Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Zdrowie

23 lipca, 2019

„Psychiatria zbłądziła”

„Psychiatria zbłądziła”

21 styczeń 2014

Notka redakcyjna: Przedstawiamy zeszłotygodniową wypowiedź opublikowaną w „Guilty” przez lekarza internistę, Piotra Gotzsche, który wywołał nią zamieszanie w Danii i sprowokował do odpowiedzi kilku duńskich profesorów, których krytykuje.

W naszym Centrum Nordic Cochrane od kilku lat prowadzimy badania nad antydepresantami i długo zastanawiałem się dlaczego wiodący profesorowie psychiatrii opierają swoją praktykę na dużej liczbie błędnych mitów. Mity te są szkodliwe dla pacjentów. Wielu psychiatrów doskonale zdaje sobie sprawę, że mity te długo nie utrzymają się i mówiło mi o tym, ale nie śmią wychylić się ponad oficjalny dyktat koncernów farmaceutycznych spowodowany ich mocną pozycją na rynku.

Spróbuję tu przyjść z pomocą wielu skrupulatnym, choć uciśnionym psychiatrom i pacjentom poprzez przedstawienie listy najgorszych mitów oraz wyjaśnienie, dlaczego są one szkodliwe.

Mit 1: Twoja choroba jest spowodowana przez brak chemicznej równowagi w mózgu

Mówi się to większości pacjentom, ale jest całkowitą nieprawdą. Nie mamy pojęcia na temat współzależności warunków psychologicznych, procesów biochemicznych, receptorów i neuronalnych ścieżek, które prowadzą do zaburzeń umysłowych i teorie, że pacjentom z depresją brakuje serotoniny, a pacjenci ze schizofrenią mają zbyt dużo dopaminy zostały dalece obalone. Prawda jest dokładnie przeciwna. Przede wszystkim nie ma żadnej chemicznej nierównowagi, ale dopiero kiedy traktuje się choroby psychiczne lekami, powstaje chemiczna nierównowaga – sztuczny stan, w jaki mózg stara się temu zapobiec.

Oznacza to, że twój stan się pogarsza kiedy próbujesz przestać brać leki. Alkoholikowi też się pogarsza, kiedy brakuje mu alkoholu, ale to nie znaczy, że brakowało mu alkoholu w mózgu kiedy zaczął pić.

Zdecydowana większość lekarzy nadal szkodzi swoim pacjentom mówiąc im, że objawy odstawienne oznaczają, że wciąż są chorzy i wciąż potrzebują leków. Tą drogą lekarze robią z ludzi chronicznych pacjentów włączając tych, którzy czuliby się dobrze nawet bez żadnego leczenia. To jest jeden z głównych powodów, że liczba pacjentów z zaburzeniami psychicznymi wzrasta, oraz że liczba pacjentów, którzy nigdy nie wracają na rynek pracy także wzrasta. W większości zatem jest to winą leków, a nie choroby.

Mit 2: Odstawić antydepresanty to żaden problem

Tak powiedział duński profesor psychiatrii na ostatnim spotkaniu psychiatrów, krótko po tym jak tłumaczyłem, że pacjentom trudno odstawić leki. Na szczęście, dwóch zagranicznych profesorów na tym spotkaniu sprzeciwiło się jego stwierdzeniu. Jeden z nich próbował odstawić leki pacjentom cierpiącym na ataki paniki i agorafobię, i połowie z nich trudno było to zrobić pomimo że robili to stopniowo. Nie mogło być tak, że depresja wróciła, ponieważ pacjenci nie byli w depresji na początku. Symptomy odstawienia dotyczą głównie antydepresantów a nie choroby.

Mit 3: Leki psychotropowe są dla choroby psychicznej jak insulina dla diabetyków

Większość pacjentów z depresją lub schizofrenią słyszało tę fałszywą tezę na okrągło, prawie jak mantrę, w telewizji, w radio i w gazetach. Kiedy dajesz insulinę pacjentowi z cukrzycą, dajesz mu coś, czego mu brakuje, konkretnie insuliny. Dopóki nie jesteśmy w stanie wykryć czego pacjentowi z zaburzeniami psychicznymi brakuje, czego ludziom zdrowym nie brak, jest błędem używać tej analogii.

Pacjentom z depresją nie brak serotoniny, to właściwie są leki, które pracują na depresję pomimo,
że obniżają serotoninę. Co więcej, w przeciwieństwie do insuliny, która zastępuje coś czego pacjentowi brakuje i nie czyni nic więcej, leki psychotropowe mają szeroki zakres efektów działania na całe ciało, spośród których wiele jest szkodliwych. Tak więc także dla tego powodu analogia z insuliną krańcowo wprowadza nas w błąd.

Mit 4: Leki psychotropowe zmniejszają liczbę chronicznie chorych pacjentów

Jest to prawdopodobnie najgorszy z mitów. Amerykański naukowy dziennikarz, Robert Whitaker przekonywująco przedstawia w „Anatomy of an Epidemic”, że wzrastające użycie leków nie tylko utrzymuje pacjentów w roli chorych, ale także utrwala problemy, które były krótkotrwałe w trwałe choroby.

Jeśli w micie o insulinie byłaby jakaś prawda, moglibyśmy oczekiwać spadku pacjentów, którzy nie mogliby sobie poradzić. Tymczasem dzieje się coś zupełnie innego. Najlepszy dowód na to jest jeszcze bardziej tragiczny, a mianowicie los naszych dzieci po tym, jak zaczęto podawać im leki. W Stanach Zjednoczonych psychiatrzy biorą więcej pieniędzy od producentów leków niż lekarze innych specjalizacji, a ci, którzy biorą więcej pieniędzy mają tendencję częściej przepisywać dzieciom leki przeciwpsychotyczne. To wzbudza podejrzenie nadużycia u akademickich sądów.

Konsekwencje są zatrważające. W 1987 r., krótko po tym jak weszły na rynek nowe antydepresanty (SSRIs czy tzw. happy pills – tabletki szczęścia), tylko garstka dzieci w USA była umysłowo niepełnosprawna. Dwadzieścia lat później było ich już ponad 500 tys. Liczba zaburzonych umysłowo wybuchła we wszystkich krajach wschodnich. Jedną z najgorszych konsekwencji jest ta, że leczenie ADHD lekami oraz leczenie „tabletkami szczęścia” stworzyło całkiem nową chorobę u ok. 10% leczonych – tzw. zaburzenia dwubiegunowe – które wcześniej nazywano chorobą maniakalno-depresyjną.

Wiodący psychiatra zapewniał, że „bardzo rzadko” zdarza się, że pacjenci na antydepresantach przechodzą w zaburzenia dwubiegunowe. To nieprawda. W Stanach Zjednoczonych liczba dzieci z dwubiegunówką wzrosła 35 – krotnie, co jest poważną zwyżką, jako że przeciwko temu zaburzeniu stosujemy leki przeciwpsychotyczne. Leki przeciwpsychotyczne są bardzo niebezpieczne i są jednym z głównych powodów dla których pacjenci ze schizofrenią żyją 20 lat krócej niż inni. W mojej książce pt. „Śmiercionośna medycyna i zorganizowana zbrodnia” obliczyłem, że jeden z wielu preparatów, Zyprexa (olanzapina) zabiła 200 tys. pacjentów na całym świecie.

Mit 5: „Tabletki szczęścia” nie powodują samobójstw wśród dzieci i młodzieży

Niektórzy profesorowie są skłonni przyznać, że „tabletki szczęścia” (antydepresanty) powodują wzrost częstości zachowań samobójczych jednocześnie zaprzeczając, że to z pewnością prowadzi do częstszych samobójstw, pomimo że jest świetnie udokumentowane, że jedno z drugim jest blisko powiązane. Lundbeck’s CEO, Ulf Wiinberg, w programie radiowym w 2011 r. poszedł jeszcze dalej, gdzie stwierdza, że „tabletki szczęścia” zmniejszają wskaźnik samobójstw wśród dzieci
i młodzieży. Gdy zaszokowany reporter zapytał go dlaczego w takim razie we wkładce do leków było stosowne ostrzeżenie przeciwko takim zachowaniom, ten odpowiedział, że oczekuje, że treść ulotek zostanie zmieniona przez władze! (!!! Sic!)

Mamy także doniesienia na temat samobójstw u ludzi zdrowych, spowodowanych przez „tabletki szczęścia”. Zarówno firmy jak i psychiatrzy niezmiennie winią chorobę, kiedy pacjenci popełniają samobójstwo. Jest prawdą, że depresja zwiększa ryzyko samobójstwa, ale „tabletki szczęścia” zwiększają je jeszcze bardziej, przynajmniej do ok. 40 roku życia, jak donoszą badania na 100 tys. próbie losowej pacjentów, przeprowadzone przez Amerykański Zarząd Żywienia i Leków (US Food and Drug Administration).

Mit 6: „Tabletki szczęścia” (antydepresanty) nie mają żadnych objawów ubocznych

W 2008 r. na międzynarodowym spotkaniu nad psychiatrią krytykowałem psychiatrów, że wielu zdrowym ludziom nakładają etykietkę depresji. Rekomendowane testy przesiewowe są tak słabe, że jeden na trzech zdrowych ludzi byłby źle zdiagnozowany jako chory na depresję. Na to jakiś profesor odpowiedział, że nie ma znaczenia, że zdrowi ludzie byli leczeni „tabletkami szczęścia”, ponieważ nie mają one żadnych skutków ubocznych!

„Tabletki szczęścia” mają wiele skutków ubocznych. Usuwają górny i dolny zakres emocji co daje, zgodnie z wypowiedziami niektórych pacjentów, odczucie życia jakby pod powierzchnią czegoś. Pacjenci mniej dbają o konsekwencje swych działań, są mniej empatyczni w stosunku do innych i mogą stawać się bardzo agresywni. W szkółkach strzeleckich w Stanach Zjednoczonych i gdzieś jeszcze uderzająca liczba osób była na antydepresantach.

Firmy farmaceutyczne mówią nam, że „tabletki szczęścia” powodują problemy seksualne tylko u 5% ludzi, ale jest to nieprawdą. W badaniach zaprojektowanych na przyjrzenie się temu problemowi, zaburzenia seksualne rozwinęły się u 59% z 1022 pacjentów, spośród których wszyscy prowadzili normalne życie seksualne zanim zaczęli brać antydepresanty. Objawy obejmują obniżone libido, opóźniony orgazm lub jego brak, opóźnione jajeczkowanie lub jego brak, zaburzenia erekcji, wszystkie z wysokim wskaźnikiem oraz z niską tolerancją u 40% pacjentów. Tak więc „tabletki szczęścia” nie powinny być wprowadzane na rynek jako te, które leczą depresję, gdzie efekt jest raczej niski, ale jako tabletki, które niszczą twoje życie seksualne.

Mit 7: „Tabletki szczęścia” nie uzależniają

Na pewno uzależniają, co tego nie ma wątpliwości, ponieważ chemicznie są spokrewnione z amfetaminą i działają tak jak ona. „Tabletki szczęścia” są jakby narkotykiem na receptę. Najgorszym argumentem, który słyszałem na temat tych tabletek nie powodujących uzależnienia jest ten, że pacjenci nie proszą o wyższe dawki. Czy w takim razie powinniśmy uwierzyć, że papierosy nie uzależniają ? Ogromna większość palaczy wypala tę samą ilość papierosów od lat.

Mit 8: Nastąpił wysoki wzrost zapadania na depresję

Pewien profesor przekonywał w telewizyjnej debacie, że szerokie spożycie „tabletek szczęścia” nie jest problemem w stosunku do tego, że zachorowalność na depresję w ostatnich 50 latach silnie wzrosła. Odpowiedziałem, że niemożliwe jest by powiedzieć wiele na ten temat, ponieważ kryteria diagnozowania depresji w tym czasie zostały znacznie obniżone. Jeśli chciałbyś policzyć słonie w Afryce, nie obniżasz kryteriów, które konstytuują słonia licząc także wszystkie antylopy gnu!

Mit 9: Problemem nie jest przesada w leczeniu, ale niedoleczenie pacjentów

I znowu, wiodący psychiatrzy są kompletnie oderwani od rzeczywistości. W sondażu z 2007 r. 51% ze 108 psychiatrów stwierdziło, że zastosowało zbyt dużą ilość leków, a tylko 4% powiedziało, że zastosowało zbyt małą. W latach 2001-2003, 20% amerykańskiej populacji w wieku 18-54 lat korzystało z leczenia z powodu problemów emocjonalnych, a w Danii sprzedaż „tabletek szczęścia” jest tak wysoka, że każdy z nas mógłby zostać objęty leczeniem przez 6 lat naszego życia. To jest chore.

Mit 10: Leki przeciwpsychotyczne chronią mózg przed uszkodzeniem

Niektórzy profesorowie mówią, że schizofrenia uszkadza mózg i z tego powodu ważne jest, by brać leki przeciwpsychotyczne. Tymczasem to leki przeciwpsychotyczne prowadzą do kurczenia się mózgu, a efekt ten jest ściśle związany z dawką i trwaniem leczenia. Jest jeszcze inny dowód na to, by aplikować leki przeciwpsychotyczne w tak małych dawkach jak to możliwe, jako że pacjenci wtedy dłużej czują się lepiej. W rzeczy samej, są osoby w większości pacjentów ze schizofrenią, które mogą w ogóle uniknąć leczenia antypsychotykami, co znacznie podwyższyłoby ich szanse na wyleczenie i perspektywę życia, biorąc pod uwagę fakt, że antypsychotyki zabiły wielu pacjentów.

Jak powinniśmy zatem używać leków psychotropowych?

Nie jestem przeciwny użyciu leków, pod warunkiem, że wiemy co robimy i używamy ich w sytuacjach gdy nam bardziej pomogą niż zaszkodzą. Leki psychiatryczne mogą być czasem pomocne w przypadku niektórych pacjentów, szczególnie w krótkim okresie leczenia, w poważnych sytuacjach. Jednak moje badania w tym zakresie prowadzą mnie do bardzo niewygodnego wniosku:

Nasi obywatele byliby w o wiele lepszej sytuacji, gdybyśmy usunęli z rynku wszystkie leki psychotropowe, tak by lekarze nie mogli się nimi posłużyć. Jest jasne, że ich dostępność przynosi więcej szkody niż dobra. W związku z tym psychiatrzy powinni zrobić wszystko, co w ich mocy, by leczyć lekami psychotropowymi tak rzadko jak to możliwe, w tak krótkim czasie jak to możliwe, lub wcale z nich nie korzystać.

Tł.Katarzyna Gania

Możliwość komentowania jest wyłączona.