnie przez nią ukrywany przed nim i musiał się podlizywać albo zasługiwać jak pies na kiełbasę, żeby mu szanowna pani rzuciła cokolwiek ze stołu. To był przywilej wielki napić się łyka butelki. Na szczęście, po jej śmierci, mógł się nie ograniczać, poza tym co mu radził terapeuta. A więc losy ludzi związane z puszczonymi na nich przez Strach lękami i urojeniami, a głównie Fatamorganą podkręcaną przez pandemię wirusa Covid-19 wikłały się. Ludzie zapełniali sobą gabinety psychoterapeutyczne. Strach pijany długo męczył się jeszcze osobiście poza paniką i lękami, zanim oddał i powierzył swój urząd Ying Yangowi przechodząc na emeryturę. Warto jeszcze tylko wspomnieć, że Ying Yang też nie zamierzał ludziom popuścić i być pobłażliwym. Natomiast, co do starego Strachu, to warto wspomnieć jeszcze, że ochrzanił wszystkie fobie, lęki i tak dalej, kiedy wróciły spóźnione z meldunkiem i okazało się, że większość z nich, poza Fatamorganą i paroma zeschizowanymi, na tyle, żeby być wiarygodnymi, dało jedynie pokaz swej głupoty. Zostały więc wyśmiane. Za to Strach kazał im przez tydzień siedzieć w lochu klęcząc na zimnym grochu. Strach i tak już wydawał ostatnie polecenia, bo przechodził na emeryturę. Ying Yang miał go zastępować. Tytułowe udaremnianie Fatamorgany pracy polegało na tym, że ludzie, poprzez dobre myśli i emocje, starali się nie ulegać złudzeniom totalnie beznadziejnym. Dzięki rozsądkowi nie chcieli ulegać nadmiernie dobrym i utrudniali jej prace. Niektórym, niestety, tak zamiotała w głowach, że nie wiedzieli, co jest prawdą i zgłupieli. Chociaż rozsądek z dobrymi emocjami starał się do tego nie dopuścić. Będziemy powoli kończyli naszą opowieść drodzy czytelnicy, ale jeszcze przejdziemy przez główną bitwę i wyjaśnimy pewne kwestie.

Rozdział XII – Bitwa o ziemię rozpoczyna się i Ying Yang razem z resztą złych emocji i Covidem-19 przystępuje do pierwszego ostrego ataku o nazwie negacji zdrowia i dobra, czyli agresywnej ignorancji oraz aroganckiej agresji na rodzaj ludzki, a poza tym o zakończeniu konfliktu

Strach na emeryturze z piwem i dobrym towarzystwem obok, pożył jeszcze 150 lat, jak przystało na Strach, gdyż jego poprzednicy też żyli zwykle właśnie tyle a nie mniej ani więcej. I w końcu umarł. Wielu emocjonalnych przyjaciół go opłakiwało z wielkimi łzami. Wywieziono go na cmentarz dla ważnych emocji i, jak na złość, pochowano bardzo blisko szefowej, której całe życie tak bardzo się obawiał, odkąd ją do grobu doprowadził. Co do emocji to warto wspomnieć, że kiedy umiera jakaś, to zwykle przechodzi pewne kolejne wcielenia i zmierza do nirvany, absolutnego wyzwolenia. Nie idzie ani do piekła, ani do nieba. Strach bał się Nienawiści w piekle, dlatego tylko, że przez większość swojego życia na ziemi, chcąc nie chcąc, spędził z katolikami i ludźmi wierzącymi. Ale prawda była inna. Nienawiść jako emocja była też bardzo fałszywa i dlatego głównie, kiedy zwłaszcza była zdenerwowana, zawsze podsuwała winnemu fałszywe wizje, aby przez to swój gniew i niezadowolenie mu okazywać i je manifestować. Co do śmierci emocji w ogóle, bo może nie wspomniałem wystarczająco dokładnie, było tak, że emocje rodziły się, umierały i tak sprawy wyglądały, a były ich tysiące albo nawet miliony. Natomiast nazwy ich się powtarzały po prostu tak jak u ludzi. Tyle, że emocje były na ogół już tak stare skoro np. Strach żył całe 150 lat (ten konkretny, bo były jeszcze inne strachy w historii, natomiast ten 150 lat to kawał czasu w końcu). No więc trudno dociec ile emocja pojedyncza od samego ich początku mogła z siebie wyciągnąć życia. Historia opowiedziana na początku tej opowieści miała nam uświadomić, że między emocjami urodził się dawno temu konflikt, który trwał bardzo wiele lat. Ale nie znaczy to wcale, że te emocje, które opisuję, cały czas są tymi samymi od początku świata stworzonymi. Absolutnie nie! Miały swoich przodków, którzy dali im życie. Po prostu miały podobną ludziom tradycje przekazywania imion z pokolenia na pokolenie. Dzięki temu mogły tak jakby się kopiować genetycznie, czyli przekazywać cechy związane z tymi imionami. Postępowały wg ich horoskopów, ich zodiaków, przekładając na ludzkie tradycje. No i dobra, Strach umarł. Zobaczył czarny tunel, w którym stała Nienawiść wściekła na niego. Podszedł do kręgu reinkarnacyjnego. Nienawiść patrzyła na niego oczami wilka, bo to pasowało do jej natury i tym stała się po śmierci. Natomiast Strach reinkarnował się w olbrzymiego rekina ludojada, który po wpadnięciu do wody najpierw jeszcze został ugryziony przez szefowej wilcze zęby, w ramach zemsty. Natomiast w wodzie utopił ten ból i przyzwyczaił się do nowego życia, bez piwa a zamiast niego z wodą do picia. No i zaczęła się sroga, i ciężka bitwa na ziemi o ziemię. Covid-19 ujawnił się w końcu jako twór typowo emocjonalny, który miał w sobie zdecydowanie więcej samego strachu niż czysto biologicznej trucizny, jaka miałaby zabijać ludzi. A tymczasem, Maciek z Kaśką w Krainie Pozytywnych Emocji, rozmawiali bardzo poważnie ze swoimi opiekunami emocjonalnymi, z którymi rozmawiali bardzo często o tym czy i jak mogą teraz wrócić, aby pomóc swojej rodzinie i co właściwie zrobić, żeby wygrać i zakończyć tę bezsensowną i wyniszczającą najbardziej ludzkość walkę.
– Miłości i Spokoju, pomóżcie nam, jak mamy pokonać Ying Yanga, skoro on jest tak potężny, że zarówno Strach jak Nienawiść obdarzyły go zdolnościami, które daleko wyprzedzają zwykłe ludzkie? – zapytał Maciek
– No pewnie, że was nie zostawimy – odezwał się Spokój
– Będziemy z wami tak jak na szkoleniach – uspokoiła ich Nadzieja
– Dodamy wam otuchy poprzez współczucie do ludzi, którym macie pomóc – dodała Miłość
A radość skwitowała: największe sukcesy i dobro docenia się, i osiąga przez cierpienie.
Wszystkie emocje z troską też otoczyły ich głębokim wsparciem. No i wrócili na ziemię z powrotem. Wszystko, czego nauczyli się na szkoleniach, zastosowali. Walka była bardzo trudna. Odnieśli wiele emocjonalnych ran. Jednak wytrwali dzielnie do końca. Wtedy odezwał się sfrustrowany Ying Yang, który zaplanował cały ten scenariusz od początku i chciał ich też wyeliminować jak najszybciej z gry:
– Ale chwila, moment, no dobra, wygraliście, bo akurat znowu pomogły wam siły dobrych emocji. Ale czego wy dzieciaki tak naprawdę chcecie, to i tak od początku nie była wasza wojna. Poza tym, co? Ja z moim wojskiem mam się wycofywać nagle? Włożyłem całą energię z moimi emocjami w to, żeby w końcu chociaż raz zatriumfować nad tym światem, a wy mi to i tak musieliście zepsuć. Poza tym, co wam szkodziłoby, gdybym trochę tu porządził. Potem i tak musiałbym to miejsce opuścić.
– To nie jest ziemia dla waszej armii złych emocji, a poza tym już za długo trwa wasza dominacja. Teraz nastaje czas pokoju. Ying Yangu, zabieraj wirusa i nie chcemy cię tu – Maciek z Kasią odpowiedzieli mu krótko
Ying Yang był wściekły słysząc taką odpowiedź. Cóż miał jednak zrobić… Pozbierał armię i wycedził tylko:
– Mam mroczną nadzieję, że wy i tak w końcu wyginiecie. A co do mojej armii emocji… One i tak nie opuszczą tego świata dożywotnio, ale wirusa muszę wycofać, bo niestety obróciliście go przeciwko mnie. Więc stał się jakby bezużyteczny. Popsuliście mu program i mój misterny plan też. W tym momencie zniknął razem ze swoją armią, a na ziemi zapanował pokój. A wracając do świata emocji to koniec historii jest taki, że przed końcem świata pojednały się ze sobą znowu jak na początku. Więcej walk pomiędzy nimi nie było, a Ying Yanga skazano na długoletnie lochy. Za to Maciek i Kasia nauczyli się, niczym wirusem, zarażać świat optymizmem, który był zresztą ich dobrym mentorem w świecie emocji. I tak emocjonalność wróciła do równowagi, do dawnej symbiozy.
Autor: Jan Wojtusiak

Możliwość komentowania jest wyłączona.