Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Kultura

26 kwietnia, 2021

Opowieści z Krainy Ognia i Lodu – Naukolandii – ciąg dalszy

Tymczasem Ogień i Lód postanowili znaleźć wśród ludzi wybrańca. I tak zaczęła się przygoda słynnego Don Kichota.

Rozdział VII – Don Kichot wybrańcem Ognia i Lodu

Minęło wiele lat od czasów, kiedy rozpoczęła się walka z Wiatrem, a w Krainie Żywiołów czas inaczej płynął niż w Krainie Ludzi. W Krainie Ludzi obecnie było średniowiecze. Ogień i Lód chodzili po ludzkiej ziemi szukając wybrańca i, o zgrozo, znaleźli niejakiego, upośledzonego bardzo rycerza, zwanego Don Kichotem. I, mimo że obserwując go przekonali się, że nie jest on w pełni władz umysłowych, wybrali właśnie jego na obrońcę antywiatrowego świata, nie zważając na naturę jeźdźca szalonego. Don Kichot długo walczył z wiatrakami, jednak zmieniło się jego życie po spotkaniu z tymi żywiołami. Ogień i Lód byli niezwykli w swojej wierze w to, że można stworzyć piękno z niczego i przeważnie się w tym nie mylili. Ale też nie raz szukali nadziei w pozornie opłakanych sprawach. Ale wracając do niejakiego Don Kichota, był rycerzem i mieszkał w Lamanczy. Jego upośledzenie polegało na tym, że wciąż sobie stwarzał niewidzialnych wrogów, z którymi zamierzał walczyć. Inni rycerze spoglądali przeto na niego z pobłażliwością, ale nigdy nie kojarzyli go z walecznością. Z litości tolerancyjnej, nie wyzywając go od głupka lub nie wspominając, że żyje zupełnymi złudzeniami. Jednak to, że nie znęcali się nad nim szlachetnie nie sprawiało, że traktowali go normalnie. Mieli na niego dużą poprawkę. Ale mimo wszystko bohaterowie żywiołowi wybrali właśnie jego, tylko jego. W tym czasie istniała dosyć duża przeszkoda, aby zrobić z niego wojownika. Na początku trzeba było go porządnie podleczyć, żeby dopiero potem móc z nim wspólnie coś wymyślić. Podjęli się jednakże tego zadania, mimo że nie wiedzieli jeszcze ile ich to będzie czasu i energii wspólnie kosztowało. Ale nie zamierzali rezygnować z tak wielkiej szansy, jaką było właśnie to, czyli wyszkolenie nowego wojownika, który stawi czoła wiatrowemu wariactwu i uwolni ich ziemię z ucisku. Ponoć doszło już do tak wielkiego absurdu, że Wiatr próbował wynaleźć wehikuł czasu, aby przez to narzucać historii, kiedy może wiać i w jakim kierunku. Co akurat szczęśliwie Ogień i Lód mu udaremnili i dzięki czemu nie zyskał tak ponadczasowej władzy w swoim szerzeniu powariowanych wibracji. Wiatr nie wiedział akurat o Don Kichocie, że ma zostać wybranym dla niego przez żywioły wrogiem, ale gdyby wiedział z pewnością dołożyłby wszelkich starań, aby mu zdmuchnąć jego darmowe powołanie. Wracając do Don Kichota, na długo, długo przed, był zwykłym pomyleńcem, który chciał walczyć z wiatrakami uznając ich za równych i realnych rycerzy. Dlatego też dokładał wszelkich starań, by pokazywać swoją rycerskość, co niestety od lat kończyło się jedynie fiaskiem i rozczarowaniem, aż do owego dnia pamiętnego. Ale wszystko zaczęło się od tego, że… Pewnego razu Don Kichot wybrał się na samotny spacer po lesie, aby sobie pomachać mieczem. Nikt ogółem nie zwracał na niego uwagi, przez co czuł się zwykle bardzo samotny. Ale gdy tak przebywał smutny w samotności nagle, niczym Mojżesz, zauważył niezwykłe zjawisko biologiczne, a mianowicie takie, że płonęło tam ognisko, które cały czas niedogasało. Był zaskoczony widokiem. Kiedy podszedł bliżej usłyszał potężny głos w głowie mówiący mu:
– Witaj Don Kichocie, usłyszałeś mnie przy grzmocie, jestem teraz przy robocie, niepotrzebne perły w złocie, możesz dać mi tylko krocie. Ale ja nie chcę ani grosza za twego truposza, ani nawet jego, chociaż mógłbym spalić cię od razu całego, to nie zrobię ci krzywdy kolego, jedynie propozycję składam życia innego…
Don Kichot po tych słowach tylko westchnął i z trudem wykrztusił.
– Wybacz mój Ogniu, to chyba jakaś pomyłka. Masz przed sobą jedynie sfrustrowanego życiem synka, taka jest tu o mnie opinia publiczna, chociaż ja sądzę, że jestem kimś niezwykłym. Ale przywykłem, że to tylko moje urojenia. Zatem, znając życie, jesteś jednym z nich, a zatem pozwól mi proszę tylko odesłać cię do Krainy Fantazji.
– Nie ma mowy – odezwał się Ogień wzniośle – bez ciebie nie damy rady z Wiatrem, a ty, chociaż może w to nie wierzysz, jesteś nam niezwykle potrzebny i do tego niezwykle zamierzamy cię uhonorować
– Dlaczego – zdziwił się Kichot – mieszacie w ogóle ludzi i to upośledzonych do swojej prywatnej wojny, tym bardziej, że my nie mieszamy was do naszych, więc jak to jest, co? Wytłumacz mi może Ogniu
– Dobrze, Don Kichocie, tak się składa, że póki sami z Lodem toczyliśmy walki, to nikogo z was nimi nie obciążaliśmy. Jednak, odkąd dołączył się do nich szalony i niereformowalny Wiatr postanowiliśmy, że was niekiedy będziemy potrzebować. Ale tylko co poniektórych. Poza tym, czy to źle być wybrańcem? Powinieneś się cieszyć, a nam z Lodem naprawdę nie przeszkadzają wasze ułomności, gdy dostrzegamy potencjał wielkich umiejętności.
– Mhm – myślał nad tym, co słyszy, starając się zebrać myśli i skupić się w ciszy
Gdy tak myślał i myślał w końcu wycisnął z siebie tak, z wielkim trudem, co prawda, ale widząc szczery uśmiech Ognia miał nadzieję, że nie pożałuje tej wstępnej deklaracji. I że nie będzie na tyle ani nudno, ani niebezpiecznie, że psychicznie podczas misji zwiędnie. Ogień zadowolony, że się w końcu dał przekonać, podał mu listę, na której Kichot się szybko podpisał. Na co Ogień kazał mu czekać aż jego straż pożarna pojawi się pod domem nowego adepta i poinformuje o dalszym ciągu zdarzeń. One spełnić miały, w założeniach, wiele jego marzeń albo przynajmniej przygotować młodego na to wszystko, co go jeszcze spotkać miało. Nie można było jednak zauważyć jakby Kichot był tym wszystkim bardzo zmartwiony. Jednak wciąż powątpiewał początkowo, przemyśliwując to na nowo, czemu wybrano akurat jego. Jednak po jakimś czasie już się przyzwyczaił. Mimo tego długo jeszcze bywał struty zwątpieniami wobec sytuacji. Kiedy w końcu Ogień się odezwał z powrotem, zajęło ponad rok i nie był to dla młodego woja mały krok. Jednak kiedy już to się stało, czasu ogółem było dosyć mało i Kichot musiał szybko zdać podstawowe egzaminy, które Ogień dał mu na jego zdolności i miarę. Szybko nauczył się, że Ogień ma zawsze rację. Trochę inaczej było z Lodem, ale też do tego się to sprowadzało, gdyż posiadali oni pierwotną mądrość, o jakiej ludzie nawet nie mogli marzyć. I gdy Don Kichot przyłączył się w szeregi Ognia i Lodu, doświadczył dużej niewygody i początkowego głodu. Ale kiedy skończył wszystkie treningi z sukcesem okazało się, że był warty, aby zostać wielkim wojownikiem. Odkąd wyszkolili go, Ogień i Lód zauważył też, że schudł. Podczas treningu zaczął wracać do zdrowia, więc okazało się, że trening był bardzo terapeutyczny dla niego. Po tym niezwykle dobrym treningu dla ciała i umysłu, Don Kichot stał się kimś, kto zaczął rozumieć swoje przeznaczenie żywiołowe. Dostrzegł i docenił swoje żywioły i swój potencjał, które były głęboko w nim ukryte. No i było to bardzo dla niego cenne. Widział jak bardzo jego serce zamknięte zaczęło otwierać się na życie. Doświadczył iście samurajskiego przebudzenia. Co ciekawe, było to bez przemyślenia. Jednak, po przebudzeniu, przemyślał swoje życie i nabrał wielu wzniosłych refleksji. Jedna z nich była taka, że chciał założyć wielki sklep z bronią, kiedy już wszystko miało wrócić do normy. Według wielkiej platformy żywiołów normy jego paszportu stały się nieustannie czynne. Czyli mógł wyjeżdżać za granicę w celach wojskowych, ale tylko takich. Ogień i Lód byli bardzo zadowoleni, kiedy widzieli rozwój młodego i co większe poświęcenie jego. Po wielu trudnych zajęciach pozwolili mu na pierwszą misję i wysłali do Amsterdamu, żeby powalczył z Wiatrem. I dali mu do tego wszelkie potrzebne sprzęty. Co do natomiast tego, że Wiatr już przygotował się na jego przybycie, to też dostał w prezencie od Ognia i Lodu kamuflator kalkulator, który miał mu wyliczać liczbę misji oraz dawać alibi, żeby był dla wiatru nierozpoznawalny. Pierwsza misja, jak to zwykle, napełnia największym lękiem, ale mimo to wiernie w nią poszedł.

Rozdział VIII – Pierwsza misja nie rozpieszcza, ale i uczy nowej wiedzy

No więc, wysłany na pierwszą misję do Amsterdamu nasz bohater, miał tysiące myśli na raz i wcale nie wiedział, czy będzie mieć w tym wszystkim więcej strat czy też korzyści. Mimo to pojechał swoim koniem. Po drodze Wiatr już robił, co w jego mocy, żeby owa misja nie zaczęła się. Także w owym dniu zawierucha była dosyć duża. Jedna, szczęśliwie, mimo to udało mu się dotrzeć do Amsterdamu. I tak zaczął szukać w nim firmy zajmującej się wiatrakami. A dokładniej, produkcjami wiatraków, co nie było łatwe. Bo Amsterdam do małych miast nie należał. Don Kichot, natomiast, wolał przejażdżki po znanych sobie terenach i cieszenie swoich oczu tym, co znane, a nie czymś mu zupełnie obcym. Bo chociaż wiatraki nie raz brał za wrogów, nigdy nie interesowały go firmy, które je robiły. Teraz natomiast jego nowe zadanie wymagało od niego, żeby się zagłębił w ich wytwarzanie i działalność z tym związaną. Z racji tego, że był bardziej sławny niż anonimowy, nie musiał nawet się przedstawiać wchodząc do sklepów, bo wszyscy nawet z daleka kłaniali mu się i go pozdrawiali. Don Kichot słynął również z tego, że wiele kobiet było nim zauroczonych. Był po prostu przystojny, chociaż też niepełnosprawny umysłowo. Nie był natomiast głupi, jego upośledzenie bywało mylone z głupotą, ale nią nie było. Można by powiedzieć, że był też bardzo sprytny. Ale dopiero po terapii u Lodu i Ognia cechy te mógł jakoś w miarę dobrze wykorzystać i zastosować. Wszedł więc do jakiegoś sklepu o nazwie Wiatrakowi i zobaczył całą stertę wiatraków stojącą na półce i zachwycił się.
– Co podać? – zapytał go od razu sprzedawca wiatraków w sklepie. Dopiero później dodał – Wasza Wysokość – gdy zorientował się z kim w ogóle rozmawia i oddał pokłon…
– No więc tak – zamyślił się Kichot początkowo – a po ile macie te wysokie wiatraki z napisem antykataklizmowe?
– Po dziesięć złotych delarów, panie – odparł
– Dobra to biorę.
No i dostał wielki wiatrak przypominający pałac z wieżą i warownią zarazem. Przeszczęśliwy, zabrał go z małym trudem do Krainy Żywiołów i dał Ogniowi cynk, że wykonał zadanie. Na co oczywiście Ogień też się ucieszył i obiecał, że następnym razem w sklepie ma powiedzieć, że przychodzi od niego i wtedy będzie mieć dużą zniżkę albo niektórzy wręczą mu towar, de facto, za darmo. No i tak pokazał mu miejsce, w którym miał go położyć. Wiatrak ten gwarantował klientowi, że podczas zawieruch będzie mógł przeżyć i mało tego, jeszcze stawał się na najbardziej odporny, bez parasolki. Tymczasem Wiatr wiał jak oszalały. Dzięki kamuflatorowi nie było mu łatwo namierzyć naszego bohatera. Mimo tego i tak nie przestawał robić zawiei i na wszelkie sposoby próbował udaremniać walkę z nim Ogniowi i Lodowi. Dzięki wiatrakowi, w który się zaopatrzył, Kichot mógł mieć z niego nie mały nawet chichot ukryty pod kamuflatorem Ognia i Lodu. Kamuflator również dawał mu dostęp do wielkich możliwości związanych z nawigacją rzeczywistości. Między innymi to, że był legalnym tajniakiem Ognia i Lodu, którego dalej uważali za dawnego Kichota. Poza tym, że był teraz na trudnej misji, cały czas żywił głęboką nadzieję, że jednak nie wyczerpie zbyt szybko swojej życiodajnej i żywiołowej energii do wszelkich potrzeb. Czyli Kichot starał się po prostu nie wypalić i jako sługa Ognia być dzięki niemu ognioodporny na długą i gorącą walkę z Wiatrem. Wiatr to nie był byle kto. Chociaż za takiego się nie uważał. Nawet jego dawni pracodawcy, czyli Ogień i Lód, powinni mu bić pokłony, dlatego tylko, że był gorliwy w tym, co robił, a nie dlatego, że się zachowywał odpowiednio. Uważał się nie za byle kogo, ale za kogoś o wiele wartościowszego od innych żywiołów i na tym polegała jego tragiczna sytuacja. Chociaż rzeczywiście nie był byle kim, jednak zawyżył dawno swoją pozycję i bezczelnie egoistycznie próbował zawłaszczyć co się tylko dało i nie było jego. Wiatr, zanim zwariował, był jednym z wybitnych i bardzo uprzywilejowanych uczniów Ognia i Lodu, ale w pewnym momencie odbiło mu i zmarnował cały ten potencjał, który przez lata miał ćwiczony w szkole żywiołowej. Przez to, że był też wyjątkowo uparty niestety, nie zamierzał zastanawiać się nad swoim zachowaniem. Brnął tylko w zaparte, bo nie lubił nagłych zmian i uważał, że skoro Ogień i Lód byli pokłóceni, to tak już powinno pozostać na zawsze. Tym bardziej, że trwało to naprawdę długo. Wiatru niestety nie dało się pokojowo przekonać, zatem żeby przestał wariować, Ogień z Lodem musieli zacząć z nim walkę. Chociaż nie chcieli, bo Wiatr zawsze był przez nich bardzo lubiany. Jednak skoro musieli i znaleźli Don Kichota na wybrańca ziemi i obrońcę, który kupił wiatrak, żeby jakoś sensownie zabezpieczyć ziemię przed jego wichurami i wirusami to też, póki co, świętowali już jeszcze niedoszłe zwycięstwo. Cały czas zastanawiali się, co też takiego w nauce młodego Wiatru nie wypaliło, że teraz tak tragicznie mu się wszystko w głowie powywietrzało. Ale nie znali na to oboje odpowiedzi, która by ich wystarczająco zadowoliła. W szkole, do której niegdyś chodził i nabywał wiedzę Wiatr, dyrektorem był Ogień, a Lód był jedynie wychowawcą. Wtedy jeszcze żyli w harmonii i uczyli tego swoich uczniów, czyli właśnie cierpliwości, zgody, harmonii i tak dalej. Jednak nie wszyscy niestety brali sobie to do serca i Wiatr akurat miał to jak widać głęboko w nosie, bo wystarczyła jedna długa kłótnia Ognia i Lodu, a już zwątpił w ideały, którymi go karmili za młodu. Co też pokazywało, że tak naprawdę zawsze nimi gardził. Bo gdyby był im wierny, nigdy nie doszedłby do wniosku, że pokłócone istoty nie mogą nigdy dojść do zgody. Zresztą, jak to tam było z Wiatrem, tego Ogień z Lodem nie wiedzieli i nie znali. A na pewno nie rozumieli jego powariowanych wniosków i logiki. Było im po prostu przykro, że cały ten wysiłek wychowawczy dawny poszedł na daremno i że Wiatr go zmarnował zupełnie. Jednak tutaj teraz nie chodziło tylko o żadne sentymenty, a o coś o wiele ważniejszego, czyli o losy planety Ziemi, dla której Wiatr był nie małym zagrożeniem. Dlatego podjęli się tego trudu i ryzyka, żeby wyszkolić Don Kichota, mimo jego dużego upośledzenia umysłowego i żeby zainwestować w ten interes. Chcieli powierzyć mu do obrony tak wielki teren jak cała Ziemia i mając głęboką wiarę w niego, nie przekreślać przez wątpliwości tych jego umiejętności, których sporo miał. Wiedzieli, co prawda, że Wiatr nie wycofa się i nie odpuści dopóki nie odpuści, dopóki nie udowodni swoich chorych racji i że jak znowu tornadem zagra, to będzie makabra, ale mimo tego nie zamierzali uznawać Don Kichota za zbyt marnego do tego, aby powstrzymał Wiatra złego. To, że kupił już ten wiatrak, to był naprawdę sukces i naprawdę wielki krok naprzód, wielki postęp i podstęp, który już jakoś miał czyhać niczym sęp, kiedy Wiatr spuści swoją przebiegłą padlinę z nieba. Ten kamuflator, który miał, czynił go niewidocznym dla wroga, czyli dla Wiatru, ale i tak musiał nieustannie organizować tajemnie swoje akcje, bo Wiatr też był sprytny i wolał wiedzieć z kim walczy, niż mieć tylko swoje wyobrażenia. Wiatr był nie do zniesienia odkąd stał się przeciwnikiem swoich mistrzów żywiołowych i przestał liczyć się z kimkolwiek poza samym sobą. Wiatr w ogóle niestety był w takiej fazie, że długo był młody. Niestety oczywiście dla tych, którzy znosić musieli jego nastroje kapryśne. Przez to, że długo był mody, to też więcej mógł sobie pohasać i nie musiał się jakoś mega stresować w związku z upływającym czasem i dla niego to było szczęście, dla innych coś zupełnie innego. Tyle tylko, że Wiatr nie lubił kompromisów i zawsze stawiał na tym, co chciał. Rzadko kiedy się wahał lub cofał. I teraz też tym bardziej, że wnerwiało go to, że Ogień i Lód znaleźli odpowiedniego wybrańca do tego, aby móc zrealizować większość planu swojego. A on wsadził w swój plan tak wiele sił i czasu, że nawet nie mógł spokojnie myśleć o tym, że teraz jakiś ich nowy pupilek, ich nowy uczeń, ma mu pokrzyżować plany. Za nic się nie chciał z tym zgodzić i zamierzał zrobić wszystko, żeby to nie wyszło i żeby nie mogli po prostu zepsuć mu alternatywy. Zupełnie nowej perspektywy, w której to on będzie żywiołem zacnym i cenionym, a niepomijanym i wykluczonym. Tak więc, czas upływał, a Wiatr jak czekał, tak czekał dalej. Aż w końcu dojdzie do pierwszego boju z ich nowym wybrańcem. I wreszcie doczekał, a był na to bardzo przygotowany.

Rozdział IX – Starcie Don Kichota i wiatraka z Wiatrem i jego huraganem

Don Kichot cały czas przygotowując się do odparcia wichury siedział w swoim dużym wiatraku, który kupił niedawno. A Wiatr jak to Wiatr, chociaż był głośny i robił wiele szumu, nie śpieszył się zbytnio z atakiem, ale też obserwował poczynania wroga i dochodził do wniosku, że zamierza zmęczyć go czekaniem, czyli sprawdzić cierpliwość, której nie miał zbyt wiele Don Kichot. A, że przypadkiem, uderzył właśnie w piętę Achillesa, to też zauważył, że ta metoda się sprawdza i że poddając czekaniu Don Kichota męczy go nerwicą i bólem brzucha. Dlatego też złośliwie cały czas opóźniał swoje działanie. Ogień i Lód, widząc to, że Wiatr próbuje wykończyć ich ucznia długim czekaniem postanowili, że dadzą mu poradnik na niecierpliwość i dzięki niemu jemu uda się nie zwariować w oczekiwaniu na ten nagły podmuch agresywnego Wiatru. Co prawda ćwiczyli z nim cierpliwość przez wszystkie treningi, ale mimo tego miał z tym największy problem. Między innymi dlatego był dziwakiem z upośledzeniem na tle ADHD psychiczno – ruchowym. Dlatego przed spotkaniem z nimi Ogniem i Lodem żył w swoim świecie, tworzył swoich wrogów i mylił ich z wiatrakami. Wiele się w nim zmieniło, jednak niektóre mechanizmy ciągle musiał naprawiać, a Ogień i Lód starali się mu w tym oczywiście pomagać. Zatem Don Kichot przeczytał poradnik. Spróbował go wcielić w życie i o dziwo się mu udało. Rzeczywiście zyskał cechę cierpliwości po dwugodzinnej medytacji, po słuchaniu much bez mrugnięcia oka i innych takich zabiegach. Kiedy już nabył tej cechy, wtedy bumerang trafił rykoszetem w Wiatr, bo wtedy to Don Kichot zaczął dyktować reguły, gdy chciał przyśpieszać Wiatr. I dał mu jedną ważną zasadę. Że nie zacznie, póki nie minie rok pół miesiąca i pół godziny. Okazało się, co ciekawe, że Wiatr miał związane ręce. Nie mógł tego nie uszanować, bo za tym byli też Ogień z Lodem, a oni mimo wszystko od Wiatru stali wyżej w hierarchii żywiołowej. Wiatr szybko stracił cierpliwość i bardzo buczał oraz huczał na to wszystko. Chociaż udawał takiego bardzo, ale to bardzo cierpliwego, kiedy to on trzymał mysz za ogon nie odwrotnie. Lód i Ogień długie lata mieli doświadczenia w uczeniu swoich uczniów cierpliwości i innych. Jednak dotyczyło to jedynie wiernych uczniów a nie wiarołomnych jak Wiatr od momentu odłączenia. Wiarołomność Wiatru polegała głównie na tym, że właśnie nigdy nie dotrzymywał swojego słowa, kiedy się w danej kwestii rozmyślał. No nie był, mówiąc krótko, zbytnio słowny, kiedy mu to nie pasowało. Teraz, od dawna, jedyne z czego się wywiązywał konsekwentnie, to była kłótliwość i nastawienie wojenne. Wściekły, zazdrosny i opuszczony przez Lód i Ogień, których wyrzucił z życia. Teraz w swojej wieży z kości słoniowej ukryty siedział i czekał na dalszy przebieg zdarzeń, który, co by nie powiedzieć, był dosyć ciężki do przewidzenia, mając na uwadze obecność nowego przeciwnika. Oczywiście, pomiędzy nim a Don Kichotem była jedna podstawowa różnica. Mianowicie Don Kichot był bardziej wierny. Don Kichot zatem siedział też w swoim wiatraku i też oczekiwał na strzały z wiatrówki Wiatru. Póki co jedynie doczekał się nowego pięknego wschodu i zachodu słońca. Dzięki podręcznikowi, ćwicząc się w cierpliwości i opanowaniu, udało mu się bez złości i zwątpienia przetrwać kolejny dzień oczekując misji wypełnienia. Ogień i Lód nie zamierzali być jednak bardzo męczliwi i potrzymali go z Wiatrem w tle jeszcze tydzień i po tym tygodniu pozwolili im na starcie. Czego się nie mogli obydwoje spodziewać. No i tak to było. Kiedy się już dziać zaczęło, miał wrażenie, jakby to mu się tylko śniło. Po tygodniu usłyszał nagle szalony świst nad głową i potężna amunicja Wiatru przeleciała z głośnym świstem nad jego obozem, rozbijając się w pył, bo wiatrak dobrze działał. Potem usłyszał kolejne dwie i cztery serie, które również spaliły na panewce. Wiatr nie był w stanie go więc przestraszyć tą burzą fajerwerków. Aż w końcu przeleciały kwiaty. I tutaj Wiatr zachował się bardzo przebiegle. Wiatrak nie walczył z kwiatami ani niczym prócz Wiatru. Natomiast była to jego kolejna pułapka, ponieważ pomyślał, że pora zmienić strategię. Zdziwiło to zatem naszego bohatera, gdy zobaczył przelatujące obok siebie małe i duże róże, a na końcu czterolistną koniczynę. Nie zamierzał działać pochopnie i poinformował tylko Ogień i Lód, którzy też nieco byli zaskoczeni takim zagraniem Wiatru a nie innym. Chociaż wiedzieli o jego chytrości i sprycie, to jednak nie było to dla nich nic oczywistego. Kazali niczego nie dotykać i jedynie poczekać na przybycie Ognia, który to zdetonuje. I rzeczywiście jakoś po godzinie pojawił się, dotknął, spalił i zabił. Tego już Wiatr wewnętrznie nie wytrzymał. Zaraz postanowił się również pojawić i wyjaśnić, że na taki scenariusz on nie pisał się. Zatem, nie długi czas potem, on też się pojawił i pół żartem a pół serio stwierdził, że ktoś tu zwyczajnie oszukuje i że nie było tego w umowie. Że jeśli nie będzie używał swojej mocy, to nie powinni mu robić embargo limitu i w ogóle na pułapki wojenne. Na co Ogień odpowiedział mu krótko i jasno, że jego nowy uczeń nie jest na tyle sprytny i inteligentny, czyli że jest upośledzony i należą mu się fory. Na co Wiatr, zgrzytając zębami z wściekłości wycedził też, że nie został uprzedzony. I zaczęła się długa debata między nimi, między innymi o tym, że Wiatr zawsze ma urwanie głowy przez nich od samego początku, ale na końcu ustalili, że choć Don Kichot będzie mieć fory, to jednak też musi starać się podejmować mądre wybory. No i tak zakończyła się pierwsza misja uznana za udaną dla Kichota przez Ognia i Loda.

Rozdział X – Ogień i Lód robią duże zamieszanie wokół Wiatru podczas jego kolejnej skrajnej napaści bez litości

Minęło sporo czasu od ostatniego starcia Wiatru z Don Kichotem. Don Kichot zbudował sobie dom i ogrodził go płotem. Tym razem Wiatr jednak, po ostatniej porażce sromotnej postanowił, że chce mu dać naprawdę popalić. Nie mógł bowiem znieść tego jak bardzo poczuł się zdyskwalifikowany i pracował nad planem, w którym na tyle będzie logiczne jego działanie, że kiedy już wygrałby, miałby absolutne prawo do uwięzienia Don Kichota jako jeńca swego. Oczywiście nie było to wcale proste i nie szybko się w tym urządził. Jednak sporządził w końcu swoją strategię działania i była na tyle stabilna i dopracowana, że uznał ją za perfekcyjną i nazwał pajęczyną. Odkąd jednak zaangażował się bardzo mocno, to też zaczął nie liczyć się do końca z czasem. No i z tego właśnie powodu też jego projekty były ciągle opóźniane. Natomiast Don Kichot, wysłannik Ognia i Lodu, miał tego czasu więcej i przez to też skuteczniej i szybciej obmyślał plany swoje, mając wiele projektów w głowie. No i trwało to dosyć długo. Aż przeszli do etapu drugiego – walki na polu minowym. Don Kichot z Wiatrem było to miejsce, które zwane było Wiatrolandią i znajdowało się w centrum Stanów Zjednoczonych, koło słynnej Statuy Wolności, która to statua miała na celu przypominać o tym, że walka jest o wolność pomiędzy nimi. Był to zresztą najlepszy symbol, jaki mogli mieć i najbardziej pokazujący stan gotowości. Odzwierciedlający wolność.

Możliwość komentowania jest wyłączona.