Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Kultura

12 kwietnia, 2021

Kraina śpiewu – Muzykolandia – ciąg dalszy

Magnetofon, który był przypięty do motorów, miał różną długość. Każdy z nich odtwarzał muzykę, głównie heavy metalową, ale i inne ciekawe utwory. Byli to motocyklowi muzycy, spece od dobrej zabawy z muzyką w tle. Tymczasem Hałas albo inaczej Pan Głośny, jak go nazywali motocykliści, obmyślał swój kolejny plan jak popsuć młodemu muzykowi plany, aby on zrezygnował ze swojej misji. Pan Głośny bał się bardzo pokazywać przy gronie harleyowców, więc omijał ich dystansem dużym i działał bardzo subtelnie, kiedy miał z nimi do czynienia, bo wiedział, że ci goście się go nie bali i też w kaszę sobie dmuchać nie dawali. Byli to twardzi muzycy heavy metalowi i Pan Głośny nie robił na nich takiego wrażenia jak np. na dzieciach.
Pan Głośny, paradoksalnie, w spotkaniu z nimi stawał się bardzo cichy, tak jakby nagle zapominał języka w swoim gardle. Bardzo nie lubił musieć walczyć z harleyowcami, którzy byli odporni na głośne brzmienie, bo już nie raz się z nim oswoili. Harleyowcy byli zdyscyplinowani prawie jak żołnierze, którzy zawsze są gotowi do obmyślenia planu działania i nigdy nie byli bezbronni lub nieprzygotowani do walki. Hałas zatem miał teraz trudne zadanie, które polegało na tym, aby młodego muzyka zniechęcić do muzyki, ale nie wydając przy tym odgłosów. Zaczął więc próbować pokazać mu harleyowców w jak najgorszym, najciemniejszym kolorze, żeby młody sam doszedł do wniosku, że z tą muzyką coś jednak jest nie w porządku. No i zaczął przekonywać go do tego na rozmaite sposoby np. że harleyowcy są bardzo nieokrzesani i grubiańscy, że nie rozumieją muzyki poważnej itd. Zaczął niejako po cichu mącić mu w głowie, ale tak bardzo wyraźnie, żeby miał wrażenie, że wręcz słyszy duże hałasy, niejako schizofrenicznie, bo reszta tego nie słyszała. Na ile mógł wpływał na jego odbiór harleyowców jako złych i fałszywych kolegów, bo bardzo mu zależało, aby młody nie miał od nich żadnego wsparcia, gdyż zdawał sobie sprawę jakie stanowią oni dla niego poważne zagrożenie. A wiedział też, że odcięcie go od nich spowoduje zakłócenia w jego misji. Tym bardziej ta perspektywa zachęcała go do działania i dawała motywację. Po wielu nieudolnych próbach zniechęcenia młodego, użył w końcu czegoś najpodlejszego, co mógł wymyślić, czyli ich skłonności do nałogów, w tym konkretnie do alkoholu. I pokazał mu bardzo smutną scenę, kiedy jeden pijany harleyowiec zaczął psuć swój motor polewając go benzyną, zaczął wydzierać się głośno, że ich wszystkich nienawidzi i zabije. W końcu stłukł swoją żonę i zadźgał nożem myśliwskim swojego brata, który próbował go uspokoić. Po tej smutnej scenie reszta harleyowców wysłała nietrzeźwego członka ekipy do izby wytrzeźwień. Ale już wtedy młody muzyk doznał traumy i propaganda Hałasu zaczęła go odstraszać od wykonania misji związanej z harleyowcami. Po prostu zaczął się bać swoich nowych znajomych. Oczywiście później tłumaczyli mu, że to był tylko incydent i że ogólnie to są fajną grupą muzycznych motocyklistów, ale już wtedy nie trafiały do niego te łatwe i naciągane argumenty. Jednak mimo wszystko wiedział, że musi kontynuować misję, jak to na początku ustalił z muzycznymi dźwiękami. Hałas był uszczęśliwiony, gdy dowiedział się, że wreszcie to konkretne zdarzenie zamęt w głowie wroga wywołało. Ale, na szczęście dla bohatera opowiadania, dobre dźwięki też zauważyły, że coś jest nie tak. Zaczęły więc dzwonić ze swoich płyt magnetofonowych do bohatera pytając go, co się dzieje i czemu daje im podświadomie sygnały, że misja się nie uda i nie warto było go w nią angażować. Za każdym razem jednak w odpowiedzi słyszały tylko, że to był po prostu zły pomysł z harleyowcami i tyle. Nic poza tym. Aż w końcu udało im się nawiązać dłuższy kontakt z Henrim i wypytać dokładnie o co mu chodzi. Ale to, co usłyszał w odpowiedzi na historię, którą w końcu z trudem im opisał wcale go zbyt nie ucieszyło. Nie złagodziło też jego wątpliwości, że to jednak ta droga jest dobra, a nie inna. Jednak Henri nie był skory do nadmiernej upartości, na szczęście dla niego i dla muzyki, a na nieszczęście dla wroga. Natomiast leczenie się z tej traumy w Krainie Muzyki zajęło mu dużo czasu. Odpowiedź jego muzycznych towarzyszy była następująca, że harleyowcy, chociaż zdarzają się szaleni, mają największy wpływ na Hałas lub jego brak i dlatego też, pomimo ich licznych błędów, które popełniają, są najlepszą grupą do pomocy w tym zadaniu. No i musiał to przełknąć, mając przy tym tylko nadzieję, że jemu krzywda się nie stanie. Noc w tym dniu była bardzo zimna i długa. Spał pod gołym niebem razem z harleyowcami w jednym z namiotów, który postawili. Dzięki ich umiejętności przetrwania w surviwalu już do namiotu przywykł nawet w deszczu. Henri dalej chodził w niemałym zamieszaniu po tym wszystkim, czego w ostatnim czasie doświadczył, ale misja była dla niego najważniejsza. Póżniej też dowiedział się, że wszelkie przeciwności, które spotykają go i spotykać muszą, i które wydają się nie do zaakceptowania, są celowym działaniem Hałasu, który w ten sposób próbuje za wszelką cenę popsuć mu misję i wzbudzać w nim ognisko strachu. Strachu, który wypełniając go od środka, będzie ciemnym strychem ze stryczkiem, w którym chce go umieścić ”śmieszny” stryjek hałaśnik. No ale chociaż zrozumiał już manipulacje swego wroga Hałasu czy inaczej Pana Głośnika, to mimo wszystko przystosowanie się do tej obcej grupy szalonych harleyowców było dla młodego muzyka, wychowanego w kulturze zupełnie innej, nie małym szokiem i nie lada też wyzwaniem. Ale, po wielu próbach, zaczął się jednak dostosowywać. I tak, po cholernie długim czasie, jego ideałem stali się właśnie oni. Tym bardziej, że byli niezwykle wręcz skuteczni w walce z Hałasem i uciszaniem go.
Rozdział VI – Tropienie jaskini Hałasu

Dawno, dawno temu, na początku czasu, długo przed powstaniem ludzi na Ziemi, pierwszą siedzibą muzyki była jaskinia. W jaskini bowiem przesiadywali wielcy mędrcy, którzy póżniej, w czasach ludzkich, zainspirowali się różnymi urządzeniami mającymi w sobie muzykę. Ale, na samym początku, jednak jaskinia była miejscem zamieszkiwanym przez muzykę i to różnego rodzaju. Dopiero od czasu pojawienia się w niej Hałasu, również rozległy się jęki, udręki i inne przykre doświadczenia muzyczne. Potem, odkąd Hałas wypędzono siłą z miejsc, w których muzykę otaczano wielką czcią, wtedy zaczął owe jaskinie bombardować swoimi niezadowoleniami domagając się, aby to jego czczono zamiast innej mniej, według niego, atrakcyjnej muzyki. Bardzo bowiem lubił być adorowanym i jako ciężki do akceptacji przypadek muzyczny udowadniać, że to jemu powinna być posłuszna muzyka, a nie odwrotnie. Muzyka zatem stoczyła z nim wiele bitew i walk, aż w końcu zrezygnował z prawa do pierwszeństwa wyimaginowanego przez niego, chociaż i tak zaciekle próbował obrzydzić ludzkości muzykę wszelkimi możliwościami, które miał pod ręką. I była to jedna z najcięższych katastrof, które w świecie muzyki się wydarzyły. Hałas przestał być pożyteczny i jedynie wzbudzał we wszystkich paskudne emocje i powodował również wiele konfliktów na tle muzyki. Dzielił ludzi, a co za tym idzie, skoro dzielił, to też powodował u ludzi nieustanną, bezsensowną rywalizację, która miała spowodować to, że ludzie sobą gardzili, że się nienawidzili. Każdy, kto dochodził na szczyt muzycznej kariery, robił to zawsze po trupach. I tak to wyglądało bardzo, bardzo długi okres czasu, aż do teraz. Ale chociaż hałas nieraz bardzo starał się przejąć pełną kontrolę nad rzeczywistością, to szczęśliwie jednak nigdy nie opanował ciszy i jej dźwięków, silniejszych od jego jęków oraz ludzi na te dźwięki otwartych, czyli ludzi cichych. Ale i tak, jak tylko mógł, zatruwał im życie, bo sam nie cierpiał ciszy i wzbudzała w nim wielki gniew. Przez ten czas, kiedy Hałas spędzał z niewielką grupą albo samotnie czas w izolacji, nauczył się wielu niebezpiecznych sztuczek, takich jak na przykład hipnoza, czyli wpływanie na ludzi poprzez mocne dźwięki, zmieniając ich nastrój i ich świadomość. Poza tym, trenował na różnych magicznych przedmiotach np. na nożach, które mogły nadużywać alkoholu i być pijane, dlatego że należały do różnych czarowników, którzy używali hipnozy z ich pomocą i którzy mieli różne nałogi. Kolejną sztuczką było np. ogłuszanie, czyli uderzanie tak mocne w uszy odbiorcy, że nie mógł tego znieść i zwyczajnie zaczynał wariować ze złości. Hałas posługiwał się niekiedy tzw. delirium u alkoholików zwykle. Ale i u przeciętnych ludzi działał poprzez majaki, czyli schizofrenie, omamy i takie sprawy. Bardzo trudno było go uciszyć, głównie w tych aspektach, czyli choćby delirium u alkoholików. Bo kiedy był w ramach odczuwania społecznego, to nie było nic aż tak trudnego, jak wtedy, kiedy był słyszany jedynie poprzez pojedyńcze osoby. I tym się to różniło, że w przypadku tych drugich, którym jeszcze pomagały środki odurzające typu alkoholu, to ciężej było wtedy ich od owego Hałasu oderwać, który ciągle szumiał im głośno w głowach. Natomiast jednego na szczęście nigdy nie posiadł tak, jak reszta muzyki posiadła. Nie posiadł zdolności przemieszczania się w czasie i to bardzo utrudniało mu jego parszywą i długoterminową pracę. Teraz jednak wracamy jakby z powrotem do Henriego. No więc Henri, nadal przebywający z harleyowcami, dalej zastanawiał się nad tym jak, wyrabiając się z czasem, zapanować nad Hałasem. Harleyowcy przez czas spędzony z Henrim nauczyli go bardzo dobrze, a wręcz perfekcyjnie, zasuwać na motorze i robić inne tego typu ciekawe rzeczy. Ale koniec końców nauczyli go przebywania w ciszy i umiejętności opanowywania Hałasu, głównie w nim samym, ale i na zewnątrz. Henri, po długim okresie szkolenia, poprosił swoich towarzyszy, żeby dali mu się skontaktować ze znajomymi dźwiękami, które były mu potrzebne do dalszej pracy. I wezwał je, a one znowu zabrały go do swojego królestwa muzyki. Więc został przez nich pochwalony bardzo za wszystko, co do tej pory udało mu się razem z nową ekipą zrobić. A dalsze wskazówki, które otrzymał, były bardzo wymagające. Ale i tak obiecał, że cokolwiek by się nie działo, zamierza ostatecznie zakłócić Hałasowi dźwięki i zapobiec całemu spectrum, związanemu z jego niekorzystnym wpływem na ludzkość i na świat. Po otrzymaniu bardzo konkretnych wskazówek na dalszą walkę z Hałasem w Królestwie Melodii, wrócił do swoich towarzyszy i dalej zaczął z nimi ścigać Hałas. Tym razem celem i kryjówką Hałasu był szałas, czyli innymi słowy miał za zadanie wytropić jaskinie, z których pochodziło źródło Hałasu, które kiedyś rozprzestrzeniło się jak epidemia i miał je zatrzymać. Wehikułu czasu używania nauczył ich już właściwie na samym początku swojej wizyty, kiedy tylko wyjawił im kim jest i o co mu naprawdę chodzi. Trochę też czekając aż mu uwierzą i będzie mógł im wszystko wyjaśnić. Potem, kiedy już dowiedział się, że oni również są wysłannikami Muzycznej Krainy, tylko nie mieli pojęcia, że akurat jego spotkają, to też już wtedy jego misja zaczęła nabierać sensu. No i tak teraz przeniósł się z nimi razem do epoki kamienia łupanego, aby tam, w starożytnych jaskiniach, szukać tego źródła hałasowej tyranii. By przez to móc zapobiegać jego chorej manii. Więc przenieśli się oni z motorami w epokę bardzo dawną, kiedy ludzie mieszkali właśnie w jaskiniach i kiedy po raz pierwszy mieli kontakt z muzyką. A poza tym dookoła roiło się od mamutów i innych prastarych stworzeń. Zaczęli przeszukiwać jaskinię, niczym antropomorfolodzy, sprawdzając dokładnie, która z nich może być siedzibą dawniej zasianego chwastu Hałasu, a który nie daje ludziom żyć. A tymczasem Hałas obserwował to wszystko w ukryciu i czekał na odpowiedni moment, aby ich zaatakować. Bał się strasznie harleyowców, ale był też strasznie zdeterminowany tym co właśnie działo się na jego oczach.
– Henri, to chyba tu – zawołał jeden długowłosy harleyowiec i pokazał dużą jaskinię, w której znajdowało się ogromne radio z napisem forever for human, co dokładnie po polsku znaczy na zawsze dla ludzi.
Okazało się, że Hałas był sprytniejszy niż sądzili. Mimo że nie miał dostępu do wehikułu, to jednak uwiecznił się i urzeczywistnił poprzez długoletnią pamięć pokoleń. Był żywym wspomnieniem minionych lat powtarzanym w nieskończoność.
– Ale skubany – odpowiedział Henri zaintrygowany
A tymczasem za ich plecami rozległo się jak echo głośne „dzień dobry”.
– No nie – wrzasnął Henri odwracając się – czy ty jesteś tym, o kim myślę?
Hałas uśmiechnął się cynicznie machając głową w tył i przód, i mówiąc:
– No nie wiem kogo masz na myśli przyjacielu.
– Hałas, mam na myśli Hałas albo inaczej Fałsz. Miałem go tu szukać. Czy to ty nim jesteś?
Hałas westchnął głośno, patrząc z politowaniem na Henriego i próbując go pobudzić do złości.
– Nie udzielę ci żadnych informacji, a jeśli czegoś nie załapałeś to bardzo mi przykro, ale te czasy rządzą się swoimi prawami.
– A więc to ty jesteś nim, już nic nie musisz mówić. W takim razie, panie ładny, zapoznaj się z moją ekipą!!!! Harleyowcy bierzcie go – krzyknął Henri.
Spojrzał po towarzyszach i krzyknął do nich ponownie to samo. Nie pomyślał, że zahipnotyzowani zostali i patrzyli na niego wielkimi oczami. Kurde, co robić, myślał zdenerwowany Henri, drań ich zahipnotyzował i co teraz mam powiedzieć tym z Królestwa Muzyki, jeśli w ogóle tam dotrę.
– Zahipnotyzowałeś ich, ty draniu – krzyknął w końcu głośno do Hałasu
– Ha ha ha – odezwał się Hałas, dosyć cicho podpuszczając Henriego – twoi towarzysze broni chyba nie czują się zbyt dobrze… Może pozwólmy im odpocząć. Po czym odezwał się do towarzyszy Henriego:
– Brać go i umieścić we wnętrzu tej jaskini.
Henri zaczął się drzeć, ale niestety jego jęki zostały szybko zagłuszone. A tymczasem zahipnotyzowani przez Hałas harleyowcy odjechali motorami za nim i ukradli wehikuł czasu dla Hałasu.
Rozdział VII – Ekipa muzyczna ratuje Henriego i rusza w pościg za Hałasem

Tymczasem dźwięki z Muzykolandii usłyszały jęki Henriego i już zorientowały się, że coś się musiało stać. Wysłały więc ekipę ratowniczą, aby pomogła Henriemu. I po długim trudzie oswobodzili Henriego z jaskini, wypytując dokładnie co i jak Hałas wymyślił. Również zauważyli, że ukradł on wehikuł czasu, co uniemożliwiało teraz namierzenie go w czasie.
– Ale nie martw się Henri wehikułem, zrobimy nowy. Po prostu opowiedz nam co zaszło i jak ten cholerny Hałas tak cię załatwił, no i jak zwerbował ekipę.
Po wysłuchaniu jego długiej historii dźwięki spisały fakty i postanowiły, że Henri będzie pod ich osobistą opieką, ponieważ one nie wchodziły w hipnozę tak jak ludzie. Były odporne na sztuczki Hałasu i dzięki temu mogły sobie z nim prędzej poradzić. Więc ruszyły w pościg za Hałasem zapewniając Henriemu szczególną opiekę. A Hałas dotarł już do swojego okrutnego pałacu rozkładu i dysharmonii, i zaczął testować kradziony wehikuł, czując się teraz bezpiecznie przy harleyowcach dla zupełnej odmiany niż do tej pory. Nie postanowił ich póki co odhipnotyzować, bo byli mu bardzo potrzebni. Hałas usiadł obok wehikułu adorując ten wynalazek.
– Jednak jestem bohaterem! Ale im pokazałem, ha ha, a oni myśleli, że mnie wywiedli w pole. Teraz cały czas w moich rękach, no i w waszych, moi wierni słudzy – rzucił do harleyowców – mam nadzieję, że rozumiecie mnie
– Tak jest, panie Hałasie – odpowiedzieli jednogłośnie
– No i dobrze, teraz Muzykolandia wreszcie musi się ze mną liczyć! Nie to co przez ostatnie wiele setek lat.
– Zabezpieczyć zamek – krzyknął
Hałas postarał się, aby jego pałac był zabezpieczony na wszystkie możliwe sposoby, łącznie z czarami. Jednak i to nie odstraszyło dźwięków z Muzykolandii, aby się do niego usilnie dobijać. Ale on i tak zaczął majstrować przy czasie i nie zamierzał się poddać. Kiedy wywarzyli drzwi od tego jego głośnego szałasowego pałacu w środku lasu, usłyszeli tylko cichy śmiech i zauważyli, że już przeniósł się w czasie. Ale, mimo to nie zamierzali dawać mu przewagi. Szybko odhipnoityzowali harleyowców, zabrali wehikuł, z którego Hałas korzystał i zabrali go do swojej Muzykolandii.
Rozdział VIII – Hałas wpada we własne sidła

Szybko motorami przejechali ponury las, w którym mieszkał Hałas. Ale na tyle cicho, że nie miało powodu budzić się licho. Więc Hałas też nie mógł dowiedzieć się o przebiegu całej akcji. No i tak dojechawszy do Muzykolandii w terminie, zaczęli namierzać, do której epoki uciekł Hałas. Okazało się, że był już w wieku XXI, chodził w garniturze i najbardziej lubił wkurzać ludzi w autobusach oraz szkołach, bo tam chyba było go najwięcej. Namierzyli więc dokładną datę i godzinę, ustawili w tej samej porze wahadło czasu, przenieśli się ubrani niepozornie. I tak zaczęli go śledzić aż w końcu podłożyli pewną pluskwę, o której nie miał pojęcia. Dzięki niej każde jego słowo było dla nich lepiej słyszalne. I tak go przechytrzyli, wybierając dokładny moment, w którym pojawili się, aby przerwać jego żałosny cyrk, który odgrywał całkiem dobrze sam. Był tym bardzo zaskoczony, bo nie podejrzewał, że tak go złapią.
– No nie, nigdy się nie spodziewałem, że tak mnie załatwicie – wycharczał Hałas poirytowany
– Myślałeś, że walczysz z idiotami? – skomentował Henri
– Nie doceniłeś przeciwników, koleś – dodał Relaks
Władca Muzykolandii postawił przed nim całą kartę z oskarżeniami i zanim wydał jakikolwiek dźwięk, warknął.
– Milcz, nie ty tu będziesz gadać, tylko Henri będzie zeznawał przeciw tobie.
– Dobra Henri, jesteś gotowy? – zapytał go król
– Oczywiście – odparł
– A więc Henri… Czy ostatniej misji, kiedy byłeś w jaskini, wepchnął cię ten tu oto oskarżony Hałas?
– Zgadza się, wysoki sądzie. Wepchnął i jeszcze wykorzystał ku temu moich zahipnotyzowanych przez siebie przyjaciół.
Przy czym motocykliści włączali się w opisywanie szczegółów akcji z Hałasem. Hałasu karą za to było to, że nie mógł się odzywać i miał tylko słuchać. I tak opisywali głośno przy nim swoje niezadowolenie drąc się na niego, a on musiał milcząco ich wysłuchać i nie wolno mu było nawet pisnąć, to była dla niego sroga kara. Kiedy już wysłuchał każdego z nich, miał tylko dawać głowy kiwaniem znak, że rozumie i się zgadza. I tak też właśnie robił. Na koniec całego przesłuchania wszyscy razem wzięli i mu wtłukli, a on przywiązany do krzesła i zaklajstrowany podniósł tylko kciuk do góry, co miało oznaczać i znaczyło, że postąpili słusznie. Odebrano mu wehikuł czasu i za karę wtrącono do ciemnej piwnicy w Muzykolandii, aby już nic nie mógł popsuć. Wydawało się, że po sprawie. Ale nie miejcie złudzeń, to nie trwało na zawsze i to jeszcze nie happy end. Dalej knuł i wpadł na przerażający pomysł w owej piwnicy. A mianowicie postanowił, że wykorzysta wszystkie przedmioty cichym sprzeciwem do obalenia Muzykolandii na Ziemi.
Rozdział IX – Ucieczka drania z piwnicy, z dawno zepsutymi muzycznymi instrumentami i próba kolejnego porwania wehikułu

Długo to potrwało, ale mimo wszystko w końcu uwolnił się zdolny Hałas z więzów i sznurów w ponurej piwnicy, do której go posłali. Postanowił, że skorzysta z okazji, widząc przed sobą wiele muzycznych zepsutych z dawna przez króla instrumentów muzycznych, które nie były też mu posłuszne i uwalniając je poprosił, aby pomogły mu w planie bardzo ambitnym. Chociaż nie wszystkie Hałas polubiły, to wszystkie się i tak zgodziły, bo chciały być wolne. Po czym opuściły piwnicę i zaczęły szukać możliwości skradzenia ponownie razem z Hałasem urządzenia kontroli nad czasem. W tym czasie, gdy król z resztą muzycznych towarzyszy Henriego opijali jego muzyczne zdrowie swoimi muzycznymi napojami w kielichu w kształcie fletu. Harleyowcy gratulowali, że jest taki dzielny, że nie odszedł chociaż miał ku temu powody. A król ogólnie zapewniał go, że stanie się wielkim człowiekiem i wspaniałym muzykiem w przyszłości. Na co Henri śmiał się serdecznie i razem z przyjaciółmi obśpiewywał swoje zdrowie wierząc, że im więcej owego napoju wypije, tym rzeczywiście zdrowszy będzie głównie artystycznie. I bawiąc się w najlepsze, nie zauważyli, że Hałas, ten drań, zdążył już wyłamać drzwi od piwnicy. Mimo że były zabezpieczenia, to dał nogę, zabierając jeszcze wielu swoich kolegów. Kiedy się zorientowali, było już niestety za późno. Co najgorsze, przez ten czas zdołał nawet, mimo straży, znowu zabrać wehikuł czasu i tym razem cofnąć się do prehistorii, żeby jeszcze więcej namącić w historii muzyki. Łącznie z tym, żeby pierwotne ludy tak przyzwyczaić do siebie, by nawet nie chciały kiedykolwiek słuchać czegokolwiek innego. W Muzykolandii powstał ostry szum, że Hałas uciekł z ich wehikułem. Najgorsze było jednak to, że skoro zabrał ze sobą dawne instrumenty, to nie za bardzo było jak uzyskać informację, co planuje, gdzie się udał, a tym bardziej gdzie przeniósł się w czasie. Henri był bardzo zmartwiony. Miał nadzieję, że mają go już właściwie z głowy. Tym bardziej, że nikt nie podejrzewał jego zdolności hipnotyzerskich. Nikt też nie podejrzewał, że są tak ogromne, że działają nawet w takich warunkach jak stara piwnica przypominająca lochy. Mieli tam również wiele bogactwa, skrzynie pełne srebra i złota. Ale jedynie dla tych, którzy umieli ich używać w rozsądny sposób i nie byli to bynajmniej więźniowie. Nie przeszkodziło to Hałasowi. Wyłudził on również tę góry kasy od nich, w zamian za większą wiedzę na temat królestwa. Co oczywiście i tak ich nie uchroniło od gniewu króla. Ale niestety był on na tyle cwany, że zwykle jego podłe plany niestety udawały się. Chociaż strażnicy byli odporni na hipnozę, to jednak nie na tak atrakcyjną propozycję, żeby znać wszystkie tajemnice tworzenia muzyki w Muzykolandii. I tak kolejny raz trzeba było ścigać zbiega zwanego Hałasem. Wszyscy byli już tym potwornie zmęczeni, ale musieli. A tymczasem Hałas, po tym jak narobił dużo bałaganu i zwinął wehikuł, większość czasu poświęcał grze w karty o losy muzyki i piciu kawki w swoim królestwie. Czekając na dalszy zwrot akcji, nie mając nawet pojęcia, zafascynowany tym, ile jest do wzięcia, tym ile stracić, może kiedy złapie go król w jego norze. Tymczasem, za borem, za lasem, mijały lata i dni, a wehikuł wciąż był używany, teraz niezgodnie z przeznaczeniem, ale tak czy siak, jako maszyna. Męczył się i mieszał epoki w związku z tym przemęczeniem tym bardziej, że działał na szkodę akurat teraz. Aż w końcu, pewnego razu, w jego podróżach czasowych spotkał niejakiego Marilyna Mansona, twardego metalowca, który to lubił na muzyce długie sznury i przeznaczył go na współpracownika. Marilyn Manson był niezwykle zaszczycony tym przywilejem. Bo chociaż Hałas go lubił, to jeszcze nigdy nie miał okazji, aby działać z nim ręka w rękę samodzielnie. Pomijając jeszcze niejakiego Roberta Monroe, który to mógł mu dostarczyć jedynie przeżyć astralnych np. opuszczania swojej formy bytu, w celu przemieszczania się. Ale ponieważ Hałas ciała nie miał, to go to nie dotyczyło. Ale dzięki niemu też trochę skorzystał przenosząc toksyczne metody swojej działalności na różne epoki w parę miejsc za jednym razem. A tymczasem Henri i jego muzyczni koledzy wciąż obmyślali kolejne plany walki z tym, co Hałas coraz mocniej rozprzestrzeniał. Jednak najcięższe do przełknięcia było to, że wiele sposobów antyhałasowych odbijało się w ich stronę jego mściwym echem bumerangu, bezwzględnie oddawanym za każdym razem, gdy próbowali psuć mu plany i zadawać rany, bo realnie byli teraz w gorszej od niego sytuacji. W końcu opanowali jedyny i najlepszy na obecną sytuację sposób, a mianowicie postanowili, tak jak niegdyś on Henriego z harleyowcami, skłócić go z towarzyszami, czyli Marilynem Mansonem, przedstawiając Mansonowi piękno muzyki bez niego oraz również Roberta Monroe przekabacić na swoją stronę. Zaraz po tym wszystkim, również próbując przejąć jego obecny wehikuł. O dziwo, chociaż z większym trudem i tak im się to udało cudem i to po drodze też. Nie brudząc się zbytnio jego brudem. I tym razem złapany Hałas był w wielkim szoku. Był wściekły jeszcze bardziej niż poprzednio, bo widział, że chociaż tyle starał się, jego metody na dłuższą metę były po prostu daremne. Wkurzony zaczął więc przeraźliwie wrzeszczeć. I póki groźby ciszy działały, mógł się wypowiadać lecz gdy tylko przestały, został ponownie zaklajstrowany. Siedząc w szoku na krześle, w pokoju pełnym półmroku, obserwował, co się dzieje niechętnie i słysząc, co chcą z nim tym razem zrobić, miał ochotę wyć. Ale jego morda była skrzętnie zamknięta, dlatego też nie mógł na szczęście. Więc mruczał tylko wydając najbardziej smętne i gniewne odgłosy, jakie tylko potrafił. a które to pomogły mu sygnalizować swój bunt i niezgodę. Daremne nawiasem mówiąc. Nikt się tym oczywiście nie przejął, ale wszyscy jedynie dogadywali mu, że taki wygadany, a gadać nie umie. Szczęśliwie uknuli już gdzie mogą schować go, skąd nie ucieknie, aby móc odkręcić całe to zamieszanie. Tym razem miejsce, do którego go zamknęli, było zdecydowanie trudniejsze, a właściwie niemożliwe do opuszczenia przez tego, który je odwiedzał. Ponieważ zamknęli go w trumnie i to tak skrzętnie zabitej dechami, że nawet zawodowy drwal miałby nie lada problem, żeby ją otworzyć. Wymyślili również cały hymn pożegnalny na cześć intensywnego do bólu Hałasu, a trumnę tę wysłali do lasu. I tak mogłaby się zakończyć nasza historia, jednak pozostały jeszcze konsekwencje jego tragicznych działań i je właśnie teraz musieli zacząć odkręcać.
Rozdział X – Antidotum na skutki Hałasu

Wychodząc z ciemnego lasu, po pozbyciu się Hałasu i odzyskaniu wehikułu czasu, zaczęli myśleć nad antidotum dla odwrócenia skutków jego działania, bo niestety została ich jeszcze cała masa. A tymczasem w Muzykolandii muzyka była cenna jak kasa. Każdy jej fragment jak złota moneta. No i zaczęło się odliczanie w czasie do epoki, w której już ludzie wymyślili odtrutkę na skutki Hałasu, co zajęło im trochę czasu. Okazało się, że trwało to mniej więcej do roku 2024, w którym to roku zaczęto medycznie rozprawiać się z Hałasem w głowach ludzi, czyli z jego toksycznymi skutkami. Okazało się, że antidotum było dosyć banalne. Mianowicie, że ludzkość zaszczepiła się na ciszę, w sensie na emocjonalne polubienie ciszy i to było całe właśnie owe lekarstwo. Długo, długo potem, kiedy już przywrócono równowagę w dźwiękach, dzięki czemu mniej było zamieszania w ludzkich umysłach i sercach, również ludzie zaczęli być wobec siebie bardziej życzliwi i wszystko zaczęło wracać do normy. W relacjach też się bardzo uspokoiło. Wtedy Henri otrzymał Nagrodę Nobla za to wszystko, co osiągnął i Muzykolandia zatrudniła go jako artystę na dłuższe staże. Dzięki nim mógł przynieść światu tak piękne pieśni, że się to w głowie nie mieści. I odesłano go z powrotem do jego epoki informując, że dziękują za wszystko, ale też, że jeszcze w tej epoce musi poczekać na swój teledysk o przyszłości. Wtedy dopiero będzie mógł nacieszyć się w pełni swoim sukcesem. Póki co jeszcze musi przez pewien czas pobyć w swojej szkole i pomęczyć się z Hałasem sam, ale że muszą po prostu wszystko to stworzyć w czasie. A gdy już będzie, to zagości w sercach ludzkości jako wielki śpiewak i bohater muzycznej sceny. Tymczasem, przed wydaniem teledysku, musiał kontynuować swoje trudne i dosyć nudne życie. Teledysk jednak zrobiono dosyć szybko i w nim się uwiecznił na trwałe. Po wysłuchaniu tego teledysku, musiał dalej żyć swoim życiem zwykłym i traktować swe przygody jako alternatywną historię. Nie zmieniono mu teraźniejszości, w której był jedynie zwykłym, chociaż uzdolnionym muzykiem, ale nie aż bohaterem. Natomiast, dzięki teledyskowi, stworzyli o nim legendę. Legendę o Henryku Muzycznym Wojowniku. Po śmierci, w nagrodę, trafił za to do Muzykolandii, ciesząc się szczęściem z innymi muzykami. No i to w sumie koniec historii. A co do harleyowców… Wielu wyszło dzięki niemu z nałogów.

Autor: Jan Wojtusiak

Możliwość komentowania jest wyłączona.