Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Nauka

19 kwietnia, 2021

Opowieści z Krainy Ognia i Lodu – Naukolandii

Dotyczące głównie matematycznej sinusoidy i cyfryzacji oraz liter humanistycznych opisujących je różnymi wyrażeniami, związane z rachunkami prawdopodobieństwa zdarzeń na tle historycznym o przyciągających się przeciwieństwach i ich znaczeniu w życiu. O ich wpływie na psychikę, ale również o tym czemu zjawiska mocne, chociaż niezmienne jak np. śmierć, nie mogą być ludziom obojętne i dlaczego tak wielki mają na ludzi wpływ.

Rozdział I – Kraina Ognia i Lodu, czyli tam, gdzie nastąpił rozłam pomiędzy klimatami na ziemi, zaczynając w Naukolandii od Pałacu Matematyzacji, decydującej o długości czasoprzestrzeni, ale i o prawdopodobieństwach wielu zdarzeń historycznych w nauce, a w tym też o wszelakich zależnościach pór roku i pogody, a nawet imionach związanych z zodiakiem czy innych zjawiskach bardzo warunkujących ludzkie życie na świecie, a głównie o metamorfozie matematycznej

Dawno, dawno temu, za górami i lasami, była sobie Kraina Ognia i Lodu, jeszcze niegdyś niezwaśniona i przedwiecznie żywotna. Ogień i Lód byli wielkimi przyjaciółmi, pierwotnymi bogami matki ziemi, ekologicznymi, pochłaniającymi powietrze i energetyzującymi je. Należeli do tej samej rodziny. Ogień był ojcem Lodu, a Lód miał córkę Wodę, której Ogień był dziadkiem. Oni to stworzyli, jako pierwotni bogowie chaosu, całą Naukolandię. Naukolandia była to kraina kreatywnych naukowców, którzy na zasadzie prób i błędów dochodzili w życiu do różnych wniosków i tworzyli różne zjawiska. Pierwszym naukowcem był niejaki matematolog. Gość, który od początku do końca zakochany był w matematyce po uszy. On matematykę, jako dziedzinę, wybrał na partnerkę swoich doświadczeń życiowych. Na początku było tak, że Ogień i Lód podzielili się na dziedziny, w których działali. I tak Lód, na przykład, był związany głównie z fizycznością, Ogień natomiast z psychiczną sferą odbierania przez ludzi życia. Od tego się wszystko właśnie zaczęło. Zawarli ze sobą odwieczne przymierze jako stróże matki ziemi. Niestety, stało się jednak tak, że Lód postanowił odłączyć się od Ognia twierdząc, że Ogień nie zaspokaja wszystkich jego pragnień, a wręcz czując się przezeń zagrożony. Od tamtej pory ich przyjaźń i bliska relacja została zakłócona. A wtedy stali się sobie wzajemnie wrodzy. Wówczas stworzyli dwie republiki. Ogień miał ognistą, a Lód lodowatą, w skrócie zwaną Lodówą. Po wygnaniu Lodu przez Ogień, ze względu na jego córkę jednak, obdarzył go tak wielką mocą, że w połączeniu z nią, mógł go ugasić. Założyli oboje republiki. Dlatego, że Ogień nie uzurpował sobie prawa, chociaż takie miał, aby bardzo ponad Lód się wzbijać, nie stworzył dlatego imperium swojego. Jednak, mimo wszystko, jego republika stała wyżej niż ta stworzona przez Lód lodowcowa. No i od tej pory zaczęły się pomiędzy nimi wojny szkodliwe dla ziemi, czyli tak zwane katastrofy. Ogień głównie wybrał sobie wulkanów kratery za swoje kwatery i siedziby. Lód, natomiast, za swoje kwatery i czołgi głównie wybierał deszcze przynoszące zimne powietrze. Również lubował się w działaniu na ludzi przez wiatr, który był pozbawiony ciepłej atmosfery zawartej w parze wodnej. I od tego czasu zaczęli szerzyć dużo hałasu zwalczając się nawzajem. Lód miał też ulubione miejsca na globusie, które wybrał. Do ulubionych należał biegun północny. Natomiast Ogień wybierał z gruntu miejsca ciepłe, takie jak Sahara w Afryce. Tak więc były to zjawiska, które bardzo oddziaływały na świat odkąd pogrążyły się w konflikcie. I trwać to zaczęło wiele długich lat. W Naukolandii również nastąpił od tamtej pory ostry rozłam. Jedni opowiedzieli się zdecydowanie za Ogniem i jego rządem, a drudzy za Lodem. Za Ogniem głównie opowiedzieli się matematycy i fizycy, natomiast za lodem biolodzy, astronomowie i chemicy. Chociaż tych naukowców była cała masa, to trudno ich wszystkich przeliczyć. Wielkim problemem było też to, że odkąd wybuchły między nimi podziały i konflikty, to zniknęła obiektywna rzeczywistość pomiędzy naukowcami. Chociaż konflikt spowodował Lód, to na tyle niektórych zamroził, a nawet zahibernował, że nie byli w stanie dostrzec absolutnie piękna Ognia. I zaczęły się katastrofy naturalne, niektóre nawet gigantyczne. To właśnie wpłynęło, i to bardzo negatywnie, na dalsze losy historii natury. Za tsunami np. odpowiadał Lód, natomiast za rozmaitego rodzaju pożary i pioruny był odpowiedzialny Ogień. Lód poszedł, jak to się mówi, na pierwszy ogień. Ale dotknęło nie tylko go przekleństwo pożaru. Ale Ogień, też ze względu na wody moc trzymającą stronę wroga, także ze strony Lodu, nie był beztroski w swych walkach antylodowych. I tak trwała ta wojna odkąd się zaczęła przez ponad miliardy wieków na ziemi, w której to oba te zjawiska były czymś bardzo powszechnie znanym. Lód srogo narozrabiał w nich podczas tak zwanej epoki lodowcowej, jemu dedykowanej i poświęconej. Lód z Ogniem, dwoje tytanów, podzielili glob ziemski na dwie, zupełnie skrajne, strefy klimatyczne. Więc bieguny należały do Lodu i góry. Za to do Ognia: podziemia, wulkany oraz, co najważniejsze, wszystkie kamienie szlachetne. Ta cała okupacja trwała tak długo, aż w końcu ziemia przystosowała się do nich obu. Tak więc konflikt ten był bardzo wyniszczający dla całej planety. Niestety! Jednak, odkąd ogień z lodem odgrodzili się wzajemnie od siebie, to zaniknęły jakiekolwiek pomiędzy nimi bariery w działaniu, czyli stali się mniej ograniczeni, bardziej samoistni, w tym też samodzielni i autonomiczni. Nie mogli jednak nigdy działać w tym samym miejscu i czasie, a przy starciu jeden musiał ustępować zawsze miejsca drugiemu. Ogień był destrukcyjny i bardzo bezlitosny kiedy napotykał Lód na swojej drodze. Za to Lód ogólnie nie szukał Ognia, czując się mniej skłonny do konfrontacji z nim. Ale kiedy już nie było wyjścia, zawsze brał ze sobą Wodę, która miała mu pomagać w wyjściu z sytuacji. Właśnie między innymi dlatego wynalazł i stworzył z pomocą naukowców, tak zwaną straż pożarną. Potężną przeciwogniową i ognioodporną organizację. Ale Ogień, mimo tego pojawiał się wielokrotnie obok i psuł mu karierę np. podczas topnienia się lodowców. Ale i w innych sytuacjach, w których Lód był całkowicie rozbrojony, a które wymagały jego interwencji. Oczywiście, o co tak dokładnie poszło to nie wiadomo, ale wiadomo jedno, na pewno o coś ważnego. Bo z byle powodu nie doszłoby między nimi do tak licznych walk, do tak częstej niezgody i w ogóle całego spięcia. Lód, odkąd odszedł ze swoją rodziną, czuł z jednej strony tęsknotę za dawnym kontaktem z Ogniem, jednak z drugiej, nie zbyt uwzględniał swoją niższość w układzie oraz tego, że ma od Ognia mniej do gadania w całej tej spółce dawnej. Lód mieszkał na biegunie północnym odkąd sięgał pamięcią i tyle miał spokoju od dawnego towarzysza Ognia, że święta spędzał bez jego udziału. I odpoczywał w swoim zimnym domu póki nie pojawiał się na ziemi.

Rozdział II – Na ziemię zstępuje poseł Ognia i próbuje ludziom stopić lody w sercach, a Woda pokochuje Ogień i jest w rozterce

Długo, długo po tych wszystkich wydarzeniach, Ogień wciąż zaniepokojony o losy ziemi, coraz to zimniejszej z roku na rok, postanowił wysłać pewnego posła, który miał nieco pomóc mu w ciągle ciężkim dla niego czasie walki z Lodem. Poseł ten miał na imię Zapałek. On to za misję wziął sobie zapalenie pochodni w ludzkich lodem owładniętych sercach i ciemnością, bo Ogień współpracował ze Światłem, więc Lód był współpracownikiem Mroku. Dzięki tej inicjatywie Ogień mógł bardzo jasno ogłosić ludziom swe przesłanie. Odkąd bowiem Kraina Ognia i Lodu się rozpadła, żaden prawie człowiek nie miał dostępu do wiedzy o woli Ognia. Chociaż, co do Lodu, to też nie do końca wiedzieli o co chodzi. Jednak od Ognia zostali odcięci. Natomiast, odkąd zaczęła się ta cała akcja, że Ogień zniknął jako przyjaciel z ludzkich serc i umysłów, tylko Lód decydował o stanie ludzkich organizmów i zmysłów. Od tamtej pory ludzkie zmysły niestety bardzo się zaburzyły. Nie były do końca w stanie obiektywnie mądrze oceniać świata dookoła otaczającego go. I między innymi, w taki właśnie sposób, zamrożone zmysły były dla Lodu pełne spokoju, a dla Ognia gniewu. A tymczasem w Naukowie matematycy dalej próbowali jakoś kalkulować straty i zyski związane ze zlodowaceniem na świecie. Poza tym, że jeszcze potruci lodowatymi pigułkami lubienia lodu nie byli w stanie się odmrozić, zawsze widzieli więcej plusów życia w chłodzie niż bez niego. Teraz ognisty posłaniec poseł poszedł właśnie robić rewolucję. Jednak, w republice Lodu, był taki mróz, że nawet poseł samego Ognia poczuł, po parunastu krokach, które przebył, uczucie ogromnej chłodnicy. Szedł zatem szerokim korytarzem. Dookoła chodziły ubrane na biało bałwany. Byli to strażnicy Krainy Lodu, pilnujący bardzo dokładnie krainy. Okazało się, że w głównym holu, w wieży widokowej, z której spoglądał Lód na dzieło swego geniuszu, było tak trudno dostrzec cokolwiek poza lodem, że zwyczajnie nie zauważył idącego drogą ognistego wysłańca, który maszerował równym krokiem. Ogień nie topił lodu, który miał pod swymi stopami, gdyż nie takie było jego zadanie. Ale też, na tyle się znieczulał na jego obecność, że nie dawał się mu zmrozić. Okazało się, że kiedy już dotarł do siedziby królestwa lodu, zastał tam niebywale wysprzątany i zadbany obszar. Przechadzał się po wielkim dziedzińcu, aż tu nagle zza drzwi wyskoczyła straż królewska, aby go wylegitymować. Więc od niej, na dzień dobry, otrzymał serię stresujących i prywatnych pytań. Ale, że nie był byle amatorem, to na wszystkie odpowiedział bardzo jasno. Na koniec dodając, że przyszedł w odwiedziny do Księcia Loda, jeśli tylko nie ma dużych przeciwskazań i chce złożyć mu wizytę. Okazało się, że nie było. Więc poprowadzili go prosto do sali tronowej pokrytej szronem, na której to znajdował się Lód.
– Witam, witam, witam – powiedział chłodno Lód – nie uprzedził mnie, mój były towarzysz, władca
Ogień, że będe miał delegację. Ale bardzo miło mi. W czym mogę pomóc? – rzucił pytająco
– Właściwie to mam list od Króla Ognia. Tam, wasza lodowa mość, zobaczy czego Ogień chce i czym raczy.
Podał więc wielki pergamin lodu i, choć miał ochotę wielką od razu dać chodu, cierpliwie czekał, aż Lód wszystko przeczytał, potem wziął go z powrotem. A Lód wstał i wśród swego ludu odpowiedział mu na to tak, kryjąc pogardę:
– Cieszę się niezwykle ogniku, że owy Ogień, dawny przyjaciel, jeszcze pamięta o mnie – oczywiście w jego głosie nie brzmiało to zbyt przekonywująco, ale mimo wszystko bardzo starał się tłumić teraz w sobie cały ból, żal i gniew, który do Ognia za różne rzeczy miał. – Tak więc cieszę się niezmiernie – mówił, robiąc, jak to mówią, dobrą minę do złej gry i udając zadowolenie, chociaż czuł się zażenowany
Ogólnie jego przemowa, która właśnie się odbyła, miała na celu niejako siebie uczynić niegodnym żadnej od Ognia łaski, natomiast Ogień stawić w nadmiernie pozytywnym świetle. Starał się zatem, aby była jak najbardziej wzruszająca i też przenikająca. Co mu się nawet udało, bo ognik, który jeszcze nie był bardzo zaawansowany w badaniu intencji wroga aż, o mało co w napływie empatii, nie ryknął wielkim płaczem. Ale, po wysłuchaniu całości, nie do końca pojął przekaz przeciwnika, który miał brzmieć mniej więcej tak, że chociaż wiele ich łączy, zrobi co może, aby wspólnie rozwiązać interesy ziemskie. Cokolwiek jednak miało to znaczyć, otrzymał na zakończenie jedynie informację, że kiedy będzie gotowy powiedzieć więcej, to się do nich osobiście odezwie. A więc straż odprowadziła go z tymi informacjami do drzwi. Tymczasem, młoda Woda widząc ognika, zakochała się w nim. Jednak wiedziała, że nie może tego ujawnić i dlatego udawała, że nie jest wcale zauroczona.

Rozdział III – Lód i Ogień starają się wzajemnie pokrzyżować sobie plany i dochodzą do zgody

Ogień, słysząc głupią przemowę od swojego gońca, zmartwił się bardzo. Wiedział bowiem już, że Lód ma kolejną wymówkę, która niczego nie zmienia, a jedynie próbuje mu po prostu kolejny raz zamieszać w głowie i zamydlić w oczach. Ogień przeszedł zatem po swoim pałacu bardzo smucąc się przy tym, co usłyszał od posłańca. Zdesperowany obmyślał swoje kolejne plany związane z jakimś zawieszeniem broni biologicznej w walce o wpływy na ziemi. Tymczasem młoda Woda krążyła po pałacu Lodu i też zaniepokojona, zastanawiała się czy w końcu uda się może wrócić do w miarę normalnych układów Lodu z Ogniem, które kiedyś były fundamentem ich wspónych życiowych egzystencji. No i po całym tym cyrku, który odbył się w pałacu Lodu, Ogień postanowił osobiście spotkać się z Lodem i ustalić dokładnie dalszy plan działań związany z ziemią. Lód zatem otrzymał kolejną informację na temat Ognia, czyli taką, że Ogień wybierał się znowu do jego pałacu. Nie za bardzo to Lód ucieszyło, gdyż znał doskonale jego poprzednie rozmowy i nie liczył, że tym razem coś będzie inaczej. Ale, zgodnie z umową, którą zawarli, że cokolwiek jedna strona postanowi w sprawie ich wspólnego podzielonego świata, na to druga musi się zgadzać, czekał Ogień. Do królestwa Lodu dotarł dosyć szybko, jak na wszystkie korki i przeszkody, które napotkał na swojej drodze. Jednak do tego czasu Lód nie był nieprzygotowany bardziej niż za wizyty jego posłańca. Kiedy w końcu się pojawił i wszedł do pałacu lodowego wyglądającego jak igloo, odział się w zimowy płaszcz, aby nie odstraszać swojego rozmówcy płomieniami, mimo że ciągle byli wrogami. Ogień doszedł do sali tronowej Lodu i przywitał go serdecznie mówiąc:
– Witaj dawny przyjacielu.
– Ja również cię witam – odparł na to Lód i pokazał mu stół z krzesłem, gdzie mógł sobie usiąść
– Lodzie, muszę z tobą poważnie porozmawiać o dalszych losach świata zamieszkałego przez ludzi, bo nie mogę więcej już prowadzić z tobą wojen. Za dużo ludzi przez nie ucierpiało. Zatem chciałem ustalić warunki pokoju z tobą.
– No, no, widzę drogi Ogniu, że trochę coś zagasłeś – zadrwił z niego nieco Lód – ale dobrze – ciągnął dalej – mogę na to przystać. Jednak nie mogę opuścić tej ziemi, bo ona za bardzo mnie potrzebuje.
– Tego ci akurat nie każę – skomentował szybko Ogień – chodzi mi tylko o zakończenie naszego zgubnego dla świata konfliktu.
– Tak, tak, oczywiście Ogniu, musimy coś na niego poradzić, bo przecież oboje wiemy, że tak dalej być nie może. Nie musimy się lubić, ale to nie jest powód, żeby krzywdzić przez to Bogu ducha winne istoty na planecie Ziemia, między innymi ludzi.
No i zaczęli debatować o tym, jaki plan obrać, aby nie krzywdzić więcej Ziemi swoim osobistym konfliktem albo jak przynajmniej na tyle się dogadać, żeby nie musieć notorycznie ze sobą walczyć. Długo im to zajęło, ale w końcu, po długim milczeniu, odezwał się Ogień do Lodu.
– Możemy zrobić tak, że ludzie nie będą kojarzyć nas z destrukcyjnymi siłami natury i udawać, że się lubimy. Ludzie i tak nie muszą wszystkiego wiedzieć i co ich to obchodzi jak jest między nami. Byle czuli się przy nas obu bezpiecznie. Musimy też obmyślić jak odkręcić dziadowskie skutki naszego ziemskiego konfliktu długo trwającego żywiołowego. Oczywiście, nie ulega kwestii, że się nie dogadamy Lodzie, odkąd zostawiłeś mnie na lodzie. A ja nie byłem ci dłużny i też uprzykrzałem ci życie. O co chodziło, kto miał więcej racji, a kto mniej, nie ma już żadnego znaczenia teraz. Ważne, aby ludzie, którzy nam nie są niczemu winni, mogli żyć w końcu normalnie, bez wiecznego obawiania się twojego chłodu w nadmiarze i mojego ciepła w udarze lub w pożarze. I mam już na to nawet pewien pomysł.
No i wyłożył mu kawę na ławę. Okazało się, o dziwo, że byli zgodni i Lód też nie miał żadnych przeciwskazań. Ogólnie motto, które ustalili było takie, że będą występować na ziemi oddzielnie i nie będą wchodzić sobie w drogę. Obiecali sobie również opanować swoje skrajne skłonności do zajmowania terenu, czyli np. nie rozprzestrzeniać się więcej niż dopuszczali to w teoriach Naukolandii ich naukowcy. W ten sposób chcieli zapobiec w przypadku Ognia np. pożarom, a Lodu choćby nadmiernie zimnej powierzchni ziemi i powietrza, przez którą ludzie często albo wpadali w zimne jeziora np. przy łyżwach, albo też przeziębiali się i roznosili przez to wirusy z bakteriami. Lód i Ogień doszli więc do wniosku, że aby dać ludziom znać, że już nie są w konflikcie to stworzą na ziemi ogromny pałac zgody żywiołowej. Na nim widniały wyraźne litery: „Zgoda w przyrodzie została przywrócona, nie martwcie się mieszkańcy Ziemi”. Odkąd Lód i Ogień ogłosili ten pakt o nieagresji, innym mieszkańcom ziemi wręcz zaczęło brakować ich wspólnej walki, bo byli do niej bardzo przez lata przyzwyczajeni i z nią oswojeni. Tymczasem Lód i Ogień, zamieszkawszy w tym wspólnym pałacu, z którego stworzyli dwie poprzednie republiki, zaczęli współpracować, co im też wcześniej się w głowach nie mieściło ani w żadnych snach nie śniło. Teraz jednak, po ustaniu długotrwałego i wyniszczającego wspólnego konfliktu, zastanawiali się w jaki sposób najlepiej jest zacząć zupełnie nową erę w historii Ziemi. Jednak, tak jak podejrzewali oboje, była to robota żmudna na bardzo długie lata. Dopiero po 150 latach współpracy ludzie zaakceptowali ich zgodność jako normę, także minął spory kawał czasu. No ale w końcu udało im się doczekać tego efektu i o dziwo później sami nie umieli uwierzyć, że z początku to tak się straszliwie żarli. Ogień z Lodem, połączywszy siły, ułatwiali również ludziom bez wzajemnej walki wzajemne obsługiwanie siebie w przyrodzie, zwłaszcza w sytuacjach ekstremalnie ciężkich. I tak, od tamtego czasu, wszystko zaczęło się układać. Jednak, jak to mówią, nigdy nie wolno w życiu zapeszać. A w tym wspólnym komforcie szybko zapomnieli, że rządy to nie tylko sielanka. I urodził się problem. Otóż pewien ich podwładny, zwany Wiatrem, okazał się niezadowolony z tego stanu rzeczy, gdyż przywykł, aby mieć sprzeczne rozkazy. Nie spodobał mu się ten obecny obraz rzeczy i postanowił bardzo radykalnie działać w poprzek im obydwu, wywołując liczne tornada i huragany. Przy okazji, okradając swoich mocodawców i praworządców z temperatury, którą w swym sprzeciwie stosował wbrew ich zgody. Była mu potrzebna do danej pogody. Lecz już jako niezależnemu od nich siewcy swoich kapryśnych humorów, próbującym też przez to skłócić rządzących, co akurat szło mu daremnie okazało się, że Wiatr od początku nie akceptował żadnej zmiany. Cały czas miał nadzieję, że to tylko miało być dla żartu. Eksplodował w furii, gdy potwierdził doniesienia wściekły, że przyzwyczajony do bycia dwustronnicowym szpiegiem i gońcem, został wystawiony do wiatru albo wiatrówki i miał zacząć im obojgu naraz służyć. Dlatego też wściekły jak jasna cholera wypowiedział posłuszeństwo dwojgu, jego zdaniem, niepoważnym w swym rządzeniu władcom. Lód i Ogień bardzo zmartwiła uparta i sfrustrowana postawa Wiatru. Jednak nie mogli do niczego go też zmuszać, gdyż podstawą ich królestwa była wolność. I chociaż zaczęli w sposób zdecydowany i bezpośredni go wielokrotnie ograniczać, to jednak nie wpłynęli na niego tak bardzo bezpośrednio, aby musiał im służyć. Natomiast było mu coraz ciężej szerzyć swój sprzeciw, bo był na nieustannym podglądzie monitoringu żywiołowym ze względu na swoje, pożałowania godne, zachowanie.

Rozdział IV – Wściekły Wiatr pełen wad zaczyna roznosić wirusy na prawo i lewo oraz zamieniając się w tornado, robić ludziom z życia piekło, a także o jego walce z Ogniem i Lodem

Walka z Wiatrem zaczęła być bardzo męcząca. Oczywiście głównie u ludzi, mimo że uzbroili się w wiatraki jako wiatrówki na Wiatr. Jednak Wiatr i tak był dla nich strachem na wróble, który i tak, w jakiś sposób niekontrolowany, opanowywał różne tereny, siejąc spustoszenie i zamęt dookoła siebie. Oczywiście, żeby było mu łatwiej, powołał do życia różne dawne, wrogie ludziom, stworzone przez Lód i Ogień do walki wynalazki, aby móc się szybciej rozprzestrzeniać i mocniej uderzać. Wśród nich były między innymi wodne sikawki lub ogniste fajerwerki, które teraz jemu mogły służyć do kontynuowania destrukcji na ziemi. Najgorszą metodą walki Wiatru z ludźmi było to, że zaczął roznosić wirusy i zarazki oraz to, że kiedy było go maksymalnie dużo i zamieniał się w tornado, ludzkie siły odpędzenia Wiatru stawały się daremne. Nawet Ogień i Lód, i inne pierwotne żywioły nie były często wystarczająco mocne, aby zapobiec napadom wściekłego Wiatru na ludzkie wsie i miasta. Ogień i Lód byli więc bardzo zmartwieni tą sytuacją i zaczęli debatować nad tym, jakie znaleźć wyjście z tej trudnej sytuacji. Aż w końcu Lód postanowił, że spróbuje, za wszelką cenę, uwięzić Wiatr w igloo i trzymać go tam tak długo, aż mu przejdzie to jego szaleństwo w czynieniu destrukcji. Na co Ogień się z nim zgodził. Jednak oboje wiedzieli, że nie będzie to łatwe i że wściekły Wiatr nie zamierza odpuszczać w swej destrukcji. W sumie to ani Lód, ani Ogień nie byli w stanie zrozumieć szaleństwa Wiatru, ani też dlaczego jemu tak zupełnie odbiło, że chciał dalej, aby żywioły toczyły walkę z ludźmi i odwrotnie. Jednak zrozumienie nie było aż tak ważne. Najważniejsze było teraz odseparować wiatrowego wariata od społeczności z ludźmi, gdyż była to jedyna nadzieja na zapewnienie pokoju na ziemi. Po tej całej serii ataków na ludzi Wiatr stwierdził, że jest tym już bardzo zmęczony. Chociaż miał makabryczną przewagę, gdy zamieniał się w tornado albo roznosił wirusy, jednak w końcu zauważył, że zaczęło ubywać mu siły i mocy do dalszego działania na niekorzyść ludzi których i tak bardzo nie cierpił, tak samo jak Ognia i Lodu. W swojej determinacji, więc postanowił, że po raz ostatni nawiedzi ludzi i tym razem spowoduje tak wielkie zamieszanie, że nie przetrwa na Ziemi żaden człowiek. A że był naprawdę wkurzony, to też niewiele mogło go powstrzymać. I rzeczywiście początkowo wszystko szło mu jak z płatka. Zamienił się bowiem w ogromne tornado i wiał tak potężnie, jakoby miał zdmuchnąć cały świat, niczym odkurzacz sprzątający kurze. Jednak Lód i Ogień, którzy mieli już serdecznie dosyć tego głupiego i agresywnego zachowania ich kolegi, postanowili tym razem już zadziałać bardzo radykalnie i porządnie ukarać Wiatr. Chcieli, żeby poczuł konsekwencje swojego rozpieszczonego, egoistycznego i destrukcyjnego działania. I tym razem wpadł Wiatr we własne sidła. Bo gdy tak wiał, chcąc zwiać wszystkich ludzi z Ziemi, okazało się, że zaczął sam siebie zdmuchiwać i kierować swój podmuch w stronę igloo, które mu przeznaczył Lód. Był tym przerażony, kiedy się zorientował, że został przechytrzony przez swoich dawnych praworządców. I kiedy Lód ironicznie zapytał go czy nie przewidział, że tak to się musi skończyć, kiedy będzie z nimi poigrywał kosztem ludzi, to on odpowiedział mu ostro tylko, że to wszystko przez nich. Że gdyby nie ich długoletnie, głupie konflikty, to do niczego by nie doprowadził. Oczywiście nie było to wystarczającym wyjaśnieniem, ale wiatr nie zamierzał więcej nic tłumaczyć. Mimo wszystko został odizolowany w mroźnym igloo na długi okres czasu i przez wiele lat było to wiatrowe więzienie. A tymczasem Ogień i Lód, uratowawszy ludzi przed zwariowanym Wiatrem, dalej toczyli dyskusję na temat doprowadzenia planety do najlepszej, możliwej normy.

Rozdział V – Kolejny kataklizm spowodowany przez Wiatr, który ucieka z lodowego więzienia i swoją wiatrówką zaczyna zrzucać gwiazdy i komety, chcąc wywołać natychmiastową zagładę Ziemi

Przez parę dni, a nawet miesięcy, od uwięzienia Wiatru, było naprawdę spokojnie. Jednak Wiatr nie zamierzał dać za wygraną zwłaszcza, że uważał się w tym wszystkim za pokrzywdzonego. Nie pasowało mu to, że nikt nie liczył się z jego ego z nim. Więc Wiatr, jak to on, bardzo elastyczny w działaniu i bardzo tajny, wydostał się w końcu z zimowego igloo, więzienia, w którym bardzo zmarzł. Siedząc, jednak postanowił walczyć. Tym bardziej, że uważał Ogień i Lód, dawnych swoich władców, za bardzo niegodnych służenia im oraz nikczemnych i niesprawiedliwych, co też motywowało go do dalszego działania w poprzek nich. Teraz miał jeszcze większego kaca moralnego, bo zależało mu, aby udowodnić jak bardzo Ogień i Lód mylili się co do planet i gwiazd, które szanują Ziemię tylko dlatego, że na Ziemi jest życie, a na nich go brakuje. Zaczął więc, z pomocą swej wiatrówki, robić wielkie szkody na niebie, czekając na tragiczne ich skutki. I tak zaczął powoli prowokować niebo, aby zaatakowało Ziemię, czyniąc jej krzywdę. Zatem pierwszym kataklizmem, który Wiatr spowodował było to, że Kometa Haleya uderzyła w Ziemię z ogromną siłą i zostawiła na niej gigantycznych rozmiarów ślad. Potem dalej powodował różne spadanie asteroid, różnego rodzaju kosmiczne tragedie, które odbijały się piętnem na planecie i z których powodu ludzie i zwierzęta przymierali strachem oraz z których powodu brakowało pożywienia i wody, więc też przymierali z głodu i z pragnienia. Było tego bardzo dużo, ale Wiatrowi i tak było za mało. Lód i Ogień kolejny raz zaczęli ścigać Wiatr, ale spóźnieni, nie na czas, zanim dotarli do miejsca, w którym Wiatr znowu sobie sadystycznie wariował, minęło bardzo wiele tygodni i miesięcy. Jednak w końcu ponownie dopadli Wiatr i tym razem zamknęli go w beczce na klucz, mając nadzieję, że tym razem to już koniec jego szalonego pomysłu męczenia świata. Ale niestety byli w błędzie.

Rozdział VI – Wiatr znów na wolności, czyli o tym jak z beczki zwiał i o tym jak spowodował już prawdziwą wojnę z Ogniem i Lodem oraz z ludźmi, wobec których jego poprzednie zagrywki były tylko przyjemnym preludium, czyli o mrocznej naturze Wiatru w całej jej pełni

Tym razem Wiatr był już naprawdę na maksa rozgoryczony po zamknięciu w beczce na klucz. I chociaż już pokazał, co potrafi i nie były to drobiazgi, to tym razem jednak obiecał sobie, że gdy się wydostanie, co zamierzał ze wszystkich sił, wywołała w końcu wojnę, do której jeszcze wcześniej nie był zdolny. O dziwo, dla Ognia i Lodu, i tym razem wydostał się z uwięzi ten niezwykle sprytny i mściwy Wiatr. Tak się złożyło, że chociaż zamknęli go na klucz, to ten klucz od beczki zdołał im się zgubić, kiedy wędrowali po pałacu. A okazało się, że to jeden z kolegów Wiatru, siedzący z nim w igloo, wyświadczył mu przysługę i ukradł dla niego klucz. Bo Wiatr nie działał sam, ale zyskał wielu sojuszników. I tak Wiatr, już bardzo zmęczony i wkurzony na swoich dawnych władców, po prostu postanowił wypowiedzieć im wojnę. I cóż stało się tak, że niestety, podczas gdy ludzie nie mieli o niczym pojęcia, Wiatr zaczął już maszerować ze swoimi wojskami, siejąc popłoch i przerażenie. Ogień i Lód, dowiedziawszy się o sytuacji, teraz już naprawdę bardzo się zdenerwowali i zmartwili. Obiecali sobie, że tym razem nie będą już odsyłać Wiatru do niewoli, a z tym, że byłby im potrzebny do wielu spraw w naturze, pocieszali się, że jego podmuchy i inne cechy po walce zawłaszczą i wyjdzie na to samo, co do równowagi. Tylko, że po prostu go zabiją. Również jego o tym powiadomili grożąc mu śmiercią mówiąc, że mają już dosyć jego skandalicznej postawy i tym razem, że zapłaci po prostu życiem, gdy przegra, a zrobią co mogą, aby tak było. Jednak Wiatr, głuchy nawet na strach, nie zamierzał się wycofywać, ale ruszył ze swoją armią przed pałac, aby ustalić warunki wojny. Tak zaczęła się ciężka i okrutna epoka, która miała żywioły zjednoczyć w zabijaniu się.

Autor: Jan Wojtusiak

Możliwość komentowania jest wyłączona.