Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Kultura

30 listopada, 2021

„Mój przyjaciel Alicorn, czyli historia Aleicji i jej dziedzictwo oraz krainy szczurzo-pajęczej, czyli krainy koszmarnych czarów” – część 2.

Rozdział II – Aleicja odkrywa sens swojego życia i moc do przezwyciężenia zła bez brutalności, walcząc z genem maoma

Aleicja połowę życia spędziła w internacie. Jednak, mimo tego, dzięki swemu charakterowi wciąż szlifowała swoją siłę. Aleicja, mimo sytuacji, bardzo mocno wierzyła w to, że da radę ocalić Sinusoidę, pomimo całego garnizonu szczurów i ich szkodliwych dla świata zbrojnych inwazji w wilczej kolaboracji. Tak więc zaczęły się jej życiowe dysonanse i dylematy, gdy patrzyła jeszcze przez szczurze kraty, zwiedzając internaty. Były jeszcze dwa alicorny przemienione w koty. Była Łatka kilicja oraz był Rudy rolicornus. Imiona były przypadkowo podobne do pierwowzoru, lecz starano się zacierać ich znaczenie i, dzięki temu, tożsamość ich właścicieli. Szczury odpowiadały także za, tak zwane, zielone światła, które były największym ich narzędziem zbrodni. Światła te były bowiem portalem, z którego uwalniano rozmaite upiory i potwory, łącznie z walpiurgią, aby zwiększyć swoją moc i naznaczać terytorium. Te sposoby na utrzymanie władzy przez sianie w mieszkańcach paniki i stresu były najpodlejsze. Jednak szczury nie miały żadnych oporów we wzmacnianiu swej potęgi. Nikt zresztą, poza paroma alicornami, nie próbował walki ze szczurami, przynajmniej bezpośrednio, gdyż uważał ją za kompletnie samobójczą i bezsensowną. Więc tak jeszcze odnośnie internatów, w których szczury kopały swe dziury i krety, było tam nawet wielu z zaświatów reinkarnowanych lub po reinkarnacjach gości. Im też, na różny sposób, łamano kości. Była to, nie raz, kwestia złej karmy. Jednak, nie raz, zwykły pech, gdy niebiosa były zbyt zajęte na obsługę wszystkich i niektórzy musieli wracać z powrotem, niczym zombii na Ziemię. A tacy, nawet dobrzy, interesowali bardzo szczury i istoty mroczne. Czyli Aleicji nie brakowało znajomości. Były tam również niejakie hefalumpy, czyli pół słonie pół smoki, w które między innymi zmieniali się hinduscy guru, zrobieni z marmuru, fakirzy, sunnici i inni tacy, między innymi sułtani. Co do biblijnych, natomiast, to Judasz zmienił się w czarnego wilka i tak wyglądała jego egzystencja w ramach pokuty, bo nie trafił do piekieł, gdyż Bóg dał mu jeszcze szansę. A czakra, za jego decyzją, wyznaczyła karmę oraz Jonasz zmienił się sam w wieloryba, chociaż kiedyś jeden go połknął. Jednak taka była jego reinkarnacyjna droga. Wielu apostołów i innych postaci też inkarnowało. Lecz tylko Barabasza spotkała rola jeża. Z tych, z nowego, mniej inkarnowało niż ze starego. Za to ogółem wcielenia ich się nie powtarzały. Nawet jeżeli mieli podobne, jednak niektóre były wyjątkowo chronione, typu jeż. Teraz odwiedziła swój ostatni internat w szczurzej korporacji, korposzczur. Ustalono, że jeżeli nie dadzą z nią rady wytrzymać, to pójdzie pod ostrzał. I to właśnie w tym ostatnim, pełnym wirusów reinkarnacyjnych, np. covidu, zaklętego w kota po paru poprzednich wcieleniach m.in. raz w psa, rekina, wilka czy właśnie szczura. Chciała odkryć swoją naturę i pokazać światu szczurów, gdzie ich miejsce, stając się obrońcą swego plemienia i swej ziemi. A co do założycieli wśród szczurów internatów to była generalnie dwójka, czyli Ainzensam oraz Onego, którzy kiedyś pracowali długo dla potrzeb sali w postaci robotów nowej generacji. Jednak, po przemianie w szczury obdarzone wolą, wykazali się wyjątkowym okrucieństwem, już bezprogramowym. Ludźmi nie byli nigdy, bo to sala stworzyła ich jako żywe programy. Natomiast kim byli jako szczury? Więc Ainzensam był szczurzym samurajem i ninją podobnym do tego zaprogramowanego, niewiele różniącym się od niego. Raz tylko spróbował przyłączyć się do tak zwanej oazy, która zwalczała wojnę. Lecz nie po to, aby zmienić życie swe. Jednak tylko po to, aby zebrać dane na wrogie opcje systemowe, tam miał pseudonim Chodzak. Za to Żonego stał się potem jego szefem wyższym rangą od niego i Onego. Był, jak jego imię wskazywało, od omegi czyli końcem, a właściwie początkiem końca w połączeniu z Ainzensamem, który był początkiem. Skomplikowane, Ainzensam był alfą i Alfonsem, więc początkiem końca, Ainzensam był początkiem piekła. Początkiem piekła karmiczno-zaświatowego i wiecznego. Jak wiadomo ono końca nie ma. Wspólnie stanowili przeklętą Alfaomegę, czyli początek końca, bez końca niekończącej się destrukcji i śmierci. Ainzensam był też nocnym łowcą alicornów i szlachetnych stworzeń, przybierającym postać wampira, imieniem Jana van Helsinga. Dawniej, za czasów sali, był dobrym kumplem jeszcze złego Boruty, który znał też Onego i Safina. Poza tym, założycielem sali samobójców. Jeździł wtedy czarną wołgą. Postać wampira nie była wcieleniem, lecz kostiumem, a van Helsing ksywą, którą sam sobie wybrał wśród wielu. Czerwona sala nazywała Ainzensama niegdyś ponurym żniwiarzem, dilerem śmierci, kostuchaczem koszmaru od kochanka kostuchy, chodzącym grobowcem cmentarnym, grzebiącym pogrzeby grabarzem i śmiercioholikiem. Kimś, kto jest stworzonym do mordów no i zadawania bólu czy cierpienia. Jeszcze chodzącym pechem, zwiastunem nieszczęścia czy dzieckiem bólu, rozdającym go w prezencie, jak Mikołaj. Niektórzy, dla niepoznaki nawet, ubierali go w świąteczne stroje. Kiedy chodziło o porwania dzieci dla okupu lub potrzeb sali, gdy brakowało im uczniów, ale też płatnym zbrodniarzem, z dużym tatuażem kosiarzem i broni handlarzem oraz najsprytniejszym porywaczem w sali sieci dzieci na wsi. Miał aurę czakry tak ciemną, że przykrywała barwną aureolę oraz światłość dookoła. Tylko nieliczni, bardzo pozytywni, mieli mocniejsze wibracje niż jego ciemna potworna powłoka cienia i chmura dymu nad głową. Był dla sali czymś o wiele bardziej skutecznym od taskmasterów. Był też zwany szekspirowskim szkieletorem, truposzem, królem upiorów i zombii i ostatnim zamaskowanym muszkieterem. Co do świątecznych strojów, to podobnie do Safina, nosił strój wesołego bałwana i klauna z brodą Mikołaja. Za to, co do Onego to był bardzo ważnym szczurem, który awansował do bycia jaszczurem i gadem. Zajmował się też asasyństwem i szkoleniem bezwzględnych morderców m.in. dzięki genowi maoma i produkcji go w wielu sztukach, który także Aleicja miała i który on jej zaszczepił w skórze. Onego posiadał oko cyklopa, które było niesamowicie sprawne. Wielu zwało go przez to wielkim, szczurzym bratem. Aleicja spędzała już piąty rok w internacie i była zdeterminowana do podjęcia zmiany na lepsze, stosując się do rad swoich kumpli, elfów, co odkryły jej potencjał oraz psich przyjaciółek i jednej żółwicy, czyli Milkozaura, Zuzozaura i Beatozaura oraz również Barabasza w skórze jeża, który też potrafił doradzać. Oni, wszyscy jej towarzysze, odbywający ten sam niewolniczy los, bardzo dobrze umieli psychologicznie wytłumaczyć jej wiele rzeczy i do wielu zmotywować. Aleicja nigdy nie miała większego wsparcia w Sinusoidzie niż towarzysze w internacie od czasu wojny ze szczurami. Oczywiście, nie licząc rodziny. Jedynie ci, którzy budzili w niej wewnętrzną moc do działania, mieli możliwość, by wpływać na jej decyzje tak, aby były poprawne i trzymały się kupy. I na szczęście dla niej często się znajdywali. Ci, z inkarnacjami, doradzali jej najlepiej, bo dzięki nim umiała unikać decyzji prowadzących przez złe karmy i wcielenia na drodze życia. A propos reinkarnacji, to jako alicorn w ogóle miała sto pięćdziesiąt istnień. Gdyby nie gen mordercy wojowniczego ninja, lecz daleki od szlachetności alicornowej, bo wyhodowany przez szczury w próbce i wszczepiony głęboko w mózg oraz skrzydła, który deformował i demoralizował jej piękną naturę, miałaby ich tysiąc a w jednym życiu żyła maksymalnie dziewięćdziesiąt osiem lat. Wcześniej nie można było jej uśmiercić, był to jej immunitet czasowy nieuśmiercalności i w miarę zdrowej egzystencji. Sto pięćdziesiąt istnień miała przed przejściem do nirvany. A z powodu ciężkich czasów i szczurów, które je stworzyły, niestety większość marnowała w internatach. Próbowała się mścić na szczurach, wykorzystując przeciw nim ich własną broń, gen maoma. Za to wszystko, tworząc ogromne pajęczyny jako czarna wdowa, w które mogłaby ich łapać, spotykała się z oporem i okazywało się to daremne, bo internaty były wyjątkowo oporoodporne i szczury szybko modyfikowały i pacyfikowały wszelkie przejawy buntu wobec swojej władzy. Przez co też Aleicja nie miała zbyt wielkiej szansy, aby wyrwać się rewolucyjnie z okopów szczurzych i jej ewentualna zemsta zostawała w ramach marzeń. Jednak, wiele rad swoich przyjaciół bardzo szanowała i próbowała, na ile umiała, wcielać w swoje życie. Obmyślała swój kolejny plan. Tym razem bardziej realistyczny niż przeważnie, gdy przeceniała swe zdolności. Teraz jednak planowała przywołać moc wszystkich swoich przodków z przeszłości, pra, pra, praalicornów i ich ochronne aureole. I zaczęła próbować. Z początku się to wcale nie udawało, ale po jakimś czasie poczuła, że nabrała mocy, którą musiała jeszcze porządnie przetestować. Ale ucieszyło ją to. Od niedawna dopiero uświadomiła sobie jak wielki ma potencjał i jaką ma tak naprawdę moc. Od najmłodszych lat próbowano, za wszelką cenę, w internatach wyprzeć z jej świadomości, że jest kimkolwiek więcej niż przeciętnym alicornem, pozostawianym samym sobie w krainie szczurów. Nawet to, że jest alicornem chętnie by jej zabrano, jednak no tego akurat ukryć się nie dało. Za wszelką cenę chciano jej skrócić zatem skrzydła i zmniejszano maksymalnie jej poczucie wartości wiedząc, że tylko tak możnaby ją osłabić i zmusić do posłuszeństwa choremu systemowi. Dlatego to też podejmowano najróżniejsze próby. Na nieszczęście, dla wielu szczurów, miała przyjaciół, którzy wierzyli w nią i wiedzieli kim naprawdę jest.

Autor: Jan Wojtusiak

Możliwość komentowania jest wyłączona.