Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Kultura

04 maja, 2021

Opowieści z Krainy Ognia i Lodu – Naukolandii – ciąg dalszy

Rozdział X – ciąg dalszy

Podczas oczekiwania na walkę z Wiatrem przy Statui Wolności młody Kichot znalazł sobie miejsce ochronne do kolejnych z nim starć i porachunków. Natomiast nie był w stanie zrozumieć, że Ogień i Lód mają zupełnie inne plany niż oczekiwał. O dziwo, ten ich plan zakładał również jego poświęcenie w walce z Wiatrem, ale nie takie, jakie mógłby sobie wyobrażać Wiatr, czy Don Kichot. Więc Don Kichot stał przy swojej Statui Wolności i gdy gruchnął w nią ogromny podmuch Wiatru, co zadziwiające, to zorientował się, że owy silny podmuch nie był w stanie jej rozwalić. A to bardzo go ucieszyło. Stało się tak dzięki barierze Ognia i Lodu, którą mu wysłali, której nie umiały nigdy pokonać wściekłe nawałnice wiatrowe. Ogień i Lód postanowili przekazać mu wiadomość bardzo ważną, dotyczącą dalszej walki z Wiatrem, która brzmiała tak, że Don Kichot miał za zadanie wskoczyć w okręt, który oni dla niego zbudowali i który wyglądał jak jakaś Arka Noego. I w ten sposób miał szukać schronienia na wyspie, którą by mu wskazali. Ogień i Lód zaopatrzyli młodego wybrańca w duży i bardzo piękny statek z masztem i burtą. Natomiast Wiatr nie zamierzał mu odpuszczać przygód na morzu i wszystkie swoje sztormy zgromadził, aby uderzyć w jego nowy statek, który był jachtem. Wyglądem też przypominał Titanica. Ale różnić miał się tym, że był niesamowicie odporny na wszystkie morskie wstrząsy i bardzo trudny do zatopienia. A właściwie niemożliwy, jednak mimo tego, Wiatr zamierzał popsuć morską podróż swojemu przeciwnikowi. No i ruszył w podróż tym statkiem. Ogólnie w planie Ognia i Lodu chodziło o to, że dzięki tej podróży mógł znaleźć jeszcze jeden wiatrak na bezludnej wyspie, który pomógłby w całkowitym zahamowaniu działania Wiatru na niekorzyść ludzi i Ziemi. No więc Don Kichot wsiadł na olbrzymi pokład wielkiego statku dedykowanego mu i dostając instrukcję zaczął wypływać na otwarte morze. Morze, którym płynął, było bardzo ogromne i piękne. Pogoda póki co była bardzo sprzyjająca jego wycieczce. Ptaki, które latały dookoła jego statku, były to przeważnie mewy bardzo zainteresowane życiem morskim. Cały czas piszczały latając obok statku. Poza mewami mijały go też białe gołębie, które również wyglądały na bardzo zafascynowane rejsem młodego rycerza. I tak płynęło mu się miło i przyjemnie, aż tu nagle ni z gruchy ni z pietruchy na niebie pojawiły się czarne chmury i zrobiło się wokół bardzo ciemno. Don Kichot przestraszył się tej sytuacji, ponieważ nie spodziewał się sztormu, który właśnie nadciągał ze strony sfrustrowanego i wściekłego Wiatru, który bardzo próbował pokrzyżować mu plany. Sztorm, który nadciągnął, okazał się bardzo duży i bardzo męczący dla naszego głównego bohatera opowieści. Jednak nie zdołał on zatopić statku ani go zniszczyć. Dopłynął po długim zmaganiu do owej wyspy bezludnej, którą mu Ogień z Lodem wspólnie przeznaczyli. No i dobił do wielkiej wyspy wykończony podróżą. Ledwie trzymając się na nogach zszedł ze swojego ogromnego statku i rozejrzawszy się dookoła zachwycił się obrazem, który ujrzały jego oczy. Była to bardzo piękna wyspa. Chociaż zarazem tak wielka, że nie wiedział, z której strony do niej podejść, aby móc znaleźć miejsce wystarczające na spanie i rozbicie swojego podróżnego namiotu. Bezludna wyspa budziła w nim zatem duży lęk. Ale i podziw. Chociaż stwarzała dobre perspektywy do przetrwania, to jednak było to miejsce trudne do ogarnięcia. Trzeba było się bardzo postarać, żeby coś na niej znaleźć takiego jak np. wiatrak, który został mu powierzony do znalezienia z Ognia i Lodu polecenia. Spędził długi czas w nocy na wpatrywanie się w gwiazdy na tej pięknej bezkresnej wyspie. Ale rano, od samego świtu, zaczął gorliwie penetrować teren w poszukiwaniu wiatraku, który był mu teraz niezbędny do misji. Szukał go zatem bardzo długo jak dzieciak zgubionej zabawki w piaskownicy. A na wyspie piasku było wyjątkowo dużo. Wiele więcej niż w piaskownicach. Więc siłą rzeczy go to zmęczyło mniej lub bardziej od całego cyrku ze sztormem na morzu. Zajęło mu to długi czas, ale w końcu znalazł ten wiatrak, którego szukał dosyć długo. Wtedy też od razu pojawili się na wyspie Ogień z Lodem i zabrali go z powrotem. A tymczasem Wiatr wysłał na wyspę swoich bezwzględnych i okrutnych piratów, którzy zaczęli kraść całe złoto, jakie tylko było, którego Wiatr potrzebował do zrealizowania swoich nikczemnych planów.

Rozdział XI – Don Kichot walczy z piratami od Wiatru

Minęło wiele czasu odkąd Don Kichot opuścił wyspę zabierając z niej ważny dla sprawy wiatrak oraz to złoto, które było im potrzebne do zainwestowania w inne statki oraz w inne wydatki. Dzięki akcji Don Kichota na wyspie Ogień i Lód wzbogacili się o jeden porządny wiatrak antywiatrowy oraz o kupę złota, którą też stamtąd młody zwędził i dzięki której mogli myśleć już o kolejnych fajnych zakupach związanych z dobrobytem chroniącym ich przed okrutnymi huraganami oraz wiatrowymi nikczemnymi planami dalszego zwalczania Ziemi. Tymczasem Wiatr opracowywał już nowe metody sterroryzowania świata ze swoimi wiernymi mu piratami, którzy pracowali nad antywiatrakami, czyli nad urządzeniami uniemożliwiającymi pracę wiatraków. Don Kichot powiadomił w końcu Ogień i Lód, że jest tym wszystkim już bardzo zmęczony. I że chciałby, aby oni sami go do wszystkiego nie używali. Żeby dali mu też trochę swobody w tym, co dla nich robił. Ogień i Lód wyjaśnili mu szybko, że kiedy tylko skończy się ta trudna misja dostanie niesamowitą dotąd swobodę jako nagrodę. Ale że póki co muszą mu narzucać rygor i że innego wyjścia nie ma. Niechętnie, ale oczywiście po dłuższym narzekaniu, przystał na ich propozycje. Bo też wiedział, że bez niego mogą sobie nie poradzić i że jest to jedyna taka misja, w której ktoś wziął jego ambicje na poważnie. I też, że tak się go traktuje, czyli całkiem serio. No i idąc dalej, za tak zwanym ciosem, Don Kichot zaczął uczyć się dużo walki mieczem, ponieważ wiedział, że czeka go jeszcze walka z wiatrowymi piratami w najbliższym czasie, którzy to śledzili go na wyspie bezludnej. Tymczasem Wiatr obserwując sytuację w stałym pogotowiu wyznaczał sobie odpowiedni moment z piratami i padło na najbliższy tydzień. Do tego, aby młodego Don Kichota napaść i przynajmniej spróbować pozbawić go złota. Don Kichot był cierpliwy, ale Wiatr również. Czas jak to czas szybko biegł. Chociaż dało się odczuć jego długość. Ale w końcu zleciał tydzień i zaczęło się wspólne przygotowywanie do walki. Don Kichot do walki z piratami, a piraci do walki z Don Kichotem o to złoto, którego nie dostali i o ten wiatrak ostatni, którym bardzo chciał zarządzać Wiatr. Jednak wszystko to ukartowane przez Wiatr nie odbyło się nagle i nieoczekiwanie. Cała scena, co do godziny i minuty, musiała zostać skrzętnie wysprzątana. Wszystkie inne sprawy musiały zostać załatwione pomiędzy nim, Ogniem i Lodem, a pomiędzy Don Kichotem. No ale gdy już wszystko zostało załatwione to wtedy zaczęło się robić gorąco i doszło do ważnego starcia Don Kichota z piratami od Wiatru. No więc zaatakowali go w godzinach popołudniowych przypływając statkiem koło Statui Wolności. Był to dla niego bardzo silny wstrząs. Walka z kilkudziesięcioma piratami naraz. Ale że był dobrze wyszkolony, to dał sobie z nimi radę i nie odzyskali złota, a głównie wiatrowego skarbu, który najbardziej zamierzali. Ale nic z tego. Wtedy Wiatr wpadł w wielki gniew widząc tę sytuację i kazał młodemu Kichotowi, aby za obietnicą wycofania się znalazł skarb Atlantydy, zaginionej od lat wyspy i w ten sposób Wiatr znowu próbował zwieść i zwiać Don Kichota. Jednak kolejny raz było to daremne, chociaż Ogień i Lód wykorzystali pomysł Wiatru dotyczący Atlantydy, ale w swoim własnym celu.

Rozdział XII – Don Kichot do Atlantydy w wyprawie po trójząb Posejdona, który ma zakończyć konflikt z Wiatrem

Don Kichot jednak usłyszał od Ognia i Lodu, że pomysł z Atlantydą nie jest jedynie głupim kłamstwem Wiatru tylko, że jest w tym pewna mądra idea. Mimo że Atlantyda była bardzo oddalona i jeśli skarb trafi w powołane ręce, czyli Ognia i Lodu to świat będzie bezpieczny i właściwie konflikt z Wiatrem zostanie raz na zawsze zażegnany i będzie musiał być pokój na Wietrze wymuszony wreszcie. Atlantyda było to podwodne miasto, w którym to według legendy znajdowało się dawne złoto i było również siedzibą niejakiego Posejdona, boga mórz. Z czasem jednak Atlantyda utonęła niczym Titanic. Bóg mórz przeszedł na emeryturę zostawiając wśród mórz swój jedyny tylko trójząb. Od tamtej pory nie opuszczały mórz upiory, ponieważ bóg Posejdon był bezrobotny i nie miał kto obsługiwać ani morza, ani Atlantydy, która była pełna rozmaitego złota i srebra ponad co kamieni szlachetnych. No więc wypłynął zgodnie z poleceniem Ognia i Lodu. Oczywiście Atlantyda leżała nieblisko, ale też był bardzo już zdeterminowany całym tym spektaklem walki z Wiatrem i jeśli mógł jakoś skrócić ten okres to zamierzał w każdy tylko możliwy sposób. Wyruszył zatem w długą podróż życia, aby odnaleźć legendarną zatopioną Atlantydę. Był wykończony wiosłowaniem w połowie drogi. A ta woda jak na złość wydawała się nie mieć końca. Po pewnym czasie ciągłego walczenia z morzem zauważył w wodzie coś niebywałego jakby wyspę, która mieniła się życiem. Przeszczęśliwy więc, że dotarł do celu podpłynął bliżej i zachłysnął widokiem tak bardzo, że wypadł ze swojego statku i zaczął tonąć w tej lodowatej wodzie, która przypominać mogła paszczę rekina. I wtedy na ratunek pospieszył mu Lód. Chwycił go za rękę i podciągnął do góry, za co Don Kichot złożył mu podziękowanie z wielkim wyrazem kultury. Wspólnie podpłynęli do tej wyspy w środku morza stojącej. Kichot od razu zapytał czy to już ta cała Atlantyda. Na co Lód odpowiedział mu, że jeszcze nie, ale że jest to wyspa sąsiadująca z Atlantydą i że do Atlantydy ma już bardzo niedaleko. I razem z nim dopłynął do Atlantydy. Wspólnie więc zaczęli szukać trójzębu Posejdona, który schował go w najdalszych zakamarkach morza, więc trochę im to zajęło zanim go znaleźli. Jednak Wiatr nie spał podczas tej całej akcji. Tak samo nie spali jego piraci. Dlatego też zarówno Wiatr jak i piraci z wielkim hukiem zaatakowali Atlantydę, aby odebrać ten trójząb, który był uznawany za największy skarb w historii nie tylko Atlantydy, ale i całej wody. Atlantyda, która była obszerna i wyjątkowo piękna miała tę wadę, że była niezamieszkała od tysięcy lat, zatem mogli liczyć tylko na siebie. Don Kichot oczywiście próbował negocjować z Wiatrem warunki, jednak było to wszystko daremne. Natomiast Lód nie zamierzał. Powiedział tylko, że trójząb jest ich i nie zamierzają go oddawać, co oczywiście bardzo Wiatr rozwścieczyło. A że nie zamierzał odpuszczać ani szybko, ani łatwo, to powiedział tylko, że jeśli nie oddacie mi trójzęba nastanie wojna, w której to my będziemy was, a nie wy nas ścigać i gnębić cały czas. Lód wziął sobie tę groźbę do serca, ale i tak pod żadnym pozorem nie zamierzał Wiatrowi odstępować tego, co należeć mogło tylko do niego i do Ognia. Musiał być nie lada zdeterminowany, skoro doszedł do takiego wniosku, że z dwojga złego woli to. Jednak wiedział, że jeśli trójząb Posejdona będzie we właściwych rękach to nie grozi nic Ziemi. Jedynie oni mogą ponieść personalne straty, a to go bardzo wzmacniało na duchu. I odpłynął Wiatr ze swoją załogą do Wiatrolandii. A tymczasem Lód z Don Kichotem wracali do Krainy Żywiołów z cennym lub nawet bezcennym artefaktem. Ogień czekał już z utęsknionym pocieszeniem pełny dumy i widząc trójząb Posejdona, uśmiechając się od ucha do ucha, obiecał świetlaną przyszłość Kichotowi, Lodowi jak i ludzkości. No i tak to wszystko się kręcić pozytywnie zaczęło. Chociaż Wiatr też nie dawał za wygraną. I dalej, ile mógł, to nie odstępował swoich złowieszczych ataków na Ziemię, ale głównie na nich w celu obrzydzenia im tej zdobyczy, tego trójzęba, która była kartą przetargową. I tak też zaczęły się długie czasy terroru Wiatru przerywane mocami trójzębu.

Rozdział XIII – Ciężkie piętno Wiatru na trójząb

Od tamtej pory Wiatr nie dawał im żyć, jego huczne zawieje i piraci nie dawali im spokoju. Nie mógł po prostu przeboleć tego, że zawsze Kichot odbierał to, co według jego zasad należało tylko do niego. Teraz miał wielki ból o to, że nie zdobył tego trójzębu, na którym to mu tak bardzo przecież zależało. Jego uparte i twarde jak kamień serce pełne zawiści i złości nigdy nie pozwalało na to, aby ktoś, zwłaszcza z rywali, mógł mieć to, czego on nie miał i żyć sobie szczęśliwie w życiowym dobrobycie czy luksusie. Dlatego też porządnie mieli z nim obecnie przekichane, ale dzięki trójzębowi utrudniali mu mimo wszystko pracę, czyli destrukcji sianie. Wiele razy oczywiście próbował niepostrzeżenie im ten trójząb, źródło wspaniałomyślności odebrać, jednak nigdy to mu się nie udało. Trójząb był we właściwych rękach, a ludzie mogli być bezpieczni. Pewnego dnia wykończony i wywietrzony Wiatr udał się więc do pałacu Ognia i Lodu błagając o trójząb i obiecując poprawę jeśli go dostanie. Ogień i Lód byli bardzo rozsądni w tym, co robili i niełatwo było ich wziąć na litość. Jednak tego razu sprytny Wiatr postanowił ich przechytrzyć. Zebrał całe złoto Atlantydy i podmienił je tak, że wyglądały jak trójząb i na chwilę ukradł trójząb. Co oczywiście wywołało wielki alarm, że Wiatr dostał się do trójzęba i zaczął leczyć ból swego zęba kosztem innych. Niestety nasi bohaterowie musieli teraz z mniejszą przewagą odzyskać to, co Wiatr im w końcu wywiał. Wiatr więc siedział teraz na swoim wietrznym tronie w koronie i z trójzębem u boku. Dawno nikt w jego krainie nie oglądał takiego widoku. Wiatr zaczął siać prawdziwą destrukcję mając trójząb. Przestał się już z kimkolwiek i o czymkolwiek pieścić. Teraz główni bohaterowie zaczęli porządnie kombinować jak tu Wiatr wyrolować. No więc Wiatr zaczął tworzyć imperium. Miał on kompleksy w byciu władcą. Dlatego Ogień i Lód zawsze tworzyli jedynie republiki. Więc Wiatr ogarnął. Tymczasem Don Kichot, Ogień i Lód szykowali już na niego też zasadzkę. Ale jeszcze nie była wystarczająco dopracowana, dlatego zeszło na nią im trochę czasu, nawet sporo. Jednak w końcu przybyli do Wiatru w którymś miesiącu. Oczywiście zastali go bardzo podejrzliwego. Skoro zwędził im trójząb nie było trudno się domyślić odzewu. Jednak Wiatr nie zamierzał nawet grama ryzykować i znienacka wysłał ich prosto do więzienia swojego, gdzie mieli za zadanie kopać w kopalniach węgiel, aby jemu mogło być ciepło. Jednak nie przewidział tego, że oni to przewidzieli. Wpadł więc we własne sidła, które na nich zastawił. Nie przewidział, że zabiorą mu trójząb podczas snu przy ucieczce i obudzi się zupełnie goły i wesoły. I wtedy to znowu trafił do ich więziennej celi z tym, że tym razem na tyle ogrodzonej, że nawet w najśmielszych snach nie byłby w stanie uciec, przynajmniej żywy. I właściwie można by już tym zakończyć, ale to jeszcze nie koniec opowieści. Jeszcze o trójząb jeden konflikt się rozegra, chociaż już nie z Wiatrem. Wiatr długo czekał na koniec wyroku, a odsiedział za swoje bardzo wiele lat. Wyszedł trochę szybciej za dobre sprawowanie, gdyż trochę też otrzeźwiawszy zmądrzał przez ten czas. Po tej długiej odsiadce postanowił już wszystkich przeprosić i podziękować za wspaniałomyślność. A głównie Ogniowi i Lodowi. Chociaż i Don Kichotowi też. Obiecał zatem zmianę z oczami zalanymi łzami. Poprzez długi czas resocjalizacji oduczył się dla satysfakcji samolubnego niesienia złej sensacji i zaakceptował wreszcie hierarchię nie wchodząc więcej w rolę arbitra będącego ponad Ogniem i Lodem. Więc wszystko wyglądało już na to, że w krainie Ognia i Lodu, czyli Naukolandii nastanie długo oczekiwany znowu pokój. Tak się jednak nie stało, bo po Wietrze pojawił się kolejny niezadowolony żywioł, zwany Gromem, a dokładniej Piorunem, który też nie był zadowolony jak Wiatr przed nim z tego układu. Dzięki konfliktom miał kogo gromić za coś. A teraz byłby już zupełnie bezrobotny. Wściekły wtargnął więc do komnaty Ognia i Lodu zabierając im trójząb władzy. I tak urodził się nowy problem, z którym teraz musiał znowu Don Kichot sobie poradzić. Było to tym trudniejsze, że akurat Grom miał większe możliwości od Wiatru, żeby pokój niszczyć i gładzić. Ogień i Lód nie zamierzali znowu zostawić Ziemi w rękach kolejnego szaleńca. No i tak zaczęła się kolejna misja Don Kichota w sprawie trójzęba.

Rozdział XIV – Terror Piorunu z trójzębem nad światem i ostatnia misja Don Kichota

Więc kolejna misja stanęła przed Don Kichotem. Teraz już trudniejsza niż poprzednia. Piorun był przeciwnikiem jeszcze bardziej zwariowanym od Wiatru i dzięki trójzębowi, który ukradł, zamierzał udowodnić teraz światu, że on powinien być na początku hierarchii żywiołów. Zatem zaczął się jego okrutny terror. Piorun zaczął się wygłupiać kosztem wszystkich i wszystkiego oraz dążyć do rozszerzania rządu swego. Był, jak już wspomniałem, w tym bardzo intensywny i dlatego też notorycznie wzniecał burzę, aby poprzez strach zmuszać ludzi i żywioły do oddawania mu czci i chwały i w ogóle doceniania go. Więc teraz już nawet Wiatr wspomniał sobie czasy, w których panowali Ogień z Lodem. Było mu wstyd, że sam stał się szalonym żywiołem. Jednak przy Piorunie nie był aż taki zły. Jak się okazało Piorun zamierzał go przerosnąć w okrucieństwie i szaleństwie, co dało mu upragniony skutek. Nawet Wiatr, widząc poczynania Gromu, przyprawiony został o smutek. Teraz zaczął przez to pić, czego go oduczali Ogień z Lodem uspokajając, że chociaż sam na długo zwariował, to nie może się winić za poczynania Pioruna, który teraz, jako kolejny wróg, stara się rozbić jedność żywiołów o próg swoich nóg. Ziemia zaczęła kolejny raz poważnie cierpieć na skutek kolejnego zbuntowanego żywiołu, który starał się, bez pardonu, nią zawładnąć i mieć z tego powodu wiele satysfakcji No i tak zaczęła się ta trudna misja i walka o trójząb, który każdemu szaleńcowi przy dojściu do tronu był potrzebny jak dentyście ząb. Zaczęło się kolejne męczące i bardzo nerwowe stulecie. Piorun nie miał żadnej łaski, w przeciwieństwie do Wiatru, który chociaż też szalony, to jednak jakichś zasad przestrzegał. Przez ten kolejny trudny czas tym razem również Wiatr pomagał Don Kichotowi ze swoimi piratami i innymi poddanymi. Odkąd zaczęły się rządy Gromu, oczywiście pogromy jego przeciwników były czymś normalnym i to, że niektórzy jednak przetrwali, było czymś niezwykłym. Ponieważ ów Piorun piorunujący wszystkich, nawet z najlepszymi piorunochronami, nie miał nigdy zamiaru tolerować czegokolwiek, co nie było zgodne z jego ideami. Dlatego też jego rządy trwały latami jak to bywa ze wszystkimi tyranami. Tymczasem Don Kichot ćwiczył się długo, aby móc stawić mu opór. Kiedy już ukończył wszystkie potrzebne szkolenia, a trwało to wiele lat, miał nareszcie ruszyć do boju, aby odebrać trójząb z rąk owego Pioruna strasznego. Po wielu więc przygotowaniach umówił się z tyranem na pojedynek, który miał nastąpić na słynnej Atlantydzie. Dzięki temu miał mu udowodnić, że Ziemia zasługuje na normalnych władców i że nie ma na niej miejsca dla tyranów i ich chorej tyranii. Więc wypłynął, jak poprzednio, tym samym statkiem, który otrzymał od Ognia i Lodu czekając na wizytę okrutnego tyrana Pioruna. Jak się okazało jego wróg wcale się nie spieszył. I chociaż potem również tam się skierował najpierw bardzo wiele wysp zatopił. Ale w końcu też wypłynął walczyć o jego chore prawo do rządu ziemskiego. I tak dotarł na Atlantydę po długim rejsie, po drodze zatapiając inne wyspy i grabiąc wszelkie srebrne i złote pieniądze, które na nich były. Pierwsze, co zrobił widząc Don Kichota z jego mieczem i tarczą przygotowanego na wizytę tyrana złego, to parsknął cynicznym i ironicznym śmiechem. Jednak Don Kichot nie zareagował zupełnie na tę zaczepkę, Piorun więc kontynuował swoją bzdurną przemowę.
– Nigdy nie będziesz takim rycerzem, jakim chcieli tego Lód i Ogień, urodziłeś się kmiotem i po prostu zawsze nim będziesz, co byś nie zrobił nie oszukasz swego przeznaczenia – wybluzgał na Kichota swoje słowne gromy
Kichot był na nie odporny.
– Czy coś jeszcze, czy to już tyle? – odezwał się Don Kichot wreszcie po długiej przerwie w gadaniu – bo naprawdę, powiadam ci Piorunie, jestem odporny na zniewagi moich przeciwników.
– No to żeś mnie zaskoczył, myślałem już, że jesteś niemowa, a jednak umiesz mówić – zadrwił z niego znowu Piorun
Po dłuższej chwili nie mieli już sobie nic do powiedzenia. Piorun rzucił się z trójzębem na Don Kichota próbując go zmusić do poddania się i oddania hołdu. Jednak tak się nie stało i moc trójzęba uderzyła rykoszetem w Piorun, nie rozwalając tarczy. Przy okazji zarobił on porządnie mieczem w brzuch i przecięty na pół błagał o litość. Piorun, co prawda, miał możliwość samoregeneracji jednak w tych warunkach był on niezdolny do jakiejkolwiek pomocy samemu sobie. I tak Don Kichot, znany z dobrego serca, ulitował się, ale zgarniając trójząb oddał go pod sąd Lodu i Ognia. Po powrocie z Atlantydy, odzyskawszy trójząb, został oczywiście bardzo uhonorowany i uprzywilejowany przez Lód i Ogień. Został obdarzony w zamian wielką ilością złota i srebra. Wszyscy, łącznie z Wiatrem, bardzo go nagrodzili za tak trudną, ale wygraną walkę. I od tamtej pory Ziemia zaczęła znowu żyć normalnie i wróciła do dawnej swojej formy. Ogień i Lód za to stworzyli wielkie wspólne imperium, w którym wymusili na żywiołach swoje dobre zasady i już żaden z nich nie sprzeciwiał się ich władzy. Wszystko wróciło do normy. Don Kichot, po całej tej przygodzie odesłany na Ziemię, został zupełnie wyleczony ze swojej dolegliwej niepełnosprawności. I życie wróciło do absolutnej normy jak to już pisałem. Don Kichot znalazł też swoją miłość i wziął z nią ślub. Ożenił się z niejaką Don Karoliną. Zamieszkali na wspólnej wsi w Lamanczy i mieli czwórkę cudownych dzieci. Ale to jeszcze nie koniec historii, jeszcze jedna strona została, więc trochę opisze życie Don Kichota po jego trudnych misjach związanych z żywiołami. A zatem Don Kichot, z zawodu dalej był rycerzem, ale już nie walczył z wiatrakami. Dbał o swoją rodzinę i chronił ją przed niebezpieczeństwami. Odkąd jednak zyskał z Ogniem i Lodem kontakt, wymieniał korespondencję, ponieważ oni byli zawsze chętni mu do pomocy. Ogień i Lód zawsze też pomagali gasić jego wewnętrzny głód. Jako rycerzem od tamtego czasu zachwycał się nim królewski lud i ród. Dużo jeździł na wyprawy, brał udział w licznych królewskich biesiadach. Był też częstym uczestnikiem turniejów rycerskich. Przez pewien czas zyskał nawet przywilej bycia gościem głównym w pałacu królewskim. Jego czwórka dzieci była obrzydliwie bogata, miał dwóch synów i dwie córki. Dwóch Adamów i dwie Ewy, bo nazwał je biblijnie. Chodzili do najlepszych szkół i mieli wysokie wykształcenie, a z taty mogli być nieustannie dumni. Tata również zostawił im zestaw fotografii, a wielki globus stał na środku ich wejścia do domu. Tak więc historia kończy się tak, że Don Kichot, od łajzy i dwornego głupca, staje się bohaterem żywiołowym, rycerzem pałacowym i wiernym rodzinie ojcem i mężem, który ma swoje życie, kontroluje je i trzyma w ręce. I tak się kończy ta opowieść, żyli długo i szczęśliwie. Ale, przede wszystkim, pokazuje ona wielkość i wartość jedności przyjaźni i wielu innych atrybutów lojalności, którą symbolizuje trójząb. Wiatraki, natomiast, symbolizować miały wielkie wahanie pomiędzy tym, co bohater miał robić, a tym, co robił i tym, kim miał się stać, a kim był. Zatem kończąc naszą historię bohater osiągnął swoje przeznaczenie. A w dalszej perspektywie zapewnił byt rodzinie i żyli długo i szczęśliwie.

Autor: Jan Wojtusiak

Możliwość komentowania jest wyłączona.