Kontrast

A A A A

Rozmiar tekstu

A-   A+
Gospodarka/Polityka

11 września, 2018

Zamilczane porozumienie

fot.: domena publiczna

11 września. Dziś ta data wszystkim kojarzy się z terrorystycznym atakiem Al Kaidy na nowojorskie wieże World Trade Center i budynek Pentagonu w 2001 roku. Mało kto pamięta o wydarzeniu, które dokładnie dwadzieścia jeden lat wcześniej istotnie zmieniło bieg polskiej historii.

 

Najpierw 8 lipca 1980 roku w Państwowych Zakładach Lotniczych w Świdniku na Lubelszczyźnie doszło do przestoju w pracy, jak wówczas strajk nazywały komunistyczne media. Potem było już coraz bardziej gorąco i to nie tylko dosłownie za sprawą pogody, ale też politycznie na skutek rozszerzającej się fali strajkowej. Stanęły stocznie na Wybrzeżu, kopalnie na Śląsku i cale mnóstwo różnych zakładów pracy. Na ile władza sytuację kontrolowała trudno dziś jednoznacznie odpowiedzieć. Jako że rozwiązanie siłowe w tym momencie nie wchodziło w grę władza nie mając zbyt dużego pola manewru usiadła ze strajkującymi robotnikami do negocjacyjnego stołu.

„Dziwnym” zbiegiem okoliczności na czele komitetów strajkowych stanęli — jak się później okazało — tajni współpracownicy Służby Bezpieczeństwa. Rozmowy zakończyły się podpisaniem porozumień: w Szczecinie, Gdańsku, Jastrzębiu Zdroju i — właśnie 11 września — w Hucie Katowice (stąd porozumienie zawarte de facto w Dąbrowie Górniczej określa się mianem „katowickiego”). O ile pierwsze trzy porozumienia podpisywali kapusie, w Dąbrowie Górniczej w momencie zawierania ugody na czele komitetu strajkowego stał autentyczny robotnik nie skażony współpracą z bezpieką — Andrzej Rozpłochowski. Dokument ten był o tyle istotny, że gwarantował tworzenie ogólnopolskiego niezależnego związku zawodowego (poprzednie porozumienia owszem mówiły o tworzeniu takich organizacji, ale niekoniecznie w skali całego kraju). W dokumentach przejętych przez Instytut Pamięci Narodowej SB przyznaje, iż były to ustalenia idące o wiele dalej od porozumień zawartych w Gdańsku i Szczecinie. Już dwa dni później Rada Państwa PRL (to taki zbiorowy organ pełniący rolę głowy ówczesnego państwa) wydała dekret o możliwości rejestrowania się nowych związków zawodowych w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie.

Niespełna miesiąc później zarejestrowany został Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”. Potem Rozpłochowski stanął w szranki wyborcze na przewodniczącego Zarządu Regionu Śląsko–Dąbrowskiego. SB nie chcąc dopuścić do jego elekcji puściła w obieg całe mnóstwo „dokumentów” ukazujących go w jak najgorszym świetle; nic dziwnego, że wybory przegrał. W tym samym czasie popadł w konflikt z Lechem Wałęsą. „Mnie postawią tron, a tobie szubienicę” — rzucił mu Wałęsa podczas kłótni.

Piętnaście miesięcy później Rada Państwa znów wydała dekret (o stanie wojennym) i Rozpłochowski został internowany, potem oskarżony o działalność antypaństwową. Do skazania nie doszło, bo władza ogłosiła amnestię. W 1988 roku „skorzystał z propozycji” SB i wyjechał do Stanów Zjednoczonych, aby móc leczyć żonę, która zapadła na poważną chorobę. Dwadzieścia dwa lata później powrócił. Wcześniej odebrał telefon od przyjaciela, z informacją, że z akt znajdujących się w zasobach IPN wynika, że jego żona od samego początku ich znajomości była tajną współpracowniczką bezpieki, co w praktyce oznaczało, że została mu po prostu podstawiona.

Mimo niezaprzeczalnej rangi porozumienie katowickie zostało (sporym wysiłkiem Służby Bezpieczeństwa i jej pomocników) w znacznym stopniu z pamięci społecznej wyparte. Pamięć o czymś, co wyrwało się spod kontroli dla bezpieki była niepożądana. Dlatego przez lata usiłowano zdyskredytować przywódcę strajku w Hucie Katowice — Andrzeja Rozpłochowskiego. Zresztą nie pierwszy on i nie ostatni, któremu napisano nowy życiorys i to niekoniecznie negatywny. Przykładów w dzisiejszej rzeczywistości można znaleźć bez liku i to niezależnie od strony politycznej. Zwłaszcza, gdy w kalendarzu pojawia się data najbliższych wyborów.

-TAJPAN

Możliwość komentowania jest wyłączona.