20 września, 2018
Umowę na 503 miliony złotych podpisano wczoraj (19.09) w Katowicach. Za te pieniądze ma być przywrócona do życia linia kolejowa z Tarnowskich Gór do Zawiercia (w kolejowej nomenklaturze ma nr 182). W tytule projektu napisano: rewitalizacja i odbudowa częściowo nieczynnej linii kolejowej… To tak, jakby o człowieku sparaliżowanym od szyi w dół napisać: częściowo niepełnosprawny. Jak widać dobry humor można znaleźć nawet w poważnych dokumentach.
Ale nic to. Ważne, że sprawa porusza się do przodu, czego nie można powiedzieć o innej linii kolejowej mającej swój początek w Tarnowskich Górach, a oznaczonej numerem 144 — do Opola. Tu akurat — na pierwszy rzut oka — sprawa jest prostsza, bo paraliż znacznie „skromniejszy”. Trasa jest przejezdna, ale na odcinku nieco ponad 12 km na granicy województw opolskiego i śląskiego, PKP Polskie Linie Kolejowe pozwijały „drut” i pociągi trakcji elektrycznej mają „pozamiatane”. W 1982 za duże pieniądze odcinek ten został zelektryfikowany. Teraz za kolejne pieniądze, linia w samym środku przebiegu została zdemolowana. Na dodatek zdemontowano łącznicę pozwalającą zjechać z linii 144 na 152 i jechać przez Krupski Młyn do Lublińca. Po co, kto to wymyślił? Komu zależało, aby pociągi nie mogły przekraczać granicy województw? Kto dopuścił się ewentualnej niegospodarności? Nikt nie pyta. Prokurator nikogo nie ściga. Pewnie w papierach jest czysto…
Kilka dni temu temat odświeżył tarnogórski kandydat Prawa i Sprawiedliwości do Sejmiku Województwa Śląskiego. Nie pierwszy on i pewnie nie ostatni. Radna tegoż samorządowego ciała z ramienia Śląskiej Partii Regionalnej wcześniej wystosowała w tej sprawie kilka interpelacji do Zarządu Województwa Śląskiego. Dociekała, jaka jest możliwość przywrócenia ruchu pasażerskiego na całej trasie od Tarnowskich Gór do Opola (aktualnie pociągi PolRegio kursują na opolskim odcinku pomiędzy Zawadzkiem a Opolem Głównym). Pytała też o możliwość uruchomienia pociągów Kolei Śląskich na trasie Tarnowskie Góry – Lubliniec z wykorzystaniem linii 144 i 152 (to pomysł nowatorski). Nie wiedziała, że niemal w tym samym czasie (II połowa 2016 roku) rozpoczęto niszczenie łącznicy nr 684, bez której taki przejazd jest niemożliwy.
Zarząd formalnie na interpelacje odpowiadał, ale merytorycznej treści w tych odpowiedziach jest niewiele. Z Tarnowskich Gór do Lublińca przez Krupski Młyn nie można, bo nie ma po czym — to już i tak wiadomo. Będzie natomiast pociąg… z Opola do Częstochowy. I tu słowo zostało dotrzymane. Jest. Jedzie raz w tygodniu — w piątek po południu; wraca w niedzielę po południu. Dla częstochowskich studentów opolskich uczelni idealny. Tarnogórscy też mogą jechać — do Lublińca i tam się przesiąść. Trzeba tylko trochę poczekać. Ale cóż to jest półtora godziny naprzeciwko wieczności? Co z bezpośrednim połączeniem Tarnowskich Gór z Opolem? Hmm…
Tarnowskie Góry od Opola po torach dzieli odległość niespełna 76 kilometrów. To jedna z najstarszych linii kolejowych na ziemiach polskich. Pasażerski pociąg z tarnogórskiego dworca w kierunku Opola po raz ostatni odjechał wieczorem 10 grudnia 2011 roku. O zawieszeniu kursów przesądziły względy ekonomiczne: nie dopisali pasażerowie. Nikt wówczas nie myślał, jak ich do kolei przyciągnąć…
Jeszcze niedawno pociągi Kolei Śląskich na odcinku Tarnowskie Góry – Katowice świeciły pustkami. Dziś przed przyjazdem pociągu na tarnogórskim peronie gromadzi się całkiem pokaźna (i wciąż się powiększająca) grupka osób. Kolej się zmienia. Zmienia się też stosunek pasażerów do podróży po torach. Jedynie niezmienny pozostaje sposób myślenia członków Zarządu Województwa Śląskiego. Cała nadzieja w tym, że coś się zmieni po 21 października.