Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Kultura

18 maja, 2019

Wyprawa do Czarnobyla


Miasto Duchów, w tle sarkofag


Plac Centralny widziany z Hotelu Polesie

Wyprawa do Czarnobyla

Czarnobyl wielu ludziom kojarzy się z miejscem skażonym, niebezpiecznym, niedostępnym. Ja również tak myślałam, ale gdzieś przelatywała mi myśl, że wyprawa do tego miejsca, mogłaby być niezapomnianą przygodą, dostarczającą wielu wrażeń, wspomnień ale również świadomości na temat tego co tam się stało. Dzięki moim przyjaciołom, z którymi dzielę wspólną pasję jaką jest eksploracja miejska, udało się taki wyjazd zorganizować. Pod koniec lutego 2019 roku wybraliśmy się w podróż do Strefy Wykluczenia.

Pierwszy kontakt
Moment w którym w pełni uświadomiłam sobie, że zbliżam się do miejsca w którym 26 kwietnia 1986 roku doszło do tragedii, która odbiła się echem na cały świat był przyjazd do niewielkiej wsi Ditiatki (Дитятки). Znajduje się tam pierwszy punkt kontrolny, za którym zaczyna się Strefa Wykluczenia. Należy tam okazać wszystkie niezbędne dokumenty, paszport, pozwolenia. Znajdują się tam również bramki dozymetryczne, które służą do badania poziomu napromieniowania ludzi i pojazdów opuszczających Strefę.
Kilka kilometrów dalej, za miastem Czarnobyl znajduję się drugi punkt kontrolny. Procedura jest podobna jak wcześniej – okazanie dokumentów, spojrzenie na panów policjantów, szlaban w górę i można jechać dalej. Tu nastąpił kolejny moment uświadomienia – oddycham skażonym powietrzem! Oczywiście to mit, no ale jednak klimat, historia tego miejsca i podekscytowanie robiły swoje. Poziom promieniowania w Strefie zazwyczaj nie odbiega wiele od normy jaką mamy w Polsce. Jadąc dalej drogą do ostatniego, trzeciego punktu kontrolnego po obu stronach mijamy gęsty, wysoki bór sosnowy. W pewnym momencie znad jego szczytów wyłonił się fragment sarkofagu. Ogromna, błyszcząca się od odbijanych promieni słonecznych kopuła, która przykrywa zniszczony w 1986 roku blok 4 elektrowni jądrowej. Był to nasz pierwszy cel.

Pomnik-poświęcony-Likwidatorom-w-Czarnobylu.

Elektrownia
Czarnobylską Elektrownię Jądrową można obejrzeć tylko z dystansu, konkretnie z wytyczonego do tego miejsca na wschodnim krańcu elektrowni. Znajdują się tam dwa pomniki – pomnik poświęcony likwidatorom, czyli wszystkim osobom, które brały udział w usuwaniu skutków awarii w elektrowni oraz pomnik Prometeusza, który przed katastrofą był usytuowany przed kinem Prometeusz w Prypeci. Według mitologii greckiej Prometeusz stworzył człowieka i nauczył go podporządkowywać sobie naturę. I to właśnie próbuje robić człowiek z energią jądrową. Okiełznać ją, tak aby dawała mu korzyść, ale jak pokazuje historia, długa droga jeszcze przed człowiekiem zanim w pełni zapanuje nad tą siłą. W 2016 roku nasunięto nad zniszczony blok 4 nowy sarkofag, zwany również Arką, który ma chronić przed wydostawaniem się promieniowania do środowiska. Obecnie elektrownia pełni funkcję rozdzielni prądu, a wszystkie jej reaktory są wyłączone. Jest to żelazny punkt każdej wycieczki.

Strefa Wykluczenia
Strefa Wykluczenia jest to obszar, który w wyniku awarii w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej uległ największemu skażeniu i został zamknięty, a cała ludność która go zamieszkiwała została wysiedlona. Obecnie Strefa ma bardzo nieregularne granice co wynika z tego, że po awarii promieniowanie rozchodziło się zgodnie z wiejącym wtedy wiatrem, ale również pod wpływem upływającego czasu część promieniotwórczych pierwiastków uległa rozkładowi. W obrębie Stefy znajdują się dwie miejscowości: Prypeć i Czarnobyl i wiele wsi, w których można spotkać coraz już nielicznych samosiołów, czyli osoby, które po katastrofie zostały przymusowo wysiedlone ale powróciły do swoich domów wbrew obowiązującemu prawu. Dziś najczęściej są to starsze osoby, nie rzadko schorowane, mieszkające w ciężki warunkach. Podczas naszego wyjazdu udało nam się odwiedzić jedną samosiołkę – babuszkę Olgę, ale o tym później.

Czarnobyl | Чорнобиль
Czarnobyl to miejscowość w której mieszka część pracowników elektrowni, znajduje się tam również baza noclegowa dla turystów oraz sklepy. Prawie jak w zwyczajnym mieście, z tą różnicą, że obowiązuje tam godzina policyjna. Turyście bez przewodnika nie mogą się w nim poruszać a od ustalonej godziny zakazany jest ruch samochodami. Od elektrowni dzieli je ok. 17 kilometrów. Nie opodal hotelu w którym spaliśmy (jak na warunki czarnobylskie warunki były bardzo dobre – czysto, schludnie, ciepła woda, wifi, czego chcieć więcej?) znajduje się lokalna straż pożarna, z której feralnego 26 kwietnia 1986 r. wyruszyły pierwsze wozy strażackie. Na pamiątkę tych wydarzeń postawiono tam kolejny pomnik poświęcony likwidatorom. Przedstawiono na nim ludzi w pełnym rynsztunku – maskach, dozymetrach, kaskach, rękawicach. Rzeczywistość nie była taka piękna. W początkach akcji gaszenia pożaru nie było żadnego specjalistycznego sprzętu, ale przede wszystkim nie było świadomości niebezpieczeństwa, ludzie robili co mogli, narażając się przy tym na śmiertelne zagrożenie. Jak widać propaganda ma się dobrze.

Prypeć | Прип’ять
Bezpośrednio przed wjazdem do Prypeci wita nas ostatni szlaban, ostatnie formalność i ostatnie wątpliwości czy naprawdę to bezpieczne (?!) i możemy wjeżdżać! Miasto Duchów, bo tak czasem się o nim mówi, to był główny cel naszej wyprawy. Spędziliśmy w nim niemalże 4 dni penetrując ile się tylko dało, robiąc zdjęcia i pytając naszego przewodnika o szczegóły minionych wydarzeń. Miasto założono w 1970 roku z myślą o pracownikach elektrowni, ich rodzinach oraz całej reszcie niezbędnego personelu. Jest usytuowane ok. 4 km od elektrowni. Nie przepadam za statystykami, bo nie zawsze oddają prawdziwy obraz rzeczywistości, ale kiedy porówna się dwie dane: powierzchnia całkowita i liczba ludności, można sobie wyobrazić jak to miasto miało się w stosunku do np. naszych Tarnowskich Gór. Powierzchnia całkowita Prypeci: 8 km2. Powierzchnia całkowita centrum Tarnowskich Gór: 8,78 km2. Czyli niemalże takie same obszary. A co się okaże jeśli porównamy liczbę ludności? Prypeć: 49 360 (1986 r.), a w Tarnowskich Górach – Centrum: 18 262 (2018 r.). Niemalże 3 krotnie więcej niż u nas, przy tej samej powierzchni! Nietrudno sobie wyobrazić, że żeby pomieścić taką dużą liczbę ludności, na tak małej powierzchni, trzeba było piąć się z budynkami w górę. I tak jest w rzeczywistości.

Architektura-po-prawej-niedokończony-blok.

Prypeć to niemalże jedno wielkie blokowisko. Osada Jana razy 11. Największe bloki mają po 16 pięter i jest ich 7. Pozostałe bloki mają po 10 i 5 pięter. Rozciąga się z nich niesamowity widok na miasto ginące pomału pod bujną, niczym nieskrępowaną roślinnością oraz wielki, lśniący w promieniach słońca sarkofag. Podczas naszej wyprawy udało nam się odwiedzić kilka bloków. Większość z nich jest zupełnie pozbawiona jakiegokolwiek wyposażenia, gdzieniegdzie można zobaczyć resztki tapet, dawne skrzynki pocztowe albo tablice z nazwiskami lokatorów. Czasem można natrafić na kryjówkę stalkerów, czyli osób które przebywają w Strefie nielegalnie.

Supermarket

Prypeć miało być miastem idealnym, wzorowym, samowystarczalnym dlatego nie brakuje w nim różnego rodzaju budynków związanych z handlem, rekreacją, edukacją, usługami. Sercem miasta jest Plac Centralny do którego dojeżdża się najbardziej reprezentatywną ulicą – Prospektem Lenina. Wokół znajduje się Hotel „Polesie”, obok niego Centrum Kultury „Energetyk”, restauracja, supermarket, budynek administracyjny, bloki. Niemalże jak w zwykłym zachodnim mieście. W większości tych miejsc czas, natura i człowiek odcisnęły swoje piętno. W Centrum Kultury zachował sie fragment wielobarwnej mozaiki, która mimo upływu czasu nadal cieszy oko swoimi intensywnymi barwami. Poza tym w budynku mieści się sala gimnastyczna, sala kinowa oraz sala teatralna. W budynku supermarketu nadal stoją regały na towary, lodówki, tabliczki z nazwami towarów, wózki zakupowe. Z budynku Hotelu Polesie rozciąga się widok na zarastający pomału plac centralny, okoliczne budynki oraz sarkofag.

Dom-Kultury-Energetyk.

Dom-Kultury-Energetyk-sala-gimnastyczna

W Prypeci funkcjonowało bardzo dużo budynków związanych z edukacją – 15 przedszkoli, 5 szkół średnich (które odpowiadają naszym szkołom podstawowym) oraz szkoły techniczne. Nam udało się zobaczyć m.in. przedszkole nr 16 oraz nr 7 (Złoty Kluczyk). Pierwsze przedszkole jest ciekawe ze względu na to, że nigdy nie pojawiły się w nim dzieci, ponieważ nie zdążyło zostać otwarte przed katastrofą. Można w nim znaleźć wyposażenie w postaci łóżeczek, półeczek, szafek i mnóstwo zabawek, nawet takich, które nie zostały nigdy odpakowane. Co ciekawe w prawie każdym miejscu związanym z edukacją znajdowaliśmy pianino ukraińskiej produkcji – Чернигов.


Przedszkole-nr-7-Złoty-Kluczyk-kiedyś-i-dziś

Przedszkole-nr-16.

W szkole średniej nr 2 znaleźliśmy salę do muzyki, wyposażoną oczywiście w pianino, ale również w gramofon oraz porozrzucane płyty winylowe. Widać, że muzyka była ważną częścią edukacji w ówczesnych realiach.

Sala-do-muzyki-w-Szkole-Średniej-nr-2

Prypeć posiadała swój własny basen kąpielowy – Лазурний (Lazurowy). Obecnie jest to jeden z obowiązkowych punktów obejmujących wycieczki po Prypeci. Podczas naszych odwiedzin pod budynkiem stało kilka busów, a po obiekcie kręcili się turyści z różnych zakątków świata. Basen był wykorzystywany jeszcze do 1998 roku przez pracowników elektrowni, jednak obecnie jego stan jest opłakany. Powybijane szyby, zdarte mozaiki i instalacje, śmieci, graffiti, naklejki. Smutny widok tym bardziej, że zniszczeń tych nie dokonała natura, a człowiek.

Basen-Lazurowy

Innym miejscem, które odwiedziliśmy był lunapark, ze swoim chyba najbardziej znanym obiektem w całej Prypeci, czyli diabelskim młynem. Z karuzelą tą wiąże się ciekawa historia. Wielkie otwarcie karuzeli planowano na obchody 1-szo majowe 1986 roku, ale jak wiadomo, kilka dni wcześniej doszło do skażenia i cała ludność miasta musiała je opuścić. Tak więc diabelski młyn nigdy nie został oficjalnie uruchomiony. Poza tym w lunaparku znajdują się dwie inne karuzele i autodrom z samochodzikami do zderzania. Wszystko pokryte jest rdzą, a okoliczna roślinność coraz bardziej zaczyna przytłaczać to miejsce. Mając ze sobą dozymetr (licznik Geigera), służący do mierzenia poziomu promieniowania można poszukać miejsc z podwyższoną radiacją, które często występują w miejscach łączenia śrub. To tam zazwyczaj zalega smar, na którym mogły zebrać się radioaktywne cząsteczki. Poza tym miejscem z podwyższoną radiacją może być wszechobecny mech, który jak wiadomo ma zdolności gromadzenia w sobie nie tylko wody.

Lunapark.

Miejscem które zrobiło na mnie największe wrażenie był Szpital Miejski nr 126. To tam zaraz po katastrofie trafili pierwsi strażacy gaszący pożar w elektrowni. Dawka jaką otrzymali była śmiertelna, nie było żadnej szansy na ich ratunek. Osobom które chciałby więcej dowiedzieć się o losach strażaków, ich rodzin, ale nie tylko, polecam książkę Swiatłany Aleksijewicz „Czarnobylska modlitwa”. Mocna książka! Do dnia dzisiejszego w szpitalu można znaleźć ślady po tych wydarzeniach. Na ziemi wala się mnóstwo ubrań, które nie rzadko są mocno napromieniowane. W jednym z pomieszczeń w piwnicach szpitala leżą ubrania strażaków, z którymi nie wiedziano co zrobić i tak tam leżą od ponad 30 lat. Miejsce to, to jeden z kilku tzw. hotspotów, czyli miejsc o mocno podwyższonym promieniowaniu. Nasz dozymetr wskazał tam 788,1 [µSv/h] mikroSiwertów na godzinę.

Piwnica-Szpitala-Miejskiego

Można było poszukać tam większego promieniowaniem, ale sam fakt przebywania w tym miejscu, tej historii, tego promieniowania kazał mi jak najszybciej się stamtąd oddalić. Co ważne po szpitalu poruszaliśmy się w maskach, które chroniły nas przed wdychaniem kurzu, który może nieść ze sobą cząsteczki promieniotwórcze. Na pozostałych poziomach szpitala, znaleźliśmy to co w każdym innym szpitalu – łóżka, krzesła, szafki, stoły, różnego rodzaju przyrządy, strzykawki, próbki z tkankami, odczynniki, dokumenty, zdjęcia rentgenowskie. Z tą różnicą, że wszystko było zniszczone, skurzone, porozrzucane, rozkradzione, ściany pokryte kruszącą się i odpadającą farbą albo wybrakowanymi mozaikami, gdzieniegdzie stoły wysuszone rośliny.

Szpital-Miejski-oddział-dziecięcy


Szpital-Miejski

Oko Moskwy | Дуга
Jednym z ostatnich miejsc które odwiedziliśmy był radar, zwany Dugą, albo Okiem Moskwy. Jest to ogromna żelazna konstrukcja składająca się z dwóch części – dużej i małej anteny, której zadaniem było ostrzeganie ZSRR przed nadlatującymi pociskami. Konstrukcja jest tak wielka, że miałam problem, żeby objąć ją obiektywem aparatu. Otoczona jest lasem i budynkami z których zarządzano całą tą instalacją. Był projekt, żeby całość zlikwidować, już nawet zaczęto to robić, ponieważ pod anteną leżą odcięte dipole, ale z jakiś powodów zarzucono ten pomysł. Obecnie antena wzbudza wrażenie swoimi rozmiarami i jest marzeniem dla osób lubiących wspinać się na wysokie, niedostępne konstrukcje.

Radar Duga

Samosioły
Ostatnim punktem naszej wyprawy, była pomoc babuszce Oldze – jednej z samosiołek, mieszkającej w miejscowości Teremsi, na wschód od Czarnobyla. Babuszka straciła całą swoją rodzinę i jej jedynym towarzyszem jest jej piesek – Żuk. Ma poważne problemy z poruszaniem się, co uniemożliwia jej wychodzenie, czy odwiedzanie innych samosiołów, których paru jeszcze jest w jej wiosce. Spędziliśmy w jej chacie około godziny podczas której wysłuchaliśmy kawałka jej historii. Ciężkiego dzieciństwa, doświadczenia ataku Niemiec na Ukrainę, a kiedy już wszystko pomału zaczęło wychodzić na prostą, doszło do katastrofy w elektrowni. Babuszka pare razy uroniła łzy, kiedy nam o tym opowiadała. Ona ma świadomość, że dla niej nie ma już żadnej innej przyszłości i do końca spędzi je w swojej chacie. Było to dla nas bardzo poruszające doświadczenie. Na koniec, aby nie wychodzić ze smutnymi minami babuszka podarowała nam buteleczkę samogonu. My zostawiliśmy jej kartony z różnymi produktami spożywczymi.
Z każdym rokiem liczba samosiołów spada a wraz z nimi zanika historia tego miejsca jak i całej Ukrainy. Podobnie ma się rzecz w Prypeci – przedmiotów jest coraz mniej głównie za sprawą „turystów”, którzy biorą sobie na pamiątkę cząstkę Prypeci, szabrowników, którzy pomału wykradają co tylko się da, albo poprostu złomiarzy. Nie ma nikogo, kto mógłby zatrzymać ten proces. Pewnego dnia zniknie ostatni przedmiot, runie ostatnia budowla i tyle zostanie z Miasta Energetyków. Jedyną pamiątką będą wspomnienia, zdjęcia, pomniki i ludzka świadomość. Prypeć kryje w sobie jeszcze mnóstwo miejsc i historii których nie zdążyłam poznać i póki jest jeszcze po co tam jechać, na pewno będę chciała powrócić w to miejsce.
Jedna-z-ulic-w-Prypeci

Barbara Gładysz

Możliwość komentowania jest wyłączona.