10 października, 2018
Kilka dni temu, tuż przed sesją śląskiego sejmiku czwórka radnych Śląskiej Partii Regionalnej podpisała w błysku fleszy zobowiązanie, że w przypadku wyboru na następną kadencję, w trakcie jej trwania, nie będą kandydować w wyborach do parlamentu polskiego i europejskiego. Wprawdzie tego głośno nie powiedziano, ale można się domyślać, że również dotyczy to wyborów prezydenta RP.
Do końca kampanii jeszcze miesiąc, można spodziewać się, że za chwilę ktoś wpadnie na pomysł podpisywania przez radnych zobowiązania, że w przyszłym sejmiku nie będą jeść sałatki na sali obrad. Ktoś inny zobowiąże się do całokadencyjnej wstrzemięźliwości… od słodyczy, rzecz jasna. Jeszcze ktoś inny zaproponuje, aby radni — dając dobry przykład wrażliwości ekologicznej — zrezygnowali z samochodów i na sesje… przyjeżdżali rowerami. Są jeszcze do zobowiązania kwestie jednolitej garderoby, biżuterii, kosmetyków… Wizja prawdziwej sielanki, czy może raczej piekła.
Czas zejść na ziemię. Jest dobrą praktyką, że dobrzy politycy nabierają doświadczenia pracując w samorządach i często pną się po kolejnych szczeblach drabiny władzy, aby w końcu zająć miejsce w fotelu poselskim, senatorskim czy nawet brukselskim. Ponieważ wybory samorządowe i parlamentarne odbywają się z rocznym (a w przyszłości i większym) odstępem radny wojewódzki zamierzający ubiegać się o mandat poselski musiałby sobie zrobić co najmniej roczne wakacje od polityki. Pytanie, po co?
Można oczywiście próbować na różne sposoby taką ascezę uzasadniać, ale skutek tego musi być mizerny. Prawda jest taka, że na miejsce radnego, który „uciekł” do Warszawy, czy gdziekolwiek, wejdzie kolejna osoba z tej samej listy (co nie znaczy, że z tej samej partii, bo transfery w naszej politycznej rzeczywistości nie należą do rzadkości, ale równie często się zdarza, że radni czy posłowie zmieniają barwy). Poza tym nie ma ludzi nie zastąpionych. Nie jest też tak, że radny, który staje się posłem, przestaje być dla Śląska użyteczny. Wręcz przeciwnie, na Wiejskiej też potrzebujemy kompetentnej reprezentacji.
Nadchodzące wybory wyłonią całkiem nowy skład wojewódzkiego sejmiku. Nie wiadomo, kto sformuje nowy zarząd województwa. Ważne, żeby w wyniku nadchodzących wyborów zdobyć, jak największą ilość foteli. Kto w nich zasiądzie i jak długo będzie siedział to kwestie drugorzędne.
I na marginesie, jeszcze jedno pytanie: dlaczego deklarację podpisała tylko czwórka aktualnych radnych, a inni kandydaci nie? Czy ich temat nie dotyczy? Przecież nie można wykluczyć, że ŚPR zdobędzie więcej, niż cztery mandaty…
Nie ważne, co mówią — ważne, że mówią. Nie ma wydarzenia – trzeba je zrobić. W kampanii wyborczej komitety często tworzą „fakty”, aby zaistnieć w gazetach i innych masowych przekaźnikach. Event ŚPR owszem marketingowo udany. Pięknie było, wiadomość poszła w świat, ktoś pokiwał głową, ktoś inny dodał: — I bardzo dobrze, tak powinno być: nie mogą „uciekać”. Być może, ale nie dajmy się zwariować. „Uciekinierom” powiemy: Szerokiej drogi!