Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Kultura

23 lutego, 2021

Legenda o siedmiu samurajach

Rozdział I – Siedem kręgów samurajów pilnujących ludzkiego zdrowia

Dawno, dawno temu, za wieloma górami, rzekami i lasami żyło sobie siedmiu samurajów. Jeden miał na imię Kolec, drugi Malec, trzeci Padalec, czwarty Saladyn. Poza tym jeszcze trzy imiona do siódemki, Dragon – imię smoka, Kozak i Pożar. Ten ostatni był władcą błyskawic w Chinach. Miał dar rzucania piorunami w swoich wrogów i był, zaraz za Saladynem, najmężniejszym wojownikiem. To właśnie oni sprawowali pieczę nad zdrowiem. Ich mistrz, Wu Ła Fing wysyłał ich na różne misje. Ostatnio walczyli z niejakim COVID-19, ale nie umieli go upilnować i zaczął truć ludzkość. Niestety, osiągnęli oni porażkę, gdyż zły cesarz, władca wirusów, zatrudnił bardzo podłą wiedźmę, która to uwolniła z najciemniejszych lochów niejakiego koronawirusa i dała mu władzę nad życiem całej populacji ludzkiej.

Zacznijmy więc opowieść… jest rok 2021, samurajowie nadal żyją, ale ukrywają się przed oczami mediów i ludzi. Nie zrezygnowali z pracy, wierni i oddani cesarzowi. Nadal biegają po świecie śledząc wirusy, choroby, pasożyty i inne takie, które źle używane przez magów, powodują katastrofalne w skutkach szkody. No więc tak… pandemia wydostała się spod ręki okrutnego chińskiego despoty, który ukrył się przed samurajami w swojej warownej twierdzy i z niej, kierując losami ludzi, zaczął w straszny sposób, sobie tylko znany, męczyć całą populację, która nie chciała uznać go za króla. Zaczęła się zatem okrutna i toksyczna wojna, która dotknęła również kraje dalekie od Chin. Nasi ninja-samuraje w opłakanym stanie ćwiczyli przeróżne techniki walki wręcz, uczyli się również szermierki i innych sztuk walki, jednak żaden z nich nie potrafił zapobiec, a właściwie zakończyć tej paskudnej światowej zarazy. „Saladynie – odezwał się jeden z wojowników, do samuraja mającego pieczęć nad wiatrem – jak to właściwie się stało, że Wiedźma Szara-Mara stanęła u boku naszego wroga i wydobyła z głębin ziemi całą tę zarazę, skoro czarownicy też wybierają komu służą. Na to Saladyn rzekł krótko: „Czarownicy mają tylko taki wybór, jaki daje im magia. W przypadku wiedźmy jest to czarna magia, zatem nie może być ona związana ze służbą dobrym panom. Ale to długa historia i wiesz, jeśli chcesz szczegółów to popytaj mistrza, a na pewno dostaniesz odpowiedź”. Na murach chińskich widniał napis informujący, że każdy kto przekracza je bez zgody cesarza, ma przygotować się na śmierć. Jednak w przypadku czarowników i czarownic sprawa była nieco inna. Oni bowiem nie bali się śmierci, bo dzięki wiedzy tajemnej energii i magii, którą zdobyli poświęcając życie na naukę o nieśmiertelności, mogli co najwyżej bać się szeolu czy hadesu, który czekałby na nich, gdyby wrogowie użyli przeciwko nim ich własnej magii. A zatem wiedźma Szara-Mara była w stanie poradzić sobie ze śmiercią w ten właśnie sposób i co ciekawe, nawet nie sposób było ją przekabacić na swoją stronę, bo śmierć również podlega magii. Także samurajowie mieli poważny problem, gdyż oni na magii się nie znali, a ich wrogowie dysponowali ogromną magiczną bronią, którą jedynie oni kontrolowali. Co do liczb… to siedem oznacza liczbę pełną. Siedmiu ich było, siedmiu wyszkolonych wojowników poległo w bitwie o pokój, zdrowie i dobrobyt świata. Ten potężny Mag, który uwolnił z okopów koronawirusa, a teraz śmiał im się w twarz, nazywał się Bartolomeusz. On to stworzył tytanów jako strażników swojego świata i byli to potężni okrutnicy, którzy nienawidzili ziemi i ludzi, a przede wszystkim zdrowia, którego Bartolomeusz żałował wszystkim, poza sobą. Bartolomeusz walczył już wielokrotnie z siedmioma samurajami, jednak nigdy do tej pory nie był tak bardzo opętany chęcią zniszczenia ziemi i, jak nigdy dotąd, nie miał tak wielkiej mocy, jaką miał teraz. Tym razem, niestety, pokonał siedmiu samurajów, pomimo że wielokrotnie ponosił klęskę. Siedmiu samurajów udało się do swojego mistrza Wu Ła Finga na kolejne szkolenie, bo wiedzieli, że są za słabi żeby poradzić sobie z armią złego cesarza i jego okrutnych, perfidnych magów. Wu Ła Fing zapytał: „Jak tam forma moi uczniowie?”. „Mistrzu dobrze” – odpowiedzieli zgodnie – „ale potrzebujemy, żebyś nauczył nas dokańczać nasze misje na czas. Co my teraz mamy zrobić z tym wirusem, którego nasi wrogowie uwolnili i przez który terroryzują ludzką populację? Co zrobić z tymi, którzy dysponują magią, o której nie mieliśmy zielonego pojęcia?”. Mistrz siedmiu samurajów, który był bardzo mądrym człowiekiem, odpowiedział po namyśle: „Musicie się nauczyć, moi uczniowie tego, że w walce umiejętności nie są najważniejsze, ani wasza mądrość, ani wasza siła, ani nawet wasza przebiegłość, ale że najważniejsza jest równowaga wewnętrzna, którą często tracicie, zwłaszcza kiedy trafiacie na pozornie mocniejszych od was przeciwników. Musicie się nauczyć tej samokontroli, aby wasze emocje nie przeszkadzały wam w osiągnięciu celu podczas walki i aby was nie rozpraszały”. Zajęcia odbywały się na świeżym powietrzu. Samurajowie na różnoraki sposób uczyli się radzenia z negatywnymi emocjami. A to poprzez śpiew, a to poprzez pokazy sztuk walki czy naukę głębokiego regenerowania się i relaksacji na świeżym powietrzu. Mistrzowi sporo czasu zajęło nauczenie ich cierpliwości, wytrwałości czy zaradności. Kluczem długoletniej nauki były dwa potężne skrzydła to jest Cierpliwość i Równowaga. Bez braku umiaru bowiem nie zaszliby daleko, jak i bez cierpliwości w oczekiwaniu na aprobatę mistrza. Wu Ła Fing wiedział że, aby ich wyszkolić, trzeba zainwestować głównie w ukryte potencjały i talenty. Dużo siły i czasu potrzeba było młodym uczniom Wu Ła Finga, aby ogarnąć wszelkie zasady korzystania z mocy wszechświata. Jednak kiedy już im się to udało, doszli do naprawde pięknych i mądrych wniosków.
Wu Ła Fing dopiero wprowadzał ich w wojownicze życie, więc nie mógł zbytnio być pobłażliwy, co często uczniowie mieli mu za złe. Ale mistrz był niezłamany, miał niezmienne wymagania i ich ramy. Mistrz wyszkolił swoich siedmiu samurajów na tyle dobrze, że nawet podświadomie potrafili oni kontrolować swoje moce, we dnie i w noce. Jednak te zajęcia i towarzyszące im zaklęcia były inne niż dotychczas. Teraz potrzebowali zupełnie innej nauki od mistrza niż zwykle. Samurajowie zaczęli więc naukę zupełnie nową i nieznaną dla nich z poprzednich lekcji u mistrza Wu Ła Finga. Pewnego dnia, podczas gdy mistrz przechadzał się po Klasztorze Szaolin, powiedział do swoich uczniów: „Dziś nauczę was potęgi smoczej mocy, która od tysięcy lat była zapisywana w zwojach, na kartach papieru wielu mistrzów, którzy posiedli smoczą mądrość i stali się wojownikami reprezentującymi ten klasztor, a których symbolem stał się żółty smok ninja o imieniu King Dragon – Król Smok lub inaczej Smoczy Król. Wielu rycerzy ninja poległo w obronie tradycji. Jednak, jak głosiła legenda, Król Smok otwierał wrota smoczego raju dla zasłużonych wojowników. Jak możecie służyć Królowi Smokowi, skoro nie macie szczególnego wyszkolenia, które będzie wam potrzebne i które ja wam na tej lekcji chcę dać”- ciągnął dalej mistrz. „Na początek, moi uczniowie, na rozgrzewkę nasza lekcja będzie dotyczyła ruchu. Na świeżym powietrzu będziecie mogli się wykazać. Na początek zrobię wam tor przeszkód, a wy będziecie te przeszkody pokonywać. Pierwszą przeszkodą będzie to, abyście przepłynęli całą Rzekę Chińską i nie umoczyli się w niej. Drugą przeszkodą będzie to, abyście nauczyli się wsadzać ręce w ogień w taki sposób, aby was nie parzył. Za to trzecią i ostatnią, ale najtrudniejszą, będzie to, że macie zaledwie 5 minut, aby przebiec cały las dookoła i nazbierać wszystkie kawałki drzew po drodze. Jeśli wam się uda, a na to liczę, to mi zaimponujecie i przejdziemy do nauki o mocy smoka, która ma być dla was ochroną w walce z wrogiem. Dla wroga zaś ma być odstraszającą bronią, niczym paralizator. Ma ona zmusić waszych wrogów w walce do dobrowolnego oddania wam broni i poddania się z prośbą o litość. I to bardzo ważne, żebyście pamiętali, uczniowie moi, że nie robicie tego dla mnie, tylko dla was samych i dla całego powierzonego wam królestwa, którego jesteście obrońcami”… Po wykładzie mistrza zaczęła się nauka.

Rozdział 2 – Potęga smoczej mocy

A więc mistrz dał uczniom dwie godziny na te zadania. Uczniowie jednak zaskoczyli mistrza, bo wykonali je przed czasem. Wrócili więc zmęczeni, ale szczęśliwi. Jedynie ci najbardziej leniwi i tchórzliwi byli w mętnych nastrojach z nosami na kwintę. Wszyscy jednak byli teraz bardzo zagorzale zniecierpliwieni chęcią wiedzy o tym, jak działa smocza moc, którą właśnie mistrz obiecał im wyjawić. I wtedy właśnie mistrz Wu Ła Fing zaczął opowiadać legendę o złotym smoku, który to podrzucił swoje jajo kogutom i zastrzegł je, aby dobrze go pilnowały nim upłynie pięćdziesiąt złotych lat. Nie miał wiedzieć o nim świat. A lata mijały. Kiedy minęło pięćdziesiąt złotych lat, smok postanowił upomnieć się o swe złote jajo. No i pojawił się problem, gdyż koguty nie wychowały smoka jako syna smoka lecz koguta. Rozwścieczony smok postanowił zatem zamknąć koguty do kurnika na pięćdziesiąt kurzych lat w adekwatnej zemście, zanim nie staną się smokami. Potem to już poszło z górki. Smok przekazał dziedzicowi całą wiedzę. On natomiast kazał ją wypisać na zwojach zaufanym sobie mnichom Klasztoru Szaolin. Otrzymał on imię Dragon, które to oznaczało Wojownik – Król Wielkich i Wygranych Wojen. Dragon rósł i rósł. Całe Chiny czuły się dzięki niemu bezpieczne, bo on chronił je swym walecznym ogniem. Niestety jednak do czasu… Gdy najmroczniejsza magia nadciągnęła nad Mury Chińskie i związała jego smoczą moc zamykając go do podziemnego lochu, z którego obrońca pokoju – Chiński Smok nie umiał się wydostać, wszystko zmieniło się. Od tamtej pory wszyscy, którzy stanęli przeciwko mrocznej magii ginęli albo tak jak Dragon Chiński Smok zostawali pojmani do niewoli i resztę życia spędzali w więzieniu, jako jeńcy wojenni. Na szczęście, Mistrz Wu Ła Fing był, nawiasem mówiąc, posiadaczem ostatniego klucza zawartego w zwojach, który mógł uwolnić smoka z niewoli ciemnego lochu. Dlaczego Chiński Smok był bezradny wobec mrocznej magii, mimo że posiadał wszelkie atrybuty nieustraszonego, to pozostawało tajemnicą. Nikt tego nie wiedział. Jednak jedno było pewne… Chiny jeszcze nigdy nie były tak opętane przez czarną magię, odkąd smok został uwięziony w lochach podłych magów, którzy chcieli przejąć najwyższą kontrolę nad Chinami. Opowiadając całą tę historię swoim uczniom, mistrz Wu Ła Fing starał się zmotywować i wzmocnić ich do długoletniej walki o losy kraju. Walki, która echem odbijałaby się po całych Chinach. Ich przeciwnicy stawali się coraz to potężniejsi, dlatego też samurajowie musieli coraz to więcej mieć w sobie dyscypliny i umiejętności. Jednak to właśnie ci samurajowie mieli za zadanie zniszczenie mrocznej magii i o nich też mówiła smocza przepowiednia. Odkąd mistrz Wu Ła Fing wytrenował owych siedmiu samurajów, był zachwycony swoim dziełem. Nauka jednak trwała nadal nieprzerwanie. W Chinach krążyły legendy o niejakim Kung Fu Pandzie i on był też pewnym
wzorem dla uczniów mistrza Wu Ła Finga. Chociaż była to postać zupełnie fikcyjna, to jednak wpływała na morale samurajów. A więc, odkąd czarna magia zalała Chiny falą tsunami, to nawet siedmiu samurajów wyszkolonych perfekcyjnie do boju niechętnie dosiadało konia. Chiny były w opłakanym stanie i nawet takie kozaki, tacy wyszkoleni wojownicy jak ci samuraje, wszystkiego nie mogli zmienić i to ich mistrz brał pod uwagę. Zbliżała się walka, w której zły cesarz ze złą czarownicą zamierzali podbić Imperium Cesarstwa Słońca i samurajowie mieli przed sobą specjalną misję – ochronić to królestwo przed najazdem wroga. No więc siedmiu samurajów ruszyło do swojego namiotu, aby przygotować się strategicznie do wielkiej walki w obronie kraju, którą musieli wkrótce rozpocząć. Tymczasem, w królestwie złego cesarza i mrocznej wiedźmy też trwały przygotowania do walki o Chiny. Zły cesarz wynajął do walki najmroczniejszych magów, najokrutniejszych zabójców i innych agresywnych najeźdźców, którzy mieli za zadanie rozwalić w drobny pył, skruszyć na miazgę całą potęgę Królestwa Słońca, a dobrego cesarza wziąć w niewolę i uwięzić w bunkrze podziemnym. Zły cesarz właśnie skończył szkolenie swoich wojowników i wygłosił orędzie do żołnierzy swojej armii: „Moi wierni słudzy!!! Wysyłam was na wojnę z Królestwem Słońca!!! Musicie pamiętać, że nie wolno wam brać jeńców!! Macie wymordować kogo się tylko da!! Oto ja wysyłam was na wojnę, w której zabraniam wam okazywania jakiegokolwiek współczucia i miłosierdzia wobec tych, z którymi macie walczyć. Jedynie cesarza weźcie do niewoli, bo od niego potrzebuję ważnych informacji i on będzie jedynym jeńcem wojennym, a reszta ma być jak bydło zagnane do rzeźni!!! Bo to jest wojna na śmierć i życie!! Wrogów trzeba ostro przetrzebić!! Mam nadzieję, że to jest dla was jasne”. „Tak jest cesarzu, na chwałę mroku” – odpowiedział chórem tłum żołnierzy. „No i bardzo dobrze, że się rozumiemy – ciągnął dalej cesarz – oczekuję od was bezwzględnego posłuszeństwa wobec mnie i moich rozkazów. Więc jak już mówiłem, nie będziemy się z nimi bawić i krew ma się lać hektolitrami bez zmrużenia oka. Ja będę kontrolować ilość krwi, która ma się wylać, także zwalniam was z jakiejkolwiek odpowiedzialności na polu bitwy. Macie z jednej strony być jak komary dla wroga, a z drugiej jak krokodyle, czyli z pozornie niegroźnej walki prowadzić wrogów do zupełnej porażki. Macie ich tak atakować sprytnie, jakbyście mieli przegrać, po to, aby zamącić im w głowach i wtedy brutalnie ich do gołego ograbić ze wszystkiego. Zresztą, ja wam będę na bieżąco mówić, a wy tylko macie mi być bezwzględnie posłuszni, jak już mówiłem”- ciągnął dalej przywódca. „Bartolomeusz dysponuje magią potężną, która wam, moi rycerze, będzie pomocna w zwalczaniu wszelkich ran, które odniesiecie na bitwie, a moja urocza mroczna wiedźma, będzie rozbrajać zaklęciami waszych wrogów. Ta walka jest nierówna. Tak naprawdę mamy przewagę ogromną. Ta magia jest naprawdę potężna, bo dzięki niej nadprzyrodzona siła odebrała całym Chinom Złotego Smoka, który stał na straży kraju”. „Tak, to prawda, o wielki cesarzu, nasza magia jest zaiste wielka i silna, – wtrącił Bartolomeusz – ale zważ jednak na to panie, że i cesarz wrogi nam wyposażył w smoczą moc siedmiu samurajów i ja, wybacz o wielki cesarzu, mam pewne obawy czy naprawdę damy radę…”. Nie skończył, gdy dotarł do jego uszu wielki krzyk. „Milcz, uspokój się, jesteś po prostu urodzonym malkontentem!! To moja armia do tej pory nigdy mnie nie zawiodła, więc nie psuj mi nastroju z łaski swojej, kiedy naprawdę mam ogromne aspiracje zostać władcą nie tylko tych Chin, ale i całego obecnego świata” – gniewnie perorował cesarz. No i długoby jeszcze pisać. Dość na tym, że przygotowania posuwały się, dążąc do spełnienia.


Rozdział 3 – Wielka wojna siedmu samurajów o pokój w Chinach, wygrana złego cesarza oraz treningi więzienne do odbicia zajętych ziem

Rozpoczęła się długa wojna. Samurajowie walczyli zaciekle u boku swojego pana. Bezwzględny i okrutny cesarz z mrocznego królestwa zrobił tak, jak postanowił. Wybił w pień połowę Królestwa Słońca nie pozostawiając przy życiu nikogo, kto był potencjalnym zagrożeniem dla jego rządów. Wybił rękami swoich żołnierzy i krwi polało się zatrważająco dużo. Większość Chin popłynęła gęstą krwią przez pola i lasy, aż splamiła rzeki barwą czerwieni. Takiej wojny nie było, odkąd po raz pierwszy w historii Chin Złoty Smok stawił opór najeźdźcom z południa. Wtedy jeszcze wygrywał, przegrał dopiero, kiedy pandemonium zagościło u wrót wroga i mroczna magia stworzyła wszelkie możliwe ziemskie epidemie, katastrofy globalne i inne plagi. Wtedy to Wielki Złoty Smok został poskromiony przez czarną magię i oddany w niewolę do podziemia, gdzie spędził tysiące złotych lat. Wtedy to bowiem zwyciężył zły i okrutny cesarz. pozostawiając po sobie wiele trupów i zgliszczy. Natomiast siedmiu samurajów kazał odesłać, razem z cesarzem jako jeńców swojej gwardii, bez żadnej godności i szacunku, jak szczury czy insekty, które i tak zasłużyły na gorszy los. Ale udając wielkodusznego, zły król łaskawie pozwolił im na zajmowanie swoich lochów, które były ciemne, zimne i, co chyba najgorsze, pełne katów, którzy ”umilali” czas pobytu w tym strasznym miejscu więźniom torturami rozmaitymi. Każdy kat oczekiwał rozkazów cesarza, aby męczyć jeńców. Bez niego oczywiście byli jedynie upiorną dekoracją tego miejsca. Jednak w przypadku samurajów i cesarza rozkazy były zgoła inne. Zakazał on bowiem kategorycznie znęcać się katom nad nimi. Potraktował ich naprawdę bardzo ulgowo, biorąc pod uwagę położenie, w jakim się znaleźli. Jednak, żeby nie było im zbyt lekko w ich lochach, w których byli niejako za karę, a nie w nagrodę po przegranej bitwie, kazał jeńcom, aby meldowali mu o wszystkim, co tylko będą chcieli zrobić, pod groźbą katów i tortur. Samuraje i cesarz przestraszyli się tej groźby. Bardzo poważnie myśleli nad tym, jak się z tej sytuacji teraz wyplątać i jak z powrotem wrócić na wolność. Jednak na szczęście treningi i szkolenia zostały im. Zły cesarz zgodził się na nie, ale pod warunkiem, że nigdy nie zostaną one wykorzystane przeciwko niemu. A więc mistrz ze swoimi uczniami obiecali mu fałszywie, że bedą przestrzegać narzuconej im zasady, chociaż plan był zupełnie odmienny. No więc trenowali i trenowali tak długo, że aż cesarza zaczęło to niepokoić. Wobec tego kazał, aby zdradzili mu sekret, dzięki któremu treningi ich nie męczą. Jednak mistrz ostro nalegał na nieujawnianie swoich tajemnic, nazywając je czymś, co musi przemilczeć dla większego dobra. Cesarz wydał nakaz katom, aby ci wydobyli z jeńców trapiące go informacje. Nalegali do tego stopnia, że w porywie złości próbowali zabić mistrza. Wtedy to właśnie mistrz uruchomił swe waleczne serce. Przeciwstawiając się katom, wraz z samurajami, wielu z nich znokautował. Podczas próby ucieczki rozległ się wielki alarm. Zły cesarz odciął uciekinierom drogę ucieczki, jednak nie na długo. Chwilowy stres i nadmiar emocji spowodował błędne decyzje, co pozwoliło na pokonanie przeszkód i uwolnienie się samurajów wraz z mistrzem. Natomiast wściekły i zawiedziony zły cesarz postanowił rozpętać drugą wojnę i tym razem już nie oszczędzić w niej również samurajów wraz z mistrzem. A tymczasem samurajowie, dzięki swym umiejętnościom i sprycie, uwolnili Złotego Smoka z podziemnego lochu obok pałacu cesarza i wspólnymi siłami zdobyli od niego receptę na pokonanie czarnej magii.


Rozdział 4 – Ostatnia wojna samurajów i mistrza Wu Ła Finga z cesarstwem mrocznej magii

Dzięki uwolnieniu Złotego Smoka samurajowie z mistrzem stali się o wiele lepsi w mocy i sile. Złoty Smok tymczasem poleciał do swego gniazda złotego, aby z niego obserwować upadek mrocznego cesarza i jego armii terrorystycznej. No więc teraz już tylko mistrz, samurajowie i Smok mieli ocalić Chiny. Mieli teraz przy sobie moc Złotego Smoka, która znacznie wzmacniała szeregi. No i zaczęło się… zły cesarz nie zamierzał się poddać, ani wycofać. Martwiło go co prawda, że Złoty Smok został już uwolniony przez samurajów i ich mistrza, ale mimo to, po tak licznych udanych podbojach, nie zamierzał okazać się tchórzem i na tyle też w siebie wierzył, że nie zamierzał się cofać przed nikim, ani niczym. Nie bał się przeciwstawić nawet Złotemu Smokowi, który po latach niewoli rozwinął swe zdolności. Zły cesarz był zawzięty i bardzo gorliwy w swych żądzach. Pragnął głównie krwi i mordu. Nie miał najmniejszej ochoty przełykać goryczy klęski, choć wiedział czym jest wojna. A mimo to, jako stanowczy i nieustraszony mroczny wojownik, miał zamiar przynajmniej spróbować wygrać, wliczając w to ryzyko śmierci. Pocieszała go haniebna myśl: ilu jeszcze może wyrżnąć, nim sam padnie trupem. A jak wszystko wskazywało ilość przeciwników, którzy wraz z samurajami i ich mistrzem poukrywali się po zakończeniu pierwszego starcia, w tym cywilów, była całkiem spora. I tak jego wojska ruszyły do walki. Zaczęło się… czarna magia często pierzchła w obliczu mocy smoka, jednak król walczył zajadle dalej. Samurajowie dawali z siebie wszystko. Niestety, w walce odnieśli wiele ran, ale nie zniechęcali się wcale, tak samo jak i cesarz ze swoim wojskiem. Trwało to conajmniej parędziesiąt lat. Złoty Smok obserwował walkę z góry, ale się nie wtrącał. W końcu szalony w swym uporze zły cesarz został ranny. Wówczas wszyscy jego wierni magowie i żołnierze zbiegli się wokół niego, aby mu pomóc. Zrobiło się zamieszanie. I wtedy samurajowie, razem ze swym mistrzem Wu Ła Fingiem, zatrzymali się przy cesarzu. Pierwszy przemówił: „Zamierzam cię uzdrowić cesarzu, pomimo że jesteś moim wrogiem. Po czym położył na niego ręce i podał mu uzdrawiający napój. Bądź zdrów -rzucił, ściskając mu ręce – zakończmy ten konflikt”. Wtedy cesarz rzucił się na swego uzdrowiciela i zabił go mieczem, wprawiając w osłupienie i totalną rozpacz będących obok samurajów. Wstając dodał: „pokój na wojnie tylko pogłębia wojnę”. Wówczas jeden z siedmiu samurajów, który był najbardziej narwany, rzucił się na cesarza z mieczem i z dokładnością bezbłędną odciął mu głowę w zemście za mistrza. Potem wszystko zadziało się zbyt szybko… Bartolomeusz jednym zaklęciem pozbawił życia mściciela mistrza. Tego wszystkiego było już za wiele. Do walki zerwał się Złoty Smok i w samotnej walce o honor i wolność pokonał najcięższych wrogów oraz zapobiegł epidemii wirusa z Wuhan, tym samym kładąc na ziemi kres tego koszmaru. I tak dobiega końca opowieść o naszych walecznych bohaterach, którzy mieli jeszcze wiele przygód, ale to już inna historia…
Autor: Jan Wojtusiak

Możliwość komentowania jest wyłączona.