07 lipca, 2018
część czwarta „Poradnika Urlopowego” (część trzecią czytaj -> TU)
Na czym stanęliśmy?
Ach tak. Opowiadałem państwu historie różnych niesamowitych ludzi, których spotkałem przez lata w wagonach kolei państwowych. Jeżeli nie załapaliście się na poprzedni odcinek odsyłam do linku znajdującego się powyżej.
Tam poznacie ostatnie trzy typy na mojej wspaniałej liście i być może na wasze twarze wstąpi uśmiech zaskoczenia, zadziwnienia, zadowolenia lub którejś z innych, rozlicznych emocji zaczynających się na literę „z”.
Poniżej prawdziwa, ścisła czołówka moich przedziałowych przyjaciół.
Zdarzyło się razu pewnego, że siedziałem w przedziale z panem, który rozwiązywał krzyżówki. Robił to bardzo, bardzo szybko. Wręcz maszynowo. Strona za stroną. Nawet się nie zastanawiał. Miał przygotowanych kilka zeszytów po 200 Panoramicznych, ale w takim tempie wydawało się, że nie wystarczy mu na całą podróż.
„Bardzo szybko pan rozwiązuje krzyżówki.” – zauważyłem błyskotliwie.
On podniósł głowę. Miał okulary na nosie i bardzo dziwny wzrok.
„To kwestia wprawy.” – pouczył mnie pan.
Nastąpiła chwila denerwującego milczenia.
„No pewnie. Wprawy też. Ale wiedzy przecież.” – zwróciłem uwagę.
On podniósł głowę i dał mi do zrozumienia, że nie dosłyszał.
„Wiedza!” – powiedziałem głośniej. – „Musi pan mieć dużą wiedzę!”
On nieskromnie pokiwał głową. Patrzył na mnie przez chwilę podejrzliwie po czym przemówił:
„Nie ogląda pan teleturniejów, co?” – spytał mnie.
„Nie bardzo.” – odpowiedziałem.
„Mhm. To widać.”
Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, czy pan mnie obraził czy może jest coś ewidentnego w mojej aparycji co niezbicie wskazuje, że nie oglądam teleturniejów.
Po chwili napięcia nie wytrzymałem:
„Dlaczego?”
On znowu podniósł oczy z nad krzyżówki. Zlustrował mnie nieprzyjaznym wzrokiem.
„Hm?”
„Dlaczego pan tak uważa?”
„Jak uważam?” – udał, że nie wie o co chodzi.
„Pogrywa ze mną. Dobry jest.” – pomyślałem.
„Dlaczego pan uważa, że to oczywiste, że nie oglądam teleturniejów?”
Pan wlepia we mnie gały, jakbym był zupełnym kosmitą. Po chwili zaczyna oficjalnie przemawiać. Z odchrząknięcia i przewracania oczami wnioskuję, że wypowiedź będzie miała charakter reprymendy:
„Proszę pana.” – zaczął oficjalnie. – „Zna pan taki teleturniej „Miliard w Rozumie”?”
„Oczywiście.” – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
„Mhm.”
Znowu zamilkł.
W tym momencie zacząłem się domyślać, co się święci.
„Był pan tam, tak?”
On pokręcił głową, jakby chciał kategorycznie zaprzeczyć i powiedział:
„W finale. Trzy razy.”
„Kiedy to było?”
„Najpierw w 1998. Potem w 2001 i 2002.”
Dalsza rozmowa już nie bardzo się kleiła, bo pan był tak urażony, że go nie kojarzę, że nie bardzo było o czym gadać. A mnie oczywiście zrobiło się bardzo głupio, że nie poznałem tak ikonicznego celebryty.
Podczas którejś wojaży do Trójmiasta i z powrotem zdarzyło mi się podróżować z pewną dziewczyną. Z sympatycznej konwersacji wynikło, że jest studentką dietetyki. Wyjawiła mi, że na dietetyce wszyscy jedzą. Cały czas. I rozmawiają o jedzeniu.
Opowiadała, że jak wraca z zajęć to idzie do sklepu, robi zakupy, wieczorem gotuje albo piecze i na drugi dzień idzie na zajęcia, dzielić się z innymi studentami dietetyki jedzeniem i dyskutować o nim.
Tak oto zadała kłam powiedzeniu „szewc bez butów chodzi”.
W dalszej rozmowie, okazało się, że dziewczyna jest córką właściciela fokarium na Helu.
Ta wiadomość jakoś mnie tak rozemocjonowała, miałem mnóstwo pytań.
„Jakie są foki po godzinach?”, „Czy miałaś czasem foki w domu?”, „Czy w dzieciństwie bawiłaś się z fokami?”
Okazało się, że foki są bardzo sympatyczne nie tylko w godzinach odwiedzin fokarium, a ona wielokrotnie miałą okazję bawić się z fokami.
Wow!
Naszły mnie kolejne pytania. „Czy fokarium nie jest przypadkiem właściwie jedyną rzeczą, która się znajduje na Helu?”
Powiedziała, że „właściwie to tak właśnie jest”. Zapytałem wobec tego, czy ma siostrę. Powiedziała, że nie.
Zasugerowałem wobec tego, że skoro na Helu nie znajduje się nic sensownego poza fokarium a ona nie ma sióstr, to jako prawowita spadkobierczyni fokarium jest po swojej matce drugą najważniejszą kobietą na Helu.
Prawdziwą księżniczką Helu!
Wow!
To wszystko robiło na mnie jakieś surrealistyczne wrażenie. Nie wiem czy rozumiecie. Dzisiaj rzeczywiście wydaje mi się to trochę głupie ale wtedy byłem cały w emocjach, jakbym rozwiązał jakąś niedorzeczną zagadkę ludzkości. Podsumujmy fakty:
1. Dziewczyna jest wychowana wśród fok
2. Jest księżniczką półwyspu
3. Jej życiową pasją jest przygotowywanie i spożywanie jedzenia. I rozmawianie o jedzeniu.
Do dzisiaj wydaje mi się, że byłby to wspaniały temat na film Disneya. Ile małych dziewczynek i dorosłych kobiet mogłoby oglądać tę historię z wypiekami na twarzy. Wzdychać i myśleć „jak bardzo chciałabym być taką księżniczką, jeść pyszności i odziedziczyć fokarium…”
Oto kilka propozycji na tytuł takiego filmu:
-„Spożywcza królewna”
-„Dziewczyna z półwyspu”
-„Dziedzic Foczego Imperium”
-„Księżniczka i Obiad”