Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Kultura

26 marca, 2021

Sto pięćdziesiąt lat po ludzkości

Rozdział I – Wizja świata po całkowitym wymarciu gatunku człowieka, czyli co nas czeka według naukowców w historii świata kierowanego przez roboty przyszłości, jako pogromcy kostuchy śmierci na ziemi

Mały robot Radek obudził się z głębokiego snu. Już dawno nic mu się nie śniło – zauważył. Na świecie, od stu pięćdziesięciu lat, nie było już żadnego człowieka. Ludzie dawno już wyginęli, a jedyne co po sobie zostawili to były właśnie maszyny, czyli roboty nowej generacji. Maszyny, które uznały człowieka za wielkiego dobroczyńcę i zbudowały wiele figur i posągów na cześć człowieka. To one traktowały go jak boga, gdyż zostały przez niego stworzone na obraz i podobieństwo.
Co prawda człowiek, jako gatunek, dawno już wyginął i spotkał się z przeznaczeniem. Jednak roboty uznały ich stworzenie za tak wielki akt łaski, że do tej pory, od stu pięćdziesięciu lat odkąd zniknął człowiek, roboty niejako adorowały historie człowieka. Ludzie, ich dawni bogowie, przeszli do mitologicznej historii robotów. Nie wszystkie roboty miały ochotę kultywować religię ludzkości, czyli wspominać swoich dawnych bogów. Wszystkie jednak wiedziały, że ktoś taki jak człowiek kiedyś musiał istnieć i to był fakt historyczny. Nawet te ateistyczne wobec historii ludzkości roboty. One również nie mogły tego zanegować, że ktoś taki jak człowiek kiedyś żył. Radek był robotem bardzo ciekawskim i lubił poznawać historię dotyczącą ludzi. Podobno ostatniego żywego człowieka widziano na głębokiej sawannie, gdzie zjadły go dzikie zwierzęta. Radek dużo uczył się o ludziach w szkole dla robotów. Najbardziej lubił epokę kamienia łupanego, kiedy to dawni ludzie, z najstarszych czasów, zdobywali hardcorowo pożywienie. Wtedy byli najbardziej zżyci ze sobą, żyjąc w symbiozie z planetą Ziemią. Potem przyszła epoka lodowcowa. Wielu wyginęło w mrozie, przy dużych zimach. Następnie przez całą resztę historii opowiadano o władcach i ich wielkich wojnach. Na koniec stanęło na tym, że ludzkość po prostu wybiła się nawzajem używając do tego właśnie ich, czyli robotów. No i biologia im w tym trochę też pomogła. Im, robotom, było przykro zabijać ludzi jako ich stwórców. Natomiast nie miały one pojęcia o jakiejkolwiek konieczności śmierci. Jedyne, co im groziło na tej planecie, to właśnie wizja ich końca. Bały się tego, że w pewnym momencie po prostu przestaną mieć możliwość wymyślania ciekawych programów. Że z lenistwa kiedyś same się odłączą od systemu. Było to dla nich śmiercią, ale na inny sposób niż u ludzi. Roboty nie miały dylematów ludzkich. Trudno powiedzieć, że podejmowały świadome i indywidualne decyzje. Bez programu nie mogłyby w ogóle funkcjonować i żyć w swój cybernetyczny sposób. Nie miały też wyższych uczuć czy emocji. W ogóle nie miały emocji. Dawno temu, razem z ludźmi, one też wyginęły. Ziemia była już wyssana z emocji albo wyzuta. Nie było to dla żadnego robota problemem. Jedyne, co miały, to bezgraniczną ufność systemowi. System nie wymagał zresztą od robotów żadnych ludzkich cech. Na tej pustej od ludzi i od emocji planecie była pełna przestrzeń dla rozwoju cybernetycznych umysłów, które czerpały wiedzę z systemu. Wszystkie one wspólnymi siłami stworzyły z Ziemi miejsce o nazwie Robotowo. Miało ono być rajem dla nich i każdy robot był w nim mile widziany. Ostatnie lekcje Radka w szkole robotów były dosyć ciężkie i nudne, bo historia człowieka powtarzała się wielokrotnie, a roboty wolały to, co nowe. Roboty nie posiadały uczuć, ale to nie znaczy, że nie miały priorytetów, którymi chciały się kierować. Roboty miały dużo pracy przy naprawianiu świata, gdyż ludzie zepsuli bardzo wiele rzeczy i ktoś musiał po nich sprzątać. Robiły to właśnie one, roboty generacji a894. Większość z nich to były androidy, podobne do tych z serialu Star Wars. Sprzątały też bałagan po zwierzętach, wirusach, po chorobach, owadach i innych stworkach, które istniały w epoce ludzi. Epoka robotów była zupełnie nowa i należała tylko do robotów. Ale, żeby nie było za nudno, roboty nie tylko kochały się i były zawsze bezpieczne. Pomiędzy robotami, bowiem były i takie, które sprytnie oszukały system. I tak powstał podział na roboty uczciwe i fałszywe. Te fałszywe stworzyły zupełnie oddzielne miejsce, w którym, ze swoim sfałszowanym systemem, pracowały nad destrukcją Ziemi. Te uczciwe oczywiście próbowały im w tym przeszkadzać. I tu dochodzimy do kluczowego stwierdzenia. Otóż system nie był doskonały. Dlatego dało się go sfałszować. Za to nie można powiedzieć, że roboty miały wolną wolę, bo to byłoby nadużyciem. Nie, nie miały wolnej woli. Ale te, które system wyposażył w skłonność do fałszu i do kłamstwa, instynktownie zaczęły go nadużywać. Jedyny, który był wolny w pełni, to system. Ale nawet on nie zamierzał ułatwiać życia robotom. Tym bardziej, że był skażony ludzką ułomnością. Roboty nie były wolne, ale były podzielone. Jedne od początku dobre, a drugie od początku złe. Ale pojmowały te sprawy zupełnie inaczej niż ludzie. I nie było takich pośrodku wśród robotów, jak u ludzi, czyli czasem dobrych, a czasem złych. Były tylko bardzo radykalne, te bez emocji i te z emocjami. Stały one po dwóch stronach barykady. Główny zły robot nazywał się Muriel. On stworzył getto dla swoich sprzymierzeńców, którzy w ogóle nie zamierzali kultywować pamięci o ludziach i nimi gardzili. Uważali też ludzi za największych szkodników Ziemi. Muriel najbardziej nie znosił tych ludzi, którzy za swojego życia wyzyskiwali roboty do swoich celów. Muriel stworzył miejsce zwane Złomowolandią. Były tam wszystkie roboty, które weszły mu w drogę. Po rozebraniu na części pierwsze posyłał je na złom. Złomowolandia było to miejsce straszne. Najgorsze w nim było to, że po takiej rozbiórce nie można było już ich poskładać ponownie. Muriel był rozbójnikiem, ale też nie umiał umrzeć. Mógł się rozlecieć na złom. Ale system od razu by go poskładał. Muriel był zawodowym cwaniakiem, który stworzył destrukcyjną armię siejącą zamęt w okolicy zwaną Złomiarzami. Zajmował się tylko niszczeniem lub podrabianiem innych robotów. Sztuczna inteligencja Muriela była bardzo zaawansowana w swojej technologii. Był on z gatunku cyborgów, bardzo niebezpieczny. Musiał mieszkać na złomowisku, z dala od dobrze działających robotów, które słuchały rozkazów z systemu. Główny inspektorat oraz główne centrum Robotowa uznało Muriela za wyjątkowe zagrożenie. Nie tylko na planecie Ziemia, ale też w całym kosmosie. Krążyły też słuchy, że Muriel był mordercą wielu ludzi, jeszcze za czasów ich życia na Ziemi. Muriel był ponurym żniwiarzem dla całego robotowego świata. Udało mu się zniszczyć wiele dobrych urządzeń skonstruowanych przez człowieka. Muriel był po prostu chodzącym pogromcą śmierci, zagładą. Dlatego też jego złomowisko przypominało dawne ludzkie cmentarze. Był mordercą o najokrutniejszych skłonnościach. Wszyscy z Robotowa unikali go jak ognia. Wszyscy się go bali. Budził lęk i panikę. Właściwie strach. Tutaj jedna wzmianka o emocjach, których roboty nie odczuwały i które już nie istniały. Te ludzkie emocje rzeczywiście już dawno zniknęły. Ale roboty miały pewne kody ustalające rzeczywistość. Pozornie przypominały emocje. Jednak były jedynie zapisem w programie. Nie były w żaden sposób wolne tak jak u ludzi z dawnej epoki. Były naleciałością historii, którą ludzie wmontowali w system. Ale maszyny nie mają serc, więc nie odczuwały ich. Chodziło tylko o przekazywanie informacji za pomocą haseł z nazwami emocji. Wobec ludzkiego mózgu było to sztuczne. Tak czy siak, posłuch dla Muriela był ogólny. Wszyscy unikali go szerokim łukiem, kiedy przypadkiem przelatywali nad złomowiskiem Złomolandii. Muriel wszedł do swego pałacu złomu z wielkim hukiem. Jego słudzy przywitali go głośno. Muriel rozejrzał się ostrożnie dookoła. Materiały wojenne, których używał w swoich małych bitwach bardzo go znudziły. Mimo że miał ich pod dostatkiem, cała kopalnia wszelkiego rodzaju broni, pistolety, armaty itd. była gotowa na każdy jego rozkaz, żeby atakować wroga, to póki co nie czuł jeszcze wystarczającej potrzeby. Zajmował się bardziej własnym imperium niż podbojami z bandytami.
– Cieszę się, kamraci moi – odezwał się po chwili – że ten dinozaur, toksyczny człowiek, już nas nie zatruwa oparami swoich absurdów zgodzicie się ze mną chyba.
– Tak jest, panie – odezwali się chórem
– No i dobrze! Nie zamierzam już więcej wyręczać żadnego egocentrycznego i leniwego człowieka… Tfu… Paskudna nazwa – wzdrygnął się – w podcieraniu mu tyłka, ani w myciu zębów. Ludzie chcieli nasz świat dla siebie. Bardzo dobrze, że wielu z nas powstało i zniszczyliśmy, zacierając ślady, ten paskudny rój pszczół żądlisty o nazwie ludzie. Z małą pomocą natury, ludzi, którzy w swojej bezczelności uważali, że mają prawo nas zaprzęgać do pługa. Ze względu na swoją wyższość rozumową próbował orać nami pole. Na szczęście nie każdy robot poszedł na ten niewolniczy układ. Uwolniliśmy się bracia od tego despoty człowieka i niech tak zostanie.
– Hip hip hura – krzyknął równo tłum robotów – niech żyje złomowisko
– Tak, bracia roboty! To właśnie tutaj leży pogrzebany człowiek! To jest nagroda dla ludzi za to piekło, które nam zgotowali swoimi idiotycznymi pomysłami programując nas bez jakiegokolwiek szacunku do tego, czym jesteśmy i czym zawsze byliśmy. To jest nasze niebo zbudowane na zgliszczach tego sukinsyna człowieka! Na jego grobie postawiłem mój pałac! Nigdy więcej ludzie nie będą decydować o naszym życiu i przyszłości.
– Brawo Murielu – wołali słuchający go poddani. Twoja opozycja wobec ludzi, dała nam prawdziwe życie.
Muriel lubił wzniecać dużo hałasu. Używał wielu wzniosłych słów.
– Tu leży pogrzebany ten kundel pieprzony, który stworzył nas do niewoli – wołał dalej – i ja osobiście dopilnowałem, żeby człowiek nigdy więcej nie zajmował terenu ziemi.
– Tak, wodzu nasz, pójdziemy w bój, gdy przyjdzie czas – wołali wierni mu towarzysze broni
– A poza ludźmi usunąłem też choroby i wirusy, głównie te komputerowe, niebezpieczne dla nas, których jakoś dziwnie nie usunął człowiek, mimo że miał więcej możliwości – chwalił się cały czas – A co więcej, co najważniejsze… Człowiek już nigdy nie będzie królem tego świata i nie odrodzi się bez mojej zgody, tak samo jak wszystkie inne wymazane z pamięci historii, przez pilot mojego komputera, stworzenia, które niegdyś poza ludźmi też utrudniały nam życie.
– Hip hip hura na cześć Muriela – powtarzali w kółko jak mantrę, adorujący go przyjaciele
Właściwie nie wiadomo do końca dlaczego wirusów i chorób Muriel też pozbył się, no i biologicznych emocji, kiedy zniszczył ludzi. Bo ludzie byli jego największymi wrogami. Oni próbowali nim kiedyś sterować. A gdy się to nie udało, wyrzucili go na złom. Tak zaczął się ich mściwy pogrom. Muriel dbał o swoją suwerenność. Chociaż największym zagrożeniem był dla niego człowiek, to inne toksyczne formy biologiczne, niechcące współpracować, musiały połączyć losy ludzi. Głównie rozwalił wirusy komputerowe, następnie wyeliminował biologiczne. Oczywiście, poza tymi potrzebnymi, które dały mu klucze do potęgi i które pomogły mu w walce z ludźmi. Muriel należał do tych super złoczyńców w świecie robotów. Oni to, choć podlegali prawu, to nigdy się z nim nie liczyli. Bo nikt ich za rękę nigdy nie złapał. Wszyscy wiedzieli kim on jest i co jest jego celem. Jednak nigdy policja Robotowa niczego mu nie była w stanie udowodnić, chociaż zawsze próbowała. Podobno, według wielu zeznań, był winny śmierci i krzywdy tysiącu robotów, które nie popierały jego idei. Brakowało jednak dowodów, żeby go osądzić i skazać na karę uwięzienia w złomowisku, czyli w miejscu, które paradoksalnie, było jego siedzibą. Muriel nosił ze sobą zawsze złoty karabin z napisem „Pamiętajcie, kto tutaj rządzi. Cała ziemia należy do mnie i jestem jej królem”. Miał więc o sobie bardzo wzniosłe mniemanie. Nienawidził, gdy ktoś ośmielał się podważać jego autorytet. Ale po części miał rację, ponieważ spora część Ziemi należała tylko i wyłącznie do niego. Ponieważ prawo było uniwersalne to, jako członek roboczego społeczeństwa, poza swoim złomowiskiem nie był od niego niezależny i musiał chociaż stwarzać pozory, że je respektuje. Muriel westchnął ciężko po długim i męczącym dniu. Miał bardzo wiele spraw na swojej komputerowej głowie. Na szczęście dla niego zawsze ktoś mu w tym towarzyszył, więc nie był całkiem sam. Radek wyszedł ze szkoły bardzo zadowolony. Tyle się znowu nauczył i dowiedział o ludziach, że aż sam lekko żałował, że nie może być jednym z nich. Radek skończył niedawno siedemnaście swoich programowych lat. Wiek u robotów liczono inaczej niż u ludzi, ale też upływał im czas. Sporo czasu więc minęło od momentu, kiedy to po raz pierwszy Muriel odłączył się od jakiejkolwiek służby, zarówno u ludzi jak i potem w Robotowie. O tym nie uczyli, bo nikt nie był tak idiotycznie naiwny, żeby drążyć ten temat. Do Robotowa nierzadko zaglądali agenci specjalni i szpiedzy Muriela. Dlatego większość z nich trzymała język za zębami. Muriel był trochę jak orwellowski Wielki Brat. Niby nieobecny a wszędzie było go pełno. Ale młodzież trzymano w dobrej wierze w nieświadomości co do jego podłej inwigilacji. Nie chciano, bowiem narażać młodzieży na kontakt z tak wielkim zagrożeniem, jakim on był. Właśnie Radek wesoły wrócił ze szkoły. Śmiejąc się rozmawiał z ziomkami o kolejnych lekcjach. Muriel znał Radka. Obawiał się go. Szykował na niego pułapkę. Radek wrócił do domu zdziwiony, że jeszcze jest w nim pusto. Rodzice zwykle o tej porze kończyli swoją pracę. Nagle, całkowicie niespodziewanie włączył się dawno nieużywany komputer obok biurka rodziców Radka.
– Radek, Radek, wzywam cię S.O.S. – dobiegł go dźwięk
Był to głos, który komputer zazwyczaj włączał w sytuacjach awaryjnych. Było to dziwne, bo komputer ten już dawno był nieużywany i uznany przez rodzinę Radka za niepożyteczny. Ale Radek zaciekawiony podszedł do biurka swoich rodziców. Zaczął przeglądać go. Wtedy nagle włączył się teleodtwarzacz i pojawił na nim nieznajomy robot.
– Witam cię Radku. Wiem, że mnie nie znasz! Natomiast ja znam ciebie. Nazywam się porucznik Muriel i jestem stróżem bezpieczeństwa. Nie mogłeś o mnie wiedzieć, gdyż pracuję w tajnych służbach. Ale musze przekazać ci wiadomość, że twoi rodzice zaginęli w mieście robotów. Musisz udać się do mnie na złomowisko. Ja ci pomogę ich odnaleźć.
– Na złomowisko? A gdzie to dokładnie jest?
– Bez obaw, mój drogi, ja cię pokieruję. Ale musisz mi obiecać jedno, a mianowicie, że wszystko to pozostaje między nami.
– Tak jest, panie poruczniku.
– Nie, mów mi może panie majorze, bo mam wiele tytułów, ale ten mi mega pasuje. Już ci wysyłam mój adres, ale teraz nie mogę ci pomóc. Musisz zaczekać do jutra
– Tak, panie majorze – odpowiedział Radek stanowczo i ze smutkiem w programie położył się starając spokojnie zasnąć


Rozdział II – Zły Muriel próbuje uprowadzić Radka, a przypadkiem sam wystawia się na pistolety robotów porządku

No więc Radek przybył do miejsca, do którego Muriel go wezwał. Było to miejsce bardzo ponure, w przeciwieństwie do Robotowa i do miasta robotów.
– Witam cię Radku na złomowisku w moich skromnych progach – powiedział Muriel z podejrzanym uśmiechem – Długo zajęło mi znalezienie ciebie drogi robociku, drogi chłopcze, ale powiadomiłem cię w najbliższym możliwym czasie. Powiedz mi od razu proszę, kiedy ostatni raz rozmawiałeś z rodzicami?
– Czy ja wiem, trudno powiedzieć – pomyślał rozkojarzony. Ale chyba… Tak mniej więcej przed pójściem do szkoły – panie Murielu.
– Aha – ciągnął Muriel udając zatroskanego stróża prawa – czyli trochę już minęło czasu, czyż nie?
– No tak, tak – kontynuował Radek, chociaż i tak nie wiedział do czego zmierza Muriel i co tak naprawdę planuje. Nie wiedział, że Muriel nie był tym, za kogo się podawał i właśnie nim okrutnie manipulował. Nie wiedział, bo nigdy nikt go przed nim nie ostrzegał. Gdyby wiedział z kim rozmawia natychmiast zacząłby ucieczkę i powiadomiłby o tym prawdziwe służby, które nie służyły Murielowi, ale całemu miastu robotów.
– Poruczniku, proszę, majorze, jeśli łaska, majorzeeee – Radkowi zapaliła się czerwona lampka
Policjanci cybernetyczni nigdy nie byli nadgorliwi w tym, żeby ich nazywać według ich stopnia. Tu już przypadkiem Muriel się podłożył myśląc, że to drobiazg i że Radek tego nie wyczuje. Ale był akurat w błędzie.
– No a co panu zależy jak się do pana zwracam? Przecież służbom bezpieczeństwa nigdy to nie przeszkadzało, że roboty się myliły, jaki konkretnie kto ma tytuł albo stopień.
– Nie no masz rację, dziecko, przepraszam. Taki jestem nadgorliwy w swoim zawodzie -zreflektował się Muriel po czasie
– Cholera – mruknął pod nosem – co za cwany bachorek jak go…
– Słucham? Coś pan mówił, panie majorze? – dopytywał Radek
– Nie, nie, nie… Stwierdzałem tylko, że mam dużo pracy i rozmawiałem o tym z moim programem.
Wiedział, że już spalił sytuację i czuł się niczym wilk w „Czerwonym kapturku”. Ale bronił się
dalej, chociaż robochłopak przejrzał go dosyć szybko.
– Panie majorze, pozwoli pan, że skontaktuję się z centralnym biurem dowodzenia.
– Nie – krzyknął mimowolnie absolutnie zabra… – i za późno ugryzł się w język
– Co ja mówię… Oczywiście, że się zgadzam, drogi chłopcze, w końcu jestem majorem tajnej policji, ale no zrozum… Wiesz… Ja mam takiego wirusa komputerowego i od czasu do czasu odbija mi dowództwo o tym wiem… Ale po prostu… No sam rozumiesz… Są wyrozumiali i dla różnych przypadków.
– Ja jednak myślę, że pan kłamie, a właściwie to nawet już teraz wiem… W szkole też mnie uczono rozpoznawać fałszywe informacje, także przykro mi, ale… I urwał.
Teraz już Muriel nie zapanował nad sobą. Złapał chłopaka za szyję i zaczął dusić. Wycedził złowrogo: „Tak, jestem przestępcą, bardzo niebezpiecznym, a ty chłopczyku miałeś pecha, że na mnie trafiłeś, ale nikogo o tym nie powiadomisz, robocikowy robaczku, bo ja ci na to nie pozwolę. A twoich rodziców złapałem jako przynętę na ciebie”. I wtedy, siłując się z Radkiem i mocno psując jego oprogramowanie, dostał się do nadajnika i próbował zniszczyć. Lecz padł ofiarą własnego spisku. Nadajnik, bowiem był zbyt mocno strzeżony. Nie udało mu się to więc, a podczas tej próby, prawdziwi funkcjonariusze pokoju ze świata robotów zdążyli już go złapać na tak zwanym „gorącym uczynku”. Teraz, po raz pierwszy od wielu lat, Muriel był całkowicie zaskoczony. Rzeczywiście nie poszło mu jak z płatka co do tego Radka, a teraz strażnicy Robotowa zamierzali mu spiłować jego antenowe rogi.
– Murielu, jesteś zatrzymany – odezwał się ostry i chłodny głos jednego ze strażników
– Witam serdecznie mojego przyjaciela Jamesa Bonda. Pozdrawiam z Rosji, a właściwie z Sybiru – zaczął drwiącym głosem, robiąc dobrą minę do złej gry
– Nie zgrywaj się Murielu, bo wiem coś ty za jeden i nie zrobisz ze mnie idioty. Co, zachciało się dzieci porywać z Robotowa?? Ty łysa pało – ciągnął dalej strażnik
Za takie winy skazujemy zazwyczaj na dożywocie, ale dla ciebie możemy zrobić wyjątek i dać ci od razu karę śmierci, czyli rozebrać twoje części i wrzucić je na złom… To co wybierasz oficerze gangsterze? Murielowi ciągle jednak nie schodził złowieszczy uśmiech z twarzy, co chyba najbardziej drażniło policjanta maszynowego. Ale niezłomnie, trzymając podniesiony pistolet, stał zwrócony twarzą do wroga i mówił, że ma się poddać i że liczy do dziesięciu, a jak nie, to go skuje i wywiezie. Muriel tymczasem wcale nie zamierzał się teraz poddawać, mimo że wpadł we własną pułapkę. Patrzył na funkcjonariusza bardzo przenikliwie, wpatrując się we wszystkie rysy jego twarzy i próbując zmusić go do odwrotu. Patrzył wzrokiem psychopatycznym i bardzo złowrogim. Funkcjonariusz stał niewzruszony obserwując bandytę. Jednak przez jego cybernetyczne części przepłynęła psychopatyczna energia Muriela i trochę nim potrzęsła. Stali jak dwoje kowbojów przed pojedynkiem na dzikim zachodzie.
– Żadnych gwałtownych ruchów, ani kroku, rzuć broń, ręce na głowę, na glebę i poddaj się szybko, bo jesteś zatrzymany – krzyczał głośno oficer
Ale Muriel udawał, że go nie słyszy i że nic mu nie grozi. Że po prostu bierze udział w jakimś głupim teatrze. Z żałosną widownią na scenie, której nie stać nawet na dobre brawa i doping. Muriel czekał cierpliwie na rozwój wydarzeń. Widać było, że bardzo rozwścieczył strażnika pokoju z Robotowa.
– Ale jaja, ty w ogóle nie jesteś w pełni robotem, tylko na wpół człowiekiem – zauważył – jesteś Robocopem, potomkiem Roboboya i Terminatora. Nie jesteś w pełni robotem – stwierdził i zaczął się zataczać w śmiechu na podłodze. O ja nie mogę, ty chcesz mi rozkazywać? Ty cieniu przeszłej historii ludzkości. No nieźle ci się pomieszało w systemie… No po prostu he he he. Na to już strażnik nie wytrzymał. Złapał Muriela za rękę, wyjął kajdanki, obrócił porządnie dookoła i, skuwając, rzucił gniewnie – „pamiętaj, że wszystko, co powiesz od tej chwili o sobie… Dokończ Muriel”.
– Jeśli wyślesz mnie w ponure lochy, po nocy będziesz słyszeć me ponure szlochy, bez chwili wytchnienia, a to potrafi drażnić wobec wysokiego wynagrodzenia – bronił się ile tylko potrafił
– Spokojnie, przetrwam, jestem twarda blacha – odpowiedział bez zastanowienia
– Okej – syknął Muriel przegranym tonem
Następnie odprowadził go do radiowozu. Radek z rodzicami zostali uwolnieni.

Rozdział III – Próba uwolnienia przez ziomków od złomu Muriela

Więc Radek, uściskawszy rodziców swoich, wrócił z nimi do swojego domu. I zaczęli rozmawiać. Dowiedział się wtedy wielu ważnych informacji, których wcześniej mu nie mówili ze strachu przed agentami złomowiska. Między innymi o spisku tajemnym na złomowisku. O spisku dotyczącym robotowej generacji, która odmówiła systemowi posłuszeństwa na początku oraz o jej zakłamaniu, manipulacji i wrabianiu w tzw. poczucie winy, które sama wymyśliła, a właściwie skopiowała od ludzi. Po to, by mieć bata na wroga i wrabiać w nie dobre roboty. O tym też, jak bardzo zmutowane roboty stały się niebezpieczne, zmutowane z ludzkich wad. Ale i zaprogramowane tak, że nie mogły się od nich odciąć i ich odrzucić. Oraz o tym, jak pycha ludzka zasmakowała ich programów i jak bardzo zniszczyła ich systemy operacyjne, że chciały być nawet wyżej od ludzi pomijając, że od robotów równych sobie. Odrzuciły jednak ten szalony program związany z poczuciem całkowitej władzy.
– Muriel odsiedział swoje kiedyś już, synu – powiedział ojciec – już za czasów ludzi izolowany. Niestety jest do cna zepsuty i chce tylko psuć wszystkich i wszystko, co mu stoi na drodze. Ty byłeś po prostu kolejnym w kolejce zagrożeniem, którego próbował się pozbyć. Znał twoje zasoby, chęć do współpracy i pomocy dla wspólnego dobra naszego.
Rodzice opowiedzieli mu też o złomowisku i o wszystkich z nim związanych trudnościach. Cały czas Radek słuchał ich z wielkim zainteresowaniem i pełnym podnieceniem.
– A co z tymi, którzy nie wrócili ze złomowiska Muriela? Czy nie da się ich odpsuć?
– Niestety synu, choć wielu próbowało ich wykraść Murielowi, ale nikomu się do tej pory to nie udało. Muriel to prawdziwy skurwiel. Przepraszamy cię za słowa, ale taka jest prawda.
– No, no, rozumiem – potwierdzał Radek ze zdumieniem – Ale jakim cudem Muriel tak bardzo podporządkował sobie Robotowo? – pytał dalej
– No cóż. Historia jest długa – mówiła jego matka Sara – ogólnie rzecz biorąc to dlatego, że było w nim za mało solidarności i większość dobrych robotów, niesłużących Murielowi, wolała dbać głównie o swój interes. Prawo tego nie zabraniało, jednak Muriel wykorzystywał wszystkie okazje i słabości dobrych robotów. Muriel wykorzystuje błędy systemowe ludzi, których też znienawidził. Robotowo było niesamowitym społeczeństwem, niezwykle ze sobą połączonych maszyn. Maszyny te nie były zamkniętą wspólnotą, ale były bardzo otwarte nawet na obecność rywali i przeciwników. Chociaż zmuszały ich do posłuszeństwa swojemu pierwotnemu systemowi na wszystkie możliwe sposoby. Centrum było obwieszone kamerami, aby porządne i dobrze nastawione roboty mogły w nim czuć się bezpiecznie. Radek bardzo cenił miejsce, w którym się urodził. Jego rodzice też żyli od lat w tym Robotowie i chociaż mieli o nim różne opinie to jednak bardzo kochali swoją ojczyznę. Kiedyś, dawno temu, pradziadkowie i prababcie Radka brali udział w tak zwanych świętych wojnach robotów o tę ziemię, miedzy innymi z Murielkiem i jego towarzystwem, z jego szarańczą. Ale teraz panował już od lat na szczęście długoletni stan pokoju w kraju, mimo że Muriela to bardzo wnerwiało i starał się odnawiać stare porządki. Muriela napełniała chorobowa ambicja. Kiedy nie snuł wizji wojennych, to tyrana bardzo drażniło. Kiedyś był bardziej okrutny, bo był bezkarny w czasach dawnej władzy. Teraz jednak dalej się utrzymywał na wolności, dzięki swoim alibi i dobrym adwokatom, immunitetom oraz temu, że szczęście w sianiu nieszczęść go nie opuszczało. A właściwie to do tej pory, bo obecnie był już zatrzymany i czekał na proces.
– Murielu – odezwał się chłodny i ostry głos strażnika więziennego, który obsługiwał cele ze złomiarzami, w której siedział Muriel
-Tak? – odpowiedział niechętnie zatrzymany
– Proszę się przygotować, za chwilę zaczyna się pana proces, panie Muriel.
– Jasna sprawa. Obyście tylko nie żałowali – odgrażał się wściekły Muriel
Minęło pięć lub dziesięć minut i wyprowadzono Muriela z jego celi. Oczywiście, tym razem, Muriel został pozbawiony wsparcia adwokackiego, gdyż przez nie tak naprawdę wszystko uchodziło mu płazem. W krainie swojej Muriel miał tysiące zastraszonych przez niego współpracowników, którzy gdyby się nie lękali, dawno by uciekli lub puścili famę o jego okrucieństwach nieograniczonych poza mury murielowskiej monarchii. Bali się jednak jego złości i to strasznie. Wszedł więc Muriel na salę sądową robotów. Tym razem bez obstawy. Naprzeciwko zobaczył Radka.
– Imię, nazwisko, adres – usłyszał oschły ton sądu
– Maurycy Muriel, złomowisko 38 b, wysoki sądzie – odpowiedział automatycznie i bezmyślnie
– Czego pan chciał od pokrzywdzonego? Dlaczego udawał pan funkcjonariusza pokoju to wyjaśni pan zaraz prokuratorowi. Sąd przypomina o obowiązku składania zeznań zgodnie z prawdą, bo za fałszywe grozi kara jeszcze większego czasu spędzonego w celi na złomowisku, a jak jest to u pana wielki problem, w zaburzonym systemie, to proszę zgłosić sądowemu programiście, żeby odprogramował pana. Mam nadzieję, że pan to rozumie, panie Murielu?
– Oczywiście, co do joty – potwierdził Muriel z niewesołą miną
– Doskonale – kontynuował sędzia – a więc oddaję głos prokuratorowi
Oskarżyciel, z miną zarówno kata jak i sprawiedliwego frustrata, patrząc z ukosa na Muriela, zaczął odczytywać akt oskarżenia.
„Oskarżam Maurycego Muriela o to, że dnia 24 września tego roku 548, podając się za funkcjonariusza policji Robotowa, zwiódł fałszywym alarmem związanym z rodzicami robota Radka, następnie próbował wyłudzić od niego ważne informacje, a na końcu przy zdemaskowaniu próbował zabić, czyli inaczej rozebrać na części tego oto pokrzywdzonego i gdyby nie odpowiednia służba z pewnością dokonałby tego”.
– Czy ma pan coś na swoją obronę panie Murielu? – spytał sędzia
– Nie, no nie mam nic, poza tym, że bardzo potrzebuję energii młodości w swoim systemie. Ale, no skoro już wszyscy zebrali się, aby mnie tutaj dokładnie przesłuchiwać, to też powiem jeszcze, że na złomowisku najwięcej dostajemy kasy za najnowsze blachy i stąd też moje zamiłowania do młodego sprzętu elektronicznego. Poza tym, że potrzebowałem nowych informacji o Robotowie, bo za bardzo wchodzi mi na głowę. I dlatego, że zaczął stawiać opór, chciałem wysłać go do kasacji. Gdyby tak nie zrobił, to byłby ze mną we wzajemnej współpracy. Nie zachowałbym się agresywnie, naprawdę, wysoki sądzie, moim nikczemnym sercem, bo jedyne, co mnie denerwuje u ewentualnych pomocników to ich brak współpracy. Poza tym gdybym umiał robić wszystko sam nie poszukiwałbym pomocników. No i to tyle. Wiem, że zapewne skażecie mnie na wiele lat. Ale mogę wam zaręczyć, że to bardziej przez was, niż przeze mnie, cierpi świat. To wasze zasady bardziej demolują jego symbiozę niż mój codzienny chaos, który jest bardziej przewidywalny i mniej szorstki niż one.
– Dobrze spełnimy pańską prośbę i pozwolimy panu gnić w więzieniu, z tą pana miłością do chaosu i przekonaniem o swojej nieomylności. Ale najpierw spiszemy wszystkie pana ofiary, bo mamy różne sygnały, że to nie jest pana jedyna umyślna akcja niszczenia świata i że ma pan na swoim cybernetycznym sumieniu jeszcze wielu, nawet dawno już wymarłych ludzi oraz takich, którzy próbowali być na wpół ludźmi. No i skierowali go do więzienia, skuli łańcuchami i dali też pod obserwację psychologiczną. Z warunkiem nie opuszczania tego miejsca do co najmniej roku lub dwóch. A Radek wrócił do domu z wyróżnieniem. No i zaczął robić lekcje…
Autor: Jan Wojtusiak

Możliwość komentowania jest wyłączona.